Długo zbierałam się na napisanie tej notki, ale cóż, jest to nieuniknione...
Ostatnio bardzo spadła aktywność, jest coraz mniej komentarzy, wyświetleń... Może nie jest to główny powód zawieszenia bloga (tak, zawieszam go), no ale po części jednak jest to przez to. Należę, do osób, które lubią przyjąć zarówno pochwały, jak i krytykę. Jak mam się rozwijać, kiedy widzę tylko "Super, czekam na next :*"? Możecie pisać to na odwal się, dosłownie. Czasem odczuwałam presję, martwiłam się, że nie zdążę dodać rozdziały na czas. Ale po co? I tak się sobie dziwię, że udało mi się prowadzić naraz trzy blogi. Teraz skupię się na jednym. I myślę, że to dobra decyzja.
Wszystko tutaj poszło nie po mojej myśli. O wiele większe znaczenie miała mieć Britney. Miałam zacząć wątek z nią od następnego rozdziału, jednak postanowiłam, że to koniec. To wszystko nie miałoby już sensu. Skupiłam się na Raurze, a nie taki miałam zamiar. Pewnie dla Was to super, Lau i Ross, wiem. Ale nie dla mnie. To zrobiło się jakieś bezbarwne. Miałam pomysł na resztę bohaterów i cieszę się, że ich nie wykorzystam tutaj. Kiedyś być może będzie lepsza okazja na opisanie tego wszystkiego.
Przyznam, że ostatnio wstawiałam mało rozdziałów. Miałam na głowie również inne blogi, naukę i życie prywatne. I błagam, nie obwiniajcie mnie za odejście. To moja decyzja. Nie umiem określić, czy tego żałuję. Zobaczymy za pare tygodni. Na pewno będę odczuwać jakieś braki, bo uwierzcie, ale w pewien sposób związałam się z Wami.
Nie chcę pisać jakiejś naprawdę długiej notki. Przez pare sytuacji, które ostatnio miały miejsce w moim życiu, nabrałam trochę dystansu i mam zupełnie inne podejście i poglądy na pewne sprawy. Pewnie i tak większość nie przeczyta tych wypocin, więc nie będę się wielce produkować.
Dziękuję WSZYSTKIM, którzy czytali to opowiadanie, wchodzili na bloga, wspierali mnie. Miałam w Was wielkie wsparcie. To urocze.
Jak już mówiłam, nie odchodzę z bloggera. Teraz skupię się na nowym blogu, na który mam naprawdę fajny pomysł. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to zachęcam do odwiedzenia go. Ghost to taka moja perełka, jestem dumna z niego.
http://ghost-raura.blogspot.com/
Dziękuję jeszcze raz i przepraszam. Wiem, że zawaliłam. Do zobaczenia ♥
sobota, 9 maja 2015
czwartek, 23 kwietnia 2015
Rozdział 14~According to your heart
*Oczami Laury*
-Ona napisała! Napisała, rozumiesz?!-Cieszyłam się jak głupia z faktu, że moja przyjaciółka nie odtrąciła mnie jednak na dobre. Było to jeden sms, a mimo to moja ekscytacja ciągle rosła.
-Lau, leż spokojnie i odpoczywaj. Jesteś chora, najlepiej
będzie, jeśli pójdziesz spać-powiedział Ross, podając mi kubek gorącej herbaty.
-Co ja poradzę, że tak bardzo się cieszę?-Próbowałam się
podnieść, jednak blondyn delikatnie mnie przytrzymał i znów położył na wygodne
łóżko.
Ugh, dlaczego? W tamtej chwili miałam ochotę skakać,
piszczeć i wrzeszczeć jak małe dziecko! Minęły dwa dni, a ja nadal tak bardzo
się cieszyłam.
Nie chciałam spać. Czułam się okropnie, ale nie chciałam spać.
Te wahania nastrojów podczas moich chorób były okropne!! Pragnęłam teraz być
przy Britney, rozmawiać z nią... Przecież mamy tyle do nadrobienia. Ostatni raz
widziałam ją wtedy w galerii, w dniu kiedy poznałam Rossa. Coś się kończy, coś
się zaczyna... Nie! Moja przyjaźń z Brit nie jest skończona. Nie zmarnuję tyle
lat, w których wspólnie śmiałysmy się, płakałyśmy, bałysmy się. Tyle emocji,
tyle uczuć. To musiało mieć dla niej jakieś znaczenie. Za każdym razem, gdy
zamykałam oczy, widziałam naszą dwójkę. Zawsze razem, na zawsze razem. To była
obietnica. Obietnic się nie łamie. Britney by tak nie zrobiła.
W głowie usiłowało mi się tysiące myśli. Może po prostu
wyjechała z Maxem, chciała odpocząć? Może pomaga chorej matce? No tak, przez to
wszystko zapomniałam o pani Fenty. Koniecznie muszę ją odwiedzić.
Myślę, że opieka nad mamą nie kolidowałaby się z naszymi
spotkaniami czy chociaż tymi głupimi sms-ami. To musiało być coś
poważniejszego.
*Oczami Vanessy*
-Chcesz coś do picia,
kochanie?-zapytałam leżącego obok mnie Thomasa.
Mieliśmy w planach całonocne oglądanie filmów. Przyznam, że brakowało mi
tego. Pare miesięcy temu robiłyśmy sobie z Laurą maratony filmowe, ale to się
zmieniło. Już nie spędzamy ze sobą tyle czasu, już nie jest moją małą Lau...
Wydoroślała. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. W głębi duszy jestem z niej
dumna, wiele przeszła jako nastolatka. Teraz jest już dorosła i mam nadzieję,
że będzie sobie radzić. Z drugiej strony będę za nią tęskniła. Przez ostatnie
kilka lat miałyśmy tylko siebie. Żyłyśmy dla siebie. Miałyśmy swój mały,
dwuosobowy team, dla którego zrobiłybyśmy wszystko. Cóż, obie potrzebujemy
zmian. Oby te zmiany przyniosły wiele dobrego.
-Siedź tutaj i się nie ruszaj.
Brunet chwycił mnie za biodra tak, abym znalazła
się na nim. Pocałowałam go w usta, oboje zachichotaliśmy. Przy nim byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Czas spędzony z nim był najlepszym czasem w moim życiu. Cieszyłam się, że nareszcie znalazłam miłość. Ja też na nią zasługuję.
Mówiąc szczerze, nie rozmawiałam z Laurą o Thomasie od czasu naszej ostatniej kłótni. Bałam się kolejnych sprzeczek. Nawet nie miałam pojęcia, co jej w nim nie pasowało. Nic jej nigdy nie zrobił, nie skrzywdził jej, nie postawił się... Lau ciężko zrozumieć. Okej, liczyło się jej zdanie, jednak to ona tym razem powinna akceptować moje wybory. Ona jest z Rossem, ja jestem z Thomasem i obie jesteśmy szczęśliwe. Mnie też ciężko było zaakceptować jej chłopaka, jednak z czasem przekonałam się do niego. Hmm... W sumie nie lubiłam go tylko dlatego, że byłam pełna obaw. Przecież mógł ją zranić, wykorzystać i zostawić z pękniętym sercem. Po Wigilii już się tego nie obawiam. Widać, że są zakochani, a mój mały ptaszek wyfrunął z gniazda i leci, by spełniać swoje marzenia. Oczywiście kibicuję jej, po to właśnie jestem. Muszę ją wspierać, być przy niej i starać się spełniać swoje obowiązki jako siostra i opiekunka. To ja mam być jej aniołem stróżem. To zaszczyt opiekować się tym taką cudowną osobą jak ona. Powinnam się z tego cieszyć, a nie traktować to jako męczącą pracę. Miałam wspaniałą siostrę, chłopaka, dom... Wszystko to, o czym zawsze marzyłam. Nie mogłam tego zmarnować. Nigdy nie lubiłam się kłócić, a ostatnio naprawdę dużo razy sprzeczałam się z Lau. Kiedyś obwiniałam za to Rossa. Byłam taka głupia. On ją uszczęśliwiał. Był przy niej, kiedy mnie zabrakło. W tej chwili życzyłam im jak najlepiej.
*Oczami Rossa*
-Co z nią?-zapytał Riker.
Zdziwiłem się. Zawsze wydawał się być obojętny co do Laury. No, może trochę przesadzam. Oczywiście zamienili czasem pare zdań, jednak nie mogłem tego zaliczyć do jakiś poważnych rozmów.
-Poszła spać. Błagam, nie budź jej-odpowiedziałem i opadłem bezwładnie na sofę obok brata. Byłem wycieńczony. Nie wiedziałem czy to dlatego, że cały dzień nie mogłem okazać jej żadnych uczuć, bo najzwyczajniej w świecie mi na to nie pozwalała, czy dlatego, że nie spałem całą noc, gdyż mój wspaniały braciszek Rocky postanowił pobawić się ze zwierzakami Rydel. Był na tyle głupi, że zamiast potem zamknąć klatkę, zostawił ją otwartą i dwie świnki morskie łatwo się stamtąd wydostały. Szukaliśmy je po całym domu przez calusieńką noc! Dells zrobiła już mu długie kazanie odnośnie dotykania jej "słoneczek". O mój Boże... Ona naprawdę zwariowała na ich punkcie!
Byłem również zawiedziony tym, że Lau była chora. Nie mogłem poczuć smaku jej ust, nie mogłem jej przytulić. Nie chciała tego. Bała się, że mnie zarazi czy coś w tym stylu. Minęło kilkanaście godzin, a ja cholernie za nią tęskniłem. Och, czy to normalne?
Witam z rozdziałem, kochani! Nie myślałam, że napiszę to dzisiaj, gdyż niedawno wróciłam z Inowrocławia :3 Rozdział jest beznadziejny, wiem. Nie miałam na niego pomysłu. Nareszcie świat oczami Van! Kto się cieszy?
Dobra, jeszcze jedna sprawa... Co Was tak mało? Widzę wyświetlenia, ale komentarzy brak. Przecież wiecie, że potrzebuję motywacji, no nie? Słowa krytyki również by się przydały. Dla Was to pare minut, a mi to poprawia humor i sprawia, że się uśmiecham. Okej, nie zanudzam już dłużej. Do napisania! xx
piątek, 17 kwietnia 2015
Serce w chmurach
O MÓJ BOŻE
Notka będzie na górze, bo mam wiele do wytłumaczenia.
1.Baaardzo przepraszam, że tyle mnie tu nie było. To był naprawdę zwariowany miesiąc, miałam wiele na głowie, zepsułam laptopa, ogólnie chciałam coś zmienić, ale o tym dalej:)
2.Dziękuję za wszystkie nominacje do TB, jednak to jedyna, na jaką odpowiem, ze względu na brak czasu. We wtorek jadę do Inowrocławia spotkać się z przyjaciółmi, bo mam okazję. Hehe, egzaminy8) Btw powodzenia wszystkim, którzy piszą we wtorek, środę i czwartek!
3.Ostatnio naprawdę nie mam weny, więc to, co przeczytacie niżej to najgorsze, co ostatnio napisałam. Aż wstyd mi publikować, ale cóż, muszę :') "Serce w chmurach"... Temat wzięłam bardzo dosłownie, co chyba widać XD
4.Nienawidzę pisać na tablecie/telefonie. To mega pracochłonne, ale idzie wytrzymać.
5.Uzależniłam się od Pamiętników Wampirów i to kolejny powód, dlaczego aż tyle mnie tu nie było XD W 48h obejrzałam 31 odcinków, które trwają po 40 minut. Uzależnienie? Yes.
6.Chciałam Wam tu wstawić moje fav zdjęcie Raury, ale na moim laptopie obecnie nie ma NIC oprócz ikonki z internetem. Wszystkie moje fanarty, filmiki, zdjęcia z dzieciństwa (haha) czy inne cenne rzeczy przepadły :')
7.Wracam do punktu pierwszego. Chciałam coś zmienić i najwidoczniej powoli mi się udaje. Pierwszy raz od ośmiu miesięcy czuję się szczęśliwa. Zaczyna mi się układać z crushem (nareszcie <3333), mam mega dobry kontakt z klasą, ogólnie czuję się świetnie. To chyba dobrze, no nie? Oby to jakoś zaowocowało. Trzymajcie kciuki.
8.Przepraszam jeszcze raz, ale naprawdę ten miesiąc był strasznie zwariowany, ale i świetny zarazem. Przepraszam również bloggerów, u których nie byłam już od czterech tygodni. Spróbuję wszystko nadrobić.
9.Czy tylko mi jest przykro z powodu Dellylandu?:((
Alex, liczę, że chociaż Tobie O.S. przypadnie do gustu:)
-Witam wszystkich na pokładzie linii lotniczych Boeing 777. Mam na imię Laura i jestem szefem lotu do Los Angeles. Przedstawię teraz Państwu zasady bezpieczeństwa. Maski tlenowe znajdują się w apteczkach, tuż pod siedzeniami. W razie nagłego spadku ciśnienia, prosze natychmiast je założyć. Samolot posiada 6 wyjść awaryjnych, które oznaczone są specjalnym zielonym znakiem. W razie problemów można skontaktować się z którymś z członków naszej załogi. Mamy nadzieję, że lot będzie dla Państwa przyjemny. Życzymy miłej podróży.
Bycie główną stewardessą powoli mnie męczyło. Miałam dość rozłąki z ukochanym, braku czasu na spotkania ze znajomymi i wiecznego podróżowania. Nigdy nie sądziłam, że ta praca będzie na tyle ciężka, że nawet po powrocie do domu nie mam choćby ochoty na jakieś wyjścia z Rossem. Ciągle jakieś nowe loty, to wszystko sprawiało, że odechciewało mi się pracy w tej branży. Jako dziecko marzyłam o tym, by być tym, kim teraz jestem, jednak powoli zaczynam żałować moich dziecięcych fantazji. Wszystko byłoby w porządku, gdybym miała choć odrobinę więcej wolnego.
Oczywiście istnieje możliwość wzięcia urlopu, jednak to niezbyt mi się opłaca. Ross jako nauczyciel ma wakacje tylko przez lipiec i sierpień, wtedy mogę sobie pozwolić na mały odpoczynek.
-Tutaj, halo!-Kobieta machała mi i wyraźnie czegoś chciała, więc podeszłam do niej z uśmiechem na twarzy. Oczywiście nie był to taki prawdziwy uśmiech, lata praktyki robią swoje.
-W czym mogę pomóc?-zapytałam ciepło.
Obok pasażerki siedziała mała dziewczynka, miała może z 5 lat. Była naprawdę słodka! Patrzyła się na mnie dużymi oczami w kolorze niebieskim. Zazdroszczę ludziom, którzy mają swoje pociechy. Niestety los tak chciał, że nie mogę być posiadaczką tej cudnej osoby jaką jest dziecko. Chciałam być matką, jednak to było niemożliwe.
-Poprosimy jakiś soczek dla mojej małej Elizabeth-Matka dziewczynki odwróciła się w jej stronę i obie głośno się zaśmiały.
Elizabeth....
Tak nazwałabym swoje dziecko.
Dlaczego życie zawsze robi nam pod górkę? Dziecko to najpiękniejszy dar jaki można dostać, a niektórzy są okrutni dla tych małych aniołków. Gdy nieraz słyszę o różnych zabójstwach czy tego typu sprawach, robi mi się naprawdę smutno. Ludzie nie doceniają tego, co mają.
-Halo?
Ocknęłam się i przeprosiłam kobietę, po czym skierowałam się do innego działu, by przynieść jej napój.
Wróciłam z powrotem i podałam małej blondynce szklankę z sokiem pomarańczowym. Podziękowała, więc oddaliłam się i sprawdzałam, czy ktoś czegoś nie potrzebuje.
-Ej laska!
No tak... Istnieje także ten typ pasażera. Bezczelny, chamski, niekulturalny... Najgorszy ze wszystkich!
-Słucham?-Próbowałam trzymać nerwy na wodzy.
-Ile bierzesz za godzinę?-Puścił mi oczko.
Prychnęłam i odeszłam z dala od tego idioty.
Chce panienkę na jedną noc? Zapraszam do burdelu!
Tęskniłam za Rossem. Dziwiłam się, że jeszcze wytrzymywał te moje ciągłe podróże. Jednak to nam nie przeszkadzało. Miłość przetrwa wszystko, czyż nie?
Nareszcie koniec tego męczącego lotu! Ludzie opuścili pokład, zostałam tylko ja wraz z pilotem.
-Do zobaczenia pojutrze, Ben!-krzyknęłam, ledwo trzymając się na nogach.
Zaproponował mi podwózkę, jednak wiedziałam, że gdzieś tutaj musi być Ross. Wyszłam z samolotu i nie myliłam się.
Podbiegłam do niego prędko, od razu odzyskałam siły. Nie widzieliśmy się co prawda tylko trzy dni, jednak wiele mnie to kosztowało. Wolałabym spędzać ten czas z moim ukochanym, a nie z bandą denerwujących pasażerów.
-Tęskniłem-wyszeptał wprost do mojego ucha. Podniosłam się na palcach i musnęłam delilatnie jego wargi, zamykając przy tym oczy. Och, tak cudownie czuć smak jego ust...
Byłam szczęśliwa, że w końcu mogłam odpocząć w SWOIM łóżku, na dodatek z osobą, którą kocham.
-Lau?-zapytał niepewnie Ross.
Lau...Zawsze tak do mnie mówił. Mieliśmy prawie trzydzieści lat, a on ciągle zwracał się do mnie tak jak w liceum. Niektóre rzeczy zostają z nami na zawsze. Przynajmniej to jakoś mnie pocieszało.
-Tak?
-Kiedy jesteś w tych hotelach, ja..-Widziałam, że się bał. Dlaczego rozmowa ze mną sprawiała mu trudność?-Po prostu jestem zaniepokojony. No wiesz, jesteś ładna, zgrabna, niesamowicie seksowna no i najważniejsze~nikt nie jest tak dobry jak Ty. Chodzi oczywiście o charakter. Twoja miłość do mnie, do dzieci. Poczucie humoru. Zawsze chcesz komuś pomóc. Mam wrażenie, że spotkałem anioła. Faceci lubią takie kobiety.
Poczułam napływające do moich oczu łzy. Byliśmy ze sobą od siedmiu lat, znaliśmy się jeszcze dłużej. Co prawda nie byliśmy jeszcze małżeństwem, ale po tym, co powiedział, byłam przekonana, że to z nim chcę być aż do śmierci.
Ujęłam jego twarz w dłonie i powiedziałam:
-Jesteśmy ze sobą już tyle lat, a ja z każdym dniem kocham Cię coraz bardziej i intensywniej. Nigdy, przenigdy nie dopuściłabym się zdrady. W moim sercu jest miejsce tylko dla jednej osoby i jesteś nią Ty. Nieważne, czy jesteś tysiące kilometrów dalej albo czy masz te swoje humorki. Zawsze będę kochać tylko Ciebie, jasne?
Uśmiechnął się. Był szczęśliwy. Jak ja.
Ostatni dzień w Los Angeles. No, nawet nie dzień. Kilka godzin. Za niedługo mam kolejny wylot. Przez kolejne kilka dni nie będzie mnie w domu. Jak zwykle będę daleko od Rossa. W samolocie nie mam możliwości pisania do niego czy dzwonienia, jedynie w hotelu. Tam jednak jestem tylko pare godzin po to, aby się wyspać. Potem znowu to samo, lecz inne miejsca. Zaczynam zauważać same wady.
Wracając do Rossa. Miał dzisiaj kończyć przed jedenastą. Jest w pół do pierwszej. Nie odbierał telefonów, nie dawał znaku życia. Za cztery godziny mam wylot, a jego nadal nie ma. Nie wspomnę o tym, że specjalnie uszykowałam dla niego obiad. Zazwyczaj je sam na mieście, ale gdy ja jestem, staram się ugotować mu coś dobrego.
-Gdzie on, do cholery, jest?-mówiłam sama do siebie, chodząc w kółko.
Usiadłam przy stole, gdy przyszedł mi do głowy pewien plan. Wzięłam spakowaną już walizkę oraz kluczyki od auta i zbiegłam na dół. Odszukałam na parkingu swój samochód i wsiadłam do niego, po czym udałam się do szkoły Rossa.
Wparowałam do budynku niczym torpeda. Korytarz był opustoszały. No tak, dzieci z podstawówki kończą lekcje wcześniej.
Ruszyłam na drugie piętro, do sekretariatu. Młoda brunetka za biurkiem była całkiem sympatyczna. Kiedyś udało mi się zamienić z nią pare słów.
-Witaj, Emmo. Widziałaś gdzieś Rossa? Miał skończyć pracę pare godzin temu, a nadal go nie ma.
Dziewczyna nieśmiało pokazała na drzwi od pokoju dyrektorki. Była czymś speszona. Pokiwałam głową na znak podziękowania. Położyłam dłoń na klamce, przekręciłam ją i otworzyłam drzwi.
Momentalnie się we mnie zagotowało.
-Co to, kurwa, ma być?!-krzyknęłam.
Mój narzeczony siedział na małej sofie w kącie pomieszczenia z tą szmatą, jego pracodawczynią. Blondynka nie miała na sobie bluzki, a ręce Rossa badały jej ciało. Jego rozpięty rozporek również niezbyt dobrze świadczył.
-Jak możesz oskarżać mnie o niewierność, zdradzając mnie z pierwszą lepszą?-rzuciłam ze łzami w oczach i wybiegłam.
Czułam na sobie pełne współczucia spojrzenie sekretarki. Byłam... załamana. Moje serce pękło. Pękło na miliony małych kawałeczków, których nie da się już naprawić. Widok osoby, z którą niegdyś chciałam dzielić całe swoje życie z inną kobietą był najgorszym widokiem, jaki kiedykolwiek było mi dane widzieć. Ciekawe ile to trwa? Tydzień, miesiąc, rok? Pieprzył się z tą blondwłosą suką tylko po to, by mieć pracę. Nie oszukujmy się, w tych czasach naprawdę trudno o jakiekolwiek stanowisko.
-Laura, czekaj!-usłyszałam głos Rossa i zapinanego paska od spodni. Zacisnęłam zęby i szybko otworzyłam główne drzwi, po czym opuściłam budynek. Wsiadłam do auta i miałam ruszać, kiedy blondyn stanął naprzeciwko niego. Prychnęłam tylko i zatrąbiłam klaksonem. Spojrzałam odruchowo na lusterko. Rozmazany tusz spływał mi po twarzy razem ze łzami smutku i żalu. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie będę płakać, jeśli ktokolwiek mnie zrani. Miałam być silna, miałam...
Wyczerpana opadłam na siedzenie i wpatrywałam się w jego twarz. To nie był ten sam Ross, którego poznałam kilka lat temu. Ten Ross był zakłamaną, fałszywą gnidą! Zostało mi półtorej godziny do odlotu, powinnam być już teraz na miejscu. Wiedziałam, że ten idiota i tak odejdzie, więc odpaliłam silnik i ruszyłam do przodu. Miałam rację. Odsunął się na bok, umożliwiając mi przejazd. W tym momencie nie chciałam go widzieć.
-Ben, daj mi dziesięć minut!-krzyczałam do słuchawki. Pilot kazał mi się pospieszyć, a ja nie byłam nawet przebrana. Wleciałam do lotniskowej łazienki niczym torpeda i wyszukałam jakąś wolną kabinę. Błyskawicznie ubrałam się w mój strój stewardessy. Okej, jeszcze tylko twarz i będzie dobrze. Na całe szczęście już tak bardzo nie płakałam. Gdyby widzieli mnie w stanie z przed piętnastu minut, najprawdopodobniej nie pozwoliliby mi lecieć i wybraliby jakąś inną paniusię. Nie chciałabym tego, gdyż wtedy musiałabym wrócić do domu i oglądać jego fałszywy ryj.
Zrobiłam to samo co zwykle~przywitałam się z pasażerami, udawałam niezwykle szczęśliwą i próbowałam przeżyć. No dalej, Lau, przecież robiłaś już to wcześniej, to nic trudnego! Och, nie oszukujmy się. To cholernie trudne.
Przez pierwsze pół godziny nikt mnie nie potrzebował, więc mogłam spokojnie odpocząć i rozmyślać, co nie było mądrym rozwiązaniem.
Postanowiłam, że przejdę się po pokładzie i popytam, czy ktoś czasem czegoś nie potrzebuje. Jeden mężczyzna prosił, abym podała mu butelkę wody, więc spełniłam jego prośbę. Przeszłam na same tyły i ujrzałam tą samą śliczną dziewuszkę, która siedziała ze swoją równie urodziwą matką. Jak zwykle poprosiły o sok. Przynajmniej jej widok jakoś mnie pocieszał.
Nagle podbiegła do mnie Anna, druga stewardessa.
-Mamy kłopoty.-Cała się trzęsła i była wyraźnie zdenerwowana.-Problemy techniczne, Ben nie może zapanować nad maszyną.
Jak to nie może? Co się dzieje, do cholery? Faktycznie, coraz mnie tlenu.
-Uwaga, proszę wyciągnąć maski tlenowe! Ciśnienie znacznie spada, mamy drobne usterki, jednak proszę nie panikować. Wszystko będzie w porządku-uspokajałam pasażerów.
Słychać było krzyki ludzi, czuć było, że samolot spada. Dlaczego wszystko dzieje się tak szybko. Wróciłam z powrotem do małej Liz i jej matki, próbowałam je pocieszyć. Nikt dzisiaj nie zginie, nie możemy na to pozwolić.
Wszystko będzie w porządku.
Myliłam się....
Czułam się odrętwiała. Właściwie to nic nie czułam. Otworzyłam oczy, a słoneczne promienie od razu mnie oślepiły.
-Laura?
Próbowałam zlokalizować, skąd dochodził jego głos, jednak się gubiłam. Mroczki i czarne plamki, które widziałam jakoś mi nie pomagały.
Próbowałam podnieść się na łokciach, ale w tej chwili poczułam, że wszystko się we mnie pali. Bolało, tak cholernie bolało.
-Gdzie... Gdzie ja jestem?-Zmusiłam moje wargi do ruchu. Każdy nawet najmniejszy ruch powodował u mnie falę bólu.
-Jesteś w szpitalu. 17 dni leżałaś w śpiączce, cudem przeżyłaś katastrofę samolotu-mówił spokojnie Ross. Tak, Ross. To był on.
-Och, dlaczego nic nie pamiętam?-Udało mi się otworzyć oczy, jednak potrafiłam wpatrywać się tylko w sufit.
-Poczekaj, pójdę po lekarza. Powinien wiedzieć, że znowu jesteś wśród żywych.
Głowa opadła mi na ramię, a trzask zamykanych drzwi spowodował mocne dudnienie w uszach. Jak to możliwe, że przeżyłam taki wypadek? Nie pamiętałam nic z tego feralnego dnia. Zupełnie nic.
Lekarz wyjaśnił mi wszystko. Nie byłam jedyną, która przeżyła. Było jeszcze dwóch innych pasażerów. Byłam w ciężkim szoku. Głównym powodem była świadomość, że przez 17 dni nie dawałam znaku życia. O mój Boże, to kawał czasu.
-Cały czas byłeś przy mnie?-zapytałam narzeczonego.
Ten ujął moją dłoń i przytaknął głową. Mimo uczucia palenia udało mi się uśmiechnąć.
-Przepraszam Cię, Lauro.
Zmarszczyłam brwi. Nie bardzo wiedziałam, o czym on mowił.
-Przecież nie masz mnie za co przepraszać.
Spuścił głowę. Był smutny. Dlaczego? Przecież dopiero co wybudziłam się ze śpiączki, powinniśmy się cieszyć. To nie jego wina, że samolot uległ zniszczeniu. Nie miał czym się przejmować.
Okazało się, że jedną z osób, którym udało się przeżyć, była mała Elizabeth. Biedna straciła i matkę, i ojca. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Była za młoda na samodzielne życie. Dlatego po opuszczeniu szpitala, złożyłam z Rossem pismo dotyczące adopcji. Zostało ono rozpatrzone pozytywnie, a cały proces przeszedł naprawdę migiem. Liz zamieszkała z nami. Z początku ciągle wypytywała o swoją matkę. Ja mówiłam prawdę. Nie można oszukiwać dzieci. To tak, jakby oszukiwać siebie samego.
Z moim narzeczonym układało się znakomicie. Zrezygnowałam z pracy specjalnie dla niego. Wypadek również był tego przyczyną, bo to on sprawił, że mam traumę. Regularnie uczęszczałam na spotkania z psycholog. To przeżycie zostawiło ogromny ślad w mojej psychice. Z początku nie wiedziałam, czy uda mi się jakoś z tego wyjść. Ale się udało. Najważniejsze było to, że miałam coś, o czym zawsze marzyłam. Rodzinę.
piątek, 20 marca 2015
Rozdział 13~All I Want For Christmas Is You
Otworzyłam oczy i ujrzałam pięknie oświetlony przez słońce
pokój Ross'a. Jego jednak nie było obok. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku,
po czym spojrzałam na zegarek. 9:30...
Dopiero po paru sekundach uświadomiłam sobie, że dzisiaj
jest ten piękny dzień, który wyczekiwałam calutki rok! Wigilia!
Zwlokłam się z łóżka i w podskokach pobiegłam do kuchni.
Większość domowników była już na nogach i zabierała się za przygotowywanie
potraw.
-Cześć wszystkim-powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Reszta
odpowiedziała mi równie przyjaźnie.
Pomyślałam, że nie będę inna i również im pomogę. Poszłam
szybko przebrać się w getry i jakąś luźną bluzkę, ogarnęłam trochę włosy i
twarz, po czym wróciłam do nich z powrotem.
Pomyślałam, że nie będę inna i również im pomogę. Poszłam
szybko przebrać się w getry i jakąś luźną bluzkę, ogarnęłam trochę włosy i
twarz, po czym wróciłam do nich z powrotem. W pomieszczeniu pojawiła się nowa
osoba, a mianowicie Ross. Podeszłam do niego od tyłu i zasłoniłam mu oczy.
-Zgadnij kto to? -szepnęłam wprost do jego ucha.
Chłopak odwrócił się i delikatnie musnął mój policzek.
Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce za szyję. Uniosłam
wyczekująco brew, stając na palcach.
Nie czekając dłużej, wpił się w moje usta. Zjechał ręką
niżej i ułożył ją na mojej talii, a drugą wplótł w moje włosy. Kątem oka
zobaczyłam, że wszyscy się na nas patrzą, więc oderwałam się od niego i
wybuchłam głośnym śmiechem. Innym również udzielał się mój dzisiejszy nastrój,
bo w kuchnia wypełniła się chichotem wszystkich w niej przebywających ludzi.
Nie wiem, dlaczego dzisiaj mam taki dobry humor. Może to
dlatego, że dzisiaj nareszcie ta długo wyczekiwana Wigilia? Przecież ostatnio
dużo niemiłych rzeczy miało miejsce w moim życiu, a dzisiaj czuję się jak nowo
narodzona. Zmiana, ale pozytywna.
Nie chciałam aby ten dzień był smutny. Miał być piękny, bez
zmartwień. Chciałam, aby liczyło się tylko to, co jest teraz. Pragnęłam
zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych sprawach. Muszę skupić się na budowaniu
relacji z innymi ludźmi.
Dzisiaj przyjeżdżają państwo Lynch i muszę zrobić na nich
dobre wrażenie. Oczywiście będę sobą, to podstawa. Z jednej strony jestem
zestresowana, ale z drugiej myślę, że to będzie jeden z najlepszych dni w moim
życiu.
Wzięłam do ręki telefon i weszłam w wiadomości. Wpisałam
numer Britney i napisałam jakieś krótkie życzenia dla niej. Nie mam pojęcia,
czemu to zrobiłam. Przecież ona i tak mi nie odpisze, wiem to na pewno. Ale po
wysłaniu tego sms-a poczułam się jeszcze lepiej. Tak, jakby Brit ciągle była
moją przyjaciółką.
Rydel wyciągnęła z piekarnika pierniczki, więc wzięłam się
za ich ozdabianie. Podała mi różne posypki i lukier, zabrałam się do pracy.
Każdy coś przygotowywał. Byłam zaskoczona, że nawet Riker i Rocky pomagali.
Ciekawe na ile dokładnie...
Po skończeniu upiększania ciastek, rozejrzałam się po domu.
Pełno wiszących ozdób, zapach pomarańczy, choinka.. Wszystko to idealnie
oddawało klimat świąt. Byłam szczęśliwa, że dzisiejszy wieczór spędzę właśnie
tutaj.
Usłyszałam jakieś krzyki z kuchni, więc szybko do niej
wróciłam. Okazało się, że to Ross i Rocky się kłócili. We włosach blondyna
widziałam pełno lepiącego się lukru. Teraz rzucali się mąka, a biedna Delly ne
umiała nad nimi zapanować. Wkroczyłam więc do akcji i próbowałam ich rodzielić,
co nie było mądrym pomysłem. Po chwili i ja wygladałam jak mumia. Kichnęłam, po
czym zaczęłam się głośno śmiać. Po raz kolejny dzisiaj.
Podeszłam do Ross'a i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Kocham Cię, wariacie-powiedziałam radośnie.
Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go w soczyste usta.
Około 17 zaczęliśmy się szykować. Każdy z nas chciał wyglądać
elegancko i schludnie, więc wszyscy udali się do własnych pokoi, by doprowadzić
do porządku. Musiałam dodatkowo wziąć prysznic, bo zabawy w kuchni doprowadziły
do tego, że mąka przyklejona była do mojego całego ciała. Ubrałam czarną
sukienkę, sięgającą do kolan. Była to moja ulubiona kreacja. Dobrałam do tego
srebrną biżuterię i poprosiłam Delly o jakiś odpowiedni makijaż. Zgodziła się,
choć sama miała dużo na głowie. Kobieta anioł.
Godzinę później zadzwonił dzwonek do drzwi. Rodzice Lynchów
przyjechali punktualnie. Od samego początku zrobili na mnie dobre wrażenie. Mam
nadzieję, że z wzajemnością.
Zasiedliśmy do stołu wpół do siódmej.
Nie zabrakło też najrozmaitszych potraw. Barszcz, pierogi,
ryba i inne.
Ross zasiadł obok mnie, a jego rodzice naprzeciwko nas.
Stresowałam się trochę,to chyba oczywiste. Ale starałam się być sobą.
Stormie była bardzo miła. Kazała mi mówić sobie po imieniu.
Na początku wstydziłam się, co kobieta zauważyła i dała mi do zrozumienia, że
jest to jak najbardziej w porządku. Z Markiem było tak samo. Oboje świetnie się
dobrali, widać, że są zgranym małżeństwem. A no i najważniejsze... Mają piątkę
wspaniałych dzieci.
Skończyliśmy śpiewać kolędy, kiedy rozległo się ciche
pukanie do drzwi. Ross poszedł sprawdzić kto to, a ją w tym czasie odpowiadałam
na pytania zadane przez rodzicielkę mojego blondaska. Rocky i Riker już zabrali
się do jedzenia. Cóż... Całodzienna głodówka chyba jednak okaże się być dobra,
bo przynajmniej wszystko z talerzy zniknie.
Usłyszałam głos zarówno damski jak i męski. Odwróciłam się,
a w progu ujrzałam nikogo innego jak moją siostrę. Jakim cudem?
W tym momencie byłam zła tylko i wyłącznie na siebie.
Zostawiłam ją samą, a sama chciałam spędzić Wigilię w gronie przyjaciół. Jestem
podłą egoistką. Odsunęłam wolno krzesło i wstałam. Czułam na sobie wzrok
innych, ale teraz to mnie nie interesowało. Podeszłam wolno do Vanessy.
Spojrzałam głęboko w jej oczy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, co sprawiło,
że i ja musiałam się uśmiechnąć. Mocno ją przytuliłam, a z moich oczu popłynęły
pojedyncze łzy.
Jak mogłam o niej zapomnieć? Przecież to moja rodzona
siostra, a ją postąpiłam nie fair w stosunku do niej. Zapomniałam kompletnie,
czym jest rodzina.
Złapałam ją za rękę i zaprowadziłam do stołu. Pozwoliłam, by
usiadła po mojej drugiej stronie. Zapoznałam ją z resztą domowników. Gdy
przedstawiałam ją Rikerowi, zrobiła jakąś dziwną minę. Nie wiem, o co chodziło.
Chyba polubiła Delly, wnioskujac po jej zachowaniu. Byłam szczęśliwa, że
zaakceptowała Ross'a i jego rodzinę. To był chyba jeden z głównych powodów
naszych kłótni. Teraz przynajmniej o jeden problem z głowy.
Chciałam, by ten dzień był wyjątkowy. I tak właśnie się stało. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszych Świąt. Wszystko było idealnie, każdy był tam, gdzie być powinien.
Pierwsza Wigilia od 9 lat, której nie spędzam tylko z Vanessą. Czułam się, jakbym była związana z nimi dłużej, niż tylko pare tygodni. Traktowałam ich jak rodzinę. Mam nadzieję, że moja siostra również kiedyś tak pomyśli. Wiem, że jest jej ciężko zaufać komukolwiek, ale musi się przełamać. Dla mnie.
Pierwsza Wigilia od 9 lat, której nie spędzam tylko z Vanessą. Czułam się, jakbym była związana z nimi dłużej, niż tylko pare tygodni. Traktowałam ich jak rodzinę. Mam nadzieję, że moja siostra również kiedyś tak pomyśli. Wiem, że jest jej ciężko zaufać komukolwiek, ale musi się przełamać. Dla mnie.
Po kolacji Ross poprosił mnie do swojego pokoju. Zdziwiłam się trochę, bo myślałam, że jeszcze zostaniemy chwilę przy stole. Zapewnił się, że jeszcze wrócimy.
Po wejściu do jego królestwa, blondyn zamknął drzwi. Stanęłam na wprost niego. Uśmiechał się tylko uroczo. Wiedziałam co planuje.
-Poczekaj chwilkę-rzuciłam szybko i wybiegłam. Zeszłam na dół. Na paluszkach podbiegłam do wieszaka i wyciągnęłam z torebki małą kopertę.
Wróciłam do jego pokoju i zrobiłam to co wtedy. Tym razem i ja się uśmiechałam.
Chłopak wyciągnął rękę zza swoich pleców, a moim oczom ukazało się malutkie, czerwone pudełeczko.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie-powiedział ciepło.
To wszystko było takie wspaniałe! Pierwszy raz od 9 lat dostałam prezent. Nigdy nie chciałam nic od Vanessy, ona ode mnie też. Uważałyśmy, że to strata pieniędzy. Poza tym, kojarzyło się to nam z rodzicami, którzy zawsze obdarowywali nas jakimiś drobiazgami. W tej chwili znowu czułam się jak mała dziewczynka, bez żadnych problemów na głowie. I to było niesamowite.
Wyciągnęłam rękę i otworzyłam malutki kartonik.
Zobaczyłam przepiękny naszyjnik z zawieszką z literką "R''.
-Żebym zawsze był przy Tobie-szepnął mi na ucho.
Kolejny raz dzisiaj zaczęłam płakać. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle, co on. Pomijając oczywiście Van, ale ona jest moją siostrą i musimy dbać o siebie nawzajem.
Wpadłam w jego ramiona, a mój płacz zamienił się w szloch. Ale płakałam ze szczęścia.
-Dziękuję-wydusiłam.
Głaskał mnie delikatnie po włosach, próbował mnie uspokoić. Nie wiem, czy zasługuję na to wszystko.
Oderwałam się od niego i spojrzałam na jego koszulkę. Była cała mokra od moich słonych łez. Zaczęłam się śmiać. Kiedyś twierdziłam, że nie da się płakać i śmiać jednocześnie. Myliłam się.
To bardzo realne.
Teraz ja wyciągnęłam kopertę. Wręczyłam ją Ross'owi, przecierając ręką oczy. Co za szczęście, że dzisiaj prawie wcale się nie pomalowałam.
Chłopak wyjął dwa bilety na koncert Pink Floyd. Wiedziałam, że zawsze o tym marzył. A teraz mamy okazję iść razem.
Przytulił mnie ponownie. Staliśmy tak chwilę w milczeniu.
Jak to możliwe, że jestem z nim aż tak mocno związana? Znamy się naprawdę bardzo krótko, a ja czuję, jakbyśmy byli ze sobą od małego.
Poczułam wibracje telefonu, pozostawionego na szafce obok łóżka. Odblokowałam go i weszłam w wiadomości.
"Wesołych Świąt, moja księżniczko/Britney".
Hejka!
Nareszcie dodaję rozdział :3 Z góry uprzedam, że Wigilię specjalnie zrobiłam taką "polską". Stwierdziłam, że tak będzie chyba lepiej sobie to wyobrazić.
Nie lubię opisywać Świąt, no ale musiałam XD
Lau i Van nareszcie się pogodziły ♥ Ale czy to koniec ich ciągłych kłotni?
PS: Zapraszam na kolejnego bloga o Raurze! Tematyka nowa, chyba ciekawa :D
http://ghost-raura.blogspot.com/
Komentujesz=motywujesz
czwartek, 19 marca 2015
Notka :)
Hejka ♥
Wiem, że już długo nie było nowego rozdziału, ale obiecuję, że do niedzieli się pojawi! Zdradzę Wam tylko, że nareszcie będzie to wyczekiwane przez Lau Boże Narodzenie :D Mam już napisane w sumie wszystko, teraz tylko poprawki...
Ostatnio mam dużo nauki i prawie wcale nie wchodzę na laptopa. Piszę tylko przez telefon, na który czasem po prostu nie mam sił. Nie mogę nic nim dodać, ale przynajmniej mogę pisać. Jedyny plus!
Także spodziwajcie się rozdziału w weekend :)
Druga rzecz... Pewnie część z Was już wie, że założyłam nowego bloga.
Myślę, że może kogoś zaciekawić! Zapraszam do obejrzenia zwiastunu, a potem do przeczytania prologu i pierwszego rozdziału :3
ghost-raura.blogspot.com
Wiem, że już długo nie było nowego rozdziału, ale obiecuję, że do niedzieli się pojawi! Zdradzę Wam tylko, że nareszcie będzie to wyczekiwane przez Lau Boże Narodzenie :D Mam już napisane w sumie wszystko, teraz tylko poprawki...
Ostatnio mam dużo nauki i prawie wcale nie wchodzę na laptopa. Piszę tylko przez telefon, na który czasem po prostu nie mam sił. Nie mogę nic nim dodać, ale przynajmniej mogę pisać. Jedyny plus!
Także spodziwajcie się rozdziału w weekend :)
Druga rzecz... Pewnie część z Was już wie, że założyłam nowego bloga.
Myślę, że może kogoś zaciekawić! Zapraszam do obejrzenia zwiastunu, a potem do przeczytania prologu i pierwszego rozdziału :3
ghost-raura.blogspot.com
czwartek, 5 marca 2015
Rozdział 12~Now it's time to go
Nie mogę uwierzyć, że w nocy nawet nie zmrużyłam oka. Bałam się i to potwornie, a to wszystko przez tych debili. Oni mieli ubaw, a ja o mało co nie dostałam zawału. Ja im tego nie daruję.
Po śniadaniu poczułam, że muszę się przewietrzyć. O dziwo
nie czułam zmęczenia, a miałam za sobą nieprzespaną noc. Ubrałam kurtkę, buty i
rękawiczki, po czym wyszłam z domu. Mimo że panowała teraz zima, na dworze było
przyjemnie. Schowałam ręce do kieszeni, zamknęłam oczy i ruszyłam wolniutko
przed siebie.
Myślałam o Britney.
O tym co robi, gdzie się właśnie znajduje i z kim jest. Te
pytania męczyły mnie od paru dni. Nikt prócz Britney nie znał na nie
odpowiedzi.
Ona jest moją zagadką. Zagadką, którą ciężko rozszyfrować.
Zagadką, do której ciężko dotrzeć.
Jak mam ją odkryć?
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, po czym szybko się
odwróciłam.
-Wystraszyłem Cię?-zapytał roześmiany Ross.
Szturchnęłam go lekko.
-Nie dziw mi się. Nie pamiętasz, co wymyślili Twoi bracia z
Ellem? Nieźle mnie wystraszyli!
-Oj, przestań. Oni już tak mają. To ich hobby.
Zaśmiałam się. Cóż za dojrzali i odpowiedzialni bracia!
-Nie mówiłaś, że idziesz na spacer-powiedział.
-Chciałam być sama.
-Mam iść?
Złapałam go za rękę i spojrzałam głęboko w oczy.
-Nie. Tak jest dobrze.-Uśmiechnęłam się lekko.
Ruszyliśmy przed siebie wolnym krokiem. Nie myślałam nawet o
tym, gdzie się kierujemy. Szliśmy. Tak po prostu. We dwoje.
Z daleka dostrzegłam jakąś znaną mi postać. Thomas. Ale
zaraz... Nie jest sam. Towarzyszy mu piękna, szczupła brunetka.
Wepchnęłam Ross'a za drzewo, bym mogła obserwować ich z
ukrycia.
Para przystanęła na chwilę. Chłopak tłumaczył jej coś, a po
chwili nachylił się nad dziewczyną i delikatnie ją pocałował.
-A to parszywa gnida!-wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Wszystko we mnie pulsowało. Miałam ochotę mu przywalić.
Porządnie przywalić! Wyszłam zza drzewa i już miałam kierować się w stronę tego
palanta, jednak blondyn złapał mnie za rękę.
-Puszczaj!
Naprawdę nie wiem, skąd we mnie tyle agresji.
-Nie możesz, Lauro-odpowiedział spokojnym tonem.
Jak on mógł wytrzymywać? Zawsze był taki opanowany. A ja?
Wiecznie zdenerwowana.
Westchnęłam zrezygnowana i wtuliłam się w chłopaka.
-Wracajmy już, co?-poprosiłam błagalny tonem. Ross objął
mnie ramieniem, po czym poprowadził z powrotem w stronę domu.
Obejrzałam się za siebie, mimo złości, która nie opuszczała
mnie na krok.
Dlaczego on taki jest? Wykorzystuje biedne kobiety, traktuje
je jak zabawki. Umawia się z innymi, będąc w "związku" z moją
siostrą. Co ja mam robić? Powiedzieć jej? Jeśli on jest dla niej ważny, to ta
informacja złamałaby jej serce. Ale czy ona mi uwierzy? Czy mi ufa? Ostatnio
nie jest między nami dobrze, a to może wszystko zepsuć. Po prostu powie, że
robię to specjalnie. Na złość. Powie, że jestem zazdrosna.
A może jednak trochę jestem?
*Oczami Vanessy*
W każdą sobotę wybieram się na zakupy. Tak zrobiłam i
dzisiaj. Najpierw wzięłam prysznic i doprowadziłam się do porządku, następnie
posprzątałam, a potem wyszłam do sklepu. Zrobiłabym listę, gdybym jednak czegoś
zapomniała. Zawsze weekendy spędzałam w towarzystwie siostry, jednak teraz musiałam poradziś sobie sama. Dziwne, ale brakuje mi jej. Bardzo mi jej brakuje. Czuję się, jakby umarła jakaś cząstka mnie. Jakbym sama siebie skrzywdziła. Dlaczego rozumiem swój błąd dopiero teraz?
Włożyłam do koszyka wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam w stronę kasy. Postałam w dłuuugiej kolejce, jednak po paru minutach udało mi się wydostać ze sklepu. Jedną ręką trzymałam torbę z zakupionymi towarami, a drugą szukałam kluczy w kieszeni. Wyłowiłam je, jednak po chwili upadły na puszysty śnieg. Schyliłam się, by je podnieść, lecz po chwili zorientowałam się, że nie mam na sobie czapki. Wyprostowałam się, a przede mną stała dwójka mężczyzn. Blondyn i brunet. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, a ja zerkałam raz na jednego, a raz na drugiego chłopaka. Następnie skierowałam wzrok w stronę zabranego mi ubrania, trzymanego przez blondwłosego.
-Oddaj-powiedziałam stanowczym głosem. Myślałam, że to poskutkuje.
Wyciągnęłam rękę, by zabrać czapkę. On natomiast cofnął swoją dłoń, chowając zarazem moje nakrycie głowy. Spojrzałam na niego błagalnym tonem. Byłam zmęczona, chciałam wrócić do domu, a nie użerać się z takimi palantami.
Włożyłam do koszyka wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam w stronę kasy. Postałam w dłuuugiej kolejce, jednak po paru minutach udało mi się wydostać ze sklepu. Jedną ręką trzymałam torbę z zakupionymi towarami, a drugą szukałam kluczy w kieszeni. Wyłowiłam je, jednak po chwili upadły na puszysty śnieg. Schyliłam się, by je podnieść, lecz po chwili zorientowałam się, że nie mam na sobie czapki. Wyprostowałam się, a przede mną stała dwójka mężczyzn. Blondyn i brunet. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, a ja zerkałam raz na jednego, a raz na drugiego chłopaka. Następnie skierowałam wzrok w stronę zabranego mi ubrania, trzymanego przez blondwłosego.
-Oddaj-powiedziałam stanowczym głosem. Myślałam, że to poskutkuje.
Wyciągnęłam rękę, by zabrać czapkę. On natomiast cofnął swoją dłoń, chowając zarazem moje nakrycie głowy. Spojrzałam na niego błagalnym tonem. Byłam zmęczona, chciałam wrócić do domu, a nie użerać się z takimi palantami.
Ruszyłam do przodu, by sięgnąć moją "zgubę". Nie chciałam się z
nimi męczyć, nie miałam na to czasu.
Dorośli mężczyźni, a zachowują się jak dzieci... Do czego to
podobne?
Już miałam wyrwać mu czapkę, kiedy jeden z nich
kopnął moją torbę z zakupami. W jednej chwili wszystkie zakupione rzeczy
wylądowały na śliskim chodniku. Rozwarłam szeroko usta, po czym popatrzyłam na
chłopaków groźnie.
Liczyłam, że teraz to pozbierają, jednak jeden szturchnął
drugiego i odbiegli, zostawiając mnie samą z tym wszystkim.
-Idioci!-wrzasnęłam za nimi na całe gardło.
Następnie ukucnęłam i włożyłam zakupione artykuły z powrotem
do reklamówki. Na szczęście nie miałam do domu daleko, więc szybko byłam na
miejscu.
Na podjeździe zobaczyłam Rossa opartego o swój samochód. Nie
mogłam odczytać nic z jego twarzy. Postanowiłam go zignorować. Przeszłam obok
niego i podeszłam do drzwi. Włożyłam klucze w zamek, ale mieszkanie było otwarte. Weszłam
powoli do holu. Rozebrałam się i przeszłam w dalszą część domu. Ktoś tam na
mnie czekał. Laura.
Położyłam zakupy na podłodze i stanęłam przed siostrą.
Wpatrywałyśmy się tak w siebie dłuższą chwilę.
Przyszła tutaj by robić mi awantury o Thomasa? To on jest
moją miłością, dlaczego ona nie potrafi tego zaakceptować?
Wczorajsza noc spędzona z nim była cudowna. Przy nim czuję
się bezpiecznie i mam świadomość, że jestem komuś potrzebna.
Odkąd Lau poznała Rossa, przestała myśleć o mnie. Czułam się
podle z myślą, że rodzona siostra już mnie nie potrzebuje. Dlatego powiedziałam
jej to samo, jednak moje słowa niekoniecznie były prawdą.
-Przyszłam po swoje rzeczy. Na razie zatrzymam się u Ross'a.
Czy ona chce zostawić mnie samą? Nie mogę na to pozwolić. Tutaj jest jej miejsce. Ze mną.
-Nigdzie nie idziesz-odpowiedziałam zdecydowanie.
Nie chciałam jej stracić. Rozumiem, że przez moje słowa ma teraz do mnie taki stosunek, ale ja żałuję. I muszę jej to udowodnić. Ale jak? Nie umiem rozmawiać w ten sposób z żadną osobą, za bardzo się boję.
-Jeszcze niedawno powiedziałaś, że mnie nie potrzebujesz-powiedziała cicho, kierując się w stronę wyjścia.
Złapałam ją za rękę i próbowałam zatrzymać.
-Kłamałam-szepnęłam ze łzami w oczach.
Ona nie może zostawić mnie samą. Nie chcę tego. Jestem pieprzoną egoistką i pokazuję to na każdym kroku. Czas z tym skończyć.
-Przykro mi...-rzuciła tylko brunetka i wyrwała się z uścisku mojej dłoni.
Chciałam ją teraz przytulić. Chciałam poczuć, że ona mnie potrzebuję. Potrzebujemy siebie nawzajem. Ale ja znowu kogoś straciłam, tym razem z mojej winy. Muszę wszystko naprawić, muszę dać jej wsparcie.
Brakuje mi jej.
Hejka!!
Przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Myślałam, że dam radę jeszcze w ferię, no ale plany się zmieniły. Ale nie żałuję, bo w końcu zobaczyłam moją przyjaciółkę. Czekałam ponad pół roku :')
No, przejdźmy do rzeczy!
Szykuję coś nowego hihi :D Myślę, że fajnego.
Rozdział mi się nie podoba. Jest taki bezsensowny... Ale w końcu jest oczami Van :))
Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim postem, jesteście niesamowici! ♥
15 komentarzy=next
poniedziałek, 23 lutego 2015
Rozdział 11~You make me rise when i fall
15 komentarzy=next
Kolejna wiadomość, która wyprowadziła mnie z równowagi. Kolejna prośba o "nie zawracanie głowy". Świetnie, naprawdę świetnie. Nie chciałam się tym dłużej zamęczać, tym bardziej, że powinnam wykorzystać ten czas na mnie i Ross'a. Na nas. Wrzuciłam telefon do torby, którą zamknęłam i rzuciłam w kąt pokoju.
Następnie zbliżyłam się do blondyna i przygryzłam jego wargę. Zarzuciłam mu ręce za szyję, a jego dłonie powędrowały na moje biodra. Przywarłam do niego ustami, a on zachłannie pogłębiał pocałunek.
Nagle zachwiałam się i oboje spadliśmy na miękką pościel. Pokój wypełniony był naszym chichotem. Chłopak podparł się na rękach i wpił się ponownie w moje usta. Złapałam go za kark i przyciągnęłam bliżej.
Mogłabym spędzać tak każdą wolną chwilę. Zatopiona w pocałunku i przepełniona pożądaniem.
Wiedziałam, że ktoś nam przeszkodzi. Wiedziałam. -Ross, przyszedłem....ummm.-Riker wtargnął do pokoju. Widziałam zakłopotanie na jego twarzy, co bardzo mnie rozbawiło. Speszył się, na co parsknęłam śmiechem.
-Te, młody, nie za wcześnie na takie igraszki?-W drzwiach pojawił się Rocky. Opadłam głową na poduszkę i zakryłam usta dłonią, by powstrzymać się od śmiechu. -Przyszedłem po laptopa.-Najstarszy z rodzeństwa uśmiechnął się, po czym zabrał urządzenie z biurka.
-Rocky, zamknij się. To nie twój interes. A co do Ciebie, Riker... Zanim zostawisz kompa w moim pokoju, wyczyść lepiej historię. Ja widzę, na jakie ty strony wchodzisz-odpowiedział Ross.
Nie sposób było nie zauważyć rumieńców na policzkach Rika. Jeszcze chwila a zacznę tarzać się ze śmiechu. Chłopak oddalił się do salonu, jednak najmłodszy nadal się nam przyglądał. -Zaraz będziemy oglądać film, przyłączycie się? Blondyn spojrzał na mnie pytająco, a ja skinęłam głową.
Podał mi rękę, a ja leniwie dźwignęłam się z łóżka. Ruszyliśmy za szatynem i zeszliśmy na dół. Na sofie siedziała już Rydel z bratem. Usiadłam pomiędzy nią a Ross'em, po czym owinęłam się puchatym kocem. W samym t-shircie i bieliźnie nie było za ciepło... Wzięłam do ręki garść popcornu. Zazwyczaj unikałam fast foodów, jednak w takich sytuacjach mogłam sobie pozwolić na troszkę niezdrowego jedzenia.
Rocky podszedł do DVD i włożył do odtwarzacza płytę. -Co to za film?-spytałam. -Znając ich, jest to pewnie jakiś horror-powiedziała mi Delly. Spojrzałam na nią przerażona. Horror? Nie cierpię tego rodzaju filmów. Są okropne. Trudno, muszę wytrzymać. W końcu to nie mój dom, nie będę zachowywać się jak księżniczka, której ciągle się coś nie podoba. Riker zgasił światło i usadowił się wygodnie obok mojego chłopaka. Usłyszałam tą straszną muzykę na początku, a następnie na ekranie pojawiły się napisy. Nie byłam pewna, czy na pewno chcę to oglądać. Już widzę te nieprzespane noce... Nie, to nie na moje nerwy.
Zakryłam się kocem i przytuliłam się do Ross'a. Postanowiłam, że spróbuję zasnąć. Było wcześnie, jednak nie widziałam innego rozwiązania. Blondyn zachichotał i delikatnie pocałował mnie w czoło.
Przymknęłam powieki, mając nadzieję, że szybko uda mi się zasnąć. Nie było to możliwe, bo już po paru minutach z telewizora dobiegały nieprzyjemne dźwięki. Krzyki, piski i tego typu odgłosy. Jak oni mogli to wytrzymywać? Odruchowo spojrzałam na ekran, przez co przeszedły mnie dreszcze. Trupy nie były widokiem, o jakim marzyłam. Rocky co chwila z kimś smsował, co doprowadzało Rydel do szału. Raz zdzieliła go poduszką, jednak to nie poskutkowało.
Nie mogłam dłużej znieść tych potwornych dźwięków, więc chciałam wrócić do pokoju i położyć się do łóżka. Nikt nie miał nic przeciwko, więc pomyślałam, że to rozsądne. Owinęłam się ciepłym materiałem i wstałam z miejsca, po czym próbowałam wydostać się z salonu. Kilka razy potknęłam się o coś, bo te egipskie ciemności nie były sprzyjające włóczeniu się po domu. Gdy udało mi się przejść do holu, usłyszałam skrzypnięcie. Stanęłam na wprost drzwi od pokoju Delly i gapiłam się na nie przez kilka najbliższych sekund. Kolejne skrzypnięcie. Zauważyłam, że powoli się otwierają. Bez zastanowienia wróciłam biegiem do salonu. Ross objął mnie ramieniem i spytał, o co chodzi. Nie odpowiedziałam, bo to byłoby zbyt głupie. Pewnie wyśmiałby mnie. Nie będę ich martwić i pozwolę obejrzeć im w spokoju film. Może po prostu mi się wydawało? Może to zwykłe halucynacje? To pewnie przez zmęczenie.
Nagle coś za mną trzasnęło. Zerwałam się z kanapy z piskiem. Było tak ciemno, że nie dało się dostrzec rzeczy, która spadła przed paroma sekundami. Rydel wyrwała Rocky'emu telefon, który ciągle był w użytku szatyna. Włączyła latarkę i poświeciła nią na miejsce, z którego dobiegł trzask. Po paru sekundach zapaliło się światło. Spojrzałam na każdego z domowników. Wszyscy byli blisko mnie, więc nie było możliwości, by to oni włączyli lampę. Złapałam Ross'a za rękę i splotłam nasze palce.
-Kto do cholery włączył to światło? Byłam zdenerwowana i przekonana, że tym razem nie były to halucynacje. Wiedziałam, że horror to nie najlepszy pomysł. Czekałam na odpowiedź, utwierdzając się w przekonaniu, że to jednak któryś z nas sprawił, że w pomieszczeniu jest jasno. Wszyscy stali zamurowani, co niezbyt mnie pocieszało. Kolejny wrzask dobiegający z telewizora. Podeszłam do odtwarzacza i wyłączyłam go, a w tym momencie znowu zrobiło się ciemno.
Łzy napłynęły mi do oczu. Co tu się dzieje? Usłyszałam wibracje. Ross chciał sięgnąć po urządzenie, jednak szybko go powstrzymałam. -Nie dotykaj tego telefonu-wydusiłam szlochając. Na całe szczęście posłuchał. To coś, a raczej ktoś, musiał znajdować się na dole. Doniczka, drzwi, światło... Tak, to na pewno nie na piętrze. Nie czekając dłużej, rzuciłam się biegiem w stronę schodów. Kilka razy zaliczyłabym spotkanie z podłogą, jednak to nie miało teraz większego znaczenia. Liczyło się tylko to, żeby znaleźć się na górze. Myślałam, że jestem już blisko, lecz tuż przed schodami wpadłam w czyjeś ramiona. Zaczęłam się drzeć i bić tajemniczego osobnika. -Hej, to boli!-powiedział, śmiejąc się. Natychmiast przestałam. Uniosłam wzrok, ale nie mogłam rozpoznać postaci. Byłam przekonana, że to ktoś przyjazny, więc wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. W pomieszczeniu znowu zrobiło się jasno. Wzdrygnęłam się, jednak wiedziałam, że jestem bezpieczna.
W pokoju rozległ się głośny brecht. Odwróciłam się i zobaczyłam Rocky'ego i Rikera, którzy właśnie przybijali sobie piątkę. -O co tu chodzi?-zapytałam, ocierając łzy. Chłopak, który trzymał mnie w ramionach również się zaśmiał. -Ell?
-Tak łatwo cię wystraszyć, haha-odpowiedział.
-To wasza sprawka!
Jak mogłam się nabrać? Powinnam była się zorientować po tym, jak Rocky nie odstępował od telefonu.
Popatrzyłam na nich tak surowo, jak tylko mogłam. Mieli jednak rację. Musiałam wyglądać komicznie. Zaczęłam śmiać się z sama z siebie, a po chwili reszta przyłączyła się do mnie. Zorientowałam się, że jestem wtulona w Ellingtona, więc szybko uwolniłam się z jego uścisku, uśmiechając się przy tym.
W tej chwili było tak...fajnie? Naprawdę fajnie. Czułam się szczęśliwa, mając przy sobie takie osoby. Oni obdarzyli mnie taką serdecznością, na jaką chyba nawet nie zasługuję. Obdarzyli mnie troską i zaufaniem, mimo że nie znamy się zbyt długo. Obdarzyli mnie miłością, co jest piękne.
Ten wieczór był naprawdę udany. Przestałam myśleć o wszystkich problemach, jakie otaczają mnie od paru dni. Skupiłam się na tym, co dzieje się teraz. Kto mi w tym pomógł? Ludzie, których kocham.
*Oczami Britney*
-Napisałaś tego pieprzonego smsa czy nie? Skinęłam lekko głową, na co czarnowłosy mężczyzna wyciągnął łapę, bym oddała mu telefon. Podałam mu urządzenie drżącą ręką, a on wyszarpnął mi je i schował do kieszeni spodni. Skuliłam się i przymknęłam powieki, by powstrzymać się od płaczu. Usłyszałam westchnięcie. Następnie poczułam szorstką dłoń na moim policzku. Natychmiast ją strzepnęłam. -Co ty taka agresywna, słoneczko?-Zaśmiał się brunet. Spojrzałam na niego spode łba. Tak bardzo chciałam go uderzyć, jednak wiem, że to jeszcze bardziej by mi zaszkodziło. Najlepiej w ogóle się nie odzywać. Przynajmniej wtedy mam pewność, że nic mi nie zrobi. -Pamiętaj, nikomu ani słowa. I wyszedł. Znowu. Biedna Laura... Pewnie cierpi przez moje egoistyczne zachowanie. Ja naprawdę nie chcę jej ranić...
Heejka!
Czemu tak szybko? Bo mam ferie! Korzystam z ostatniego tygodnia jak tylko mogę.
Dzisiaj taki dosyć wesoły rozdział, bynajmniej jeśli chodzi o Lau.
Pojawiła się Britney! Pewnie ten fragment nic wam nie mówi i nic nie podejrzewacie, ale właśnie tak ma być! Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. Starałam się to jakoś w miarę opisać, no nie wiem XD Ma ktoś jakiś pomysł na jej wątek? Może akurat zgadniecie.
Rozdział nie jest jakiś super, no ale jest Brit i to najważniejsze ♥
15 komentarzy=next
Przy okazji zapraszam na tego bloga:
rosslynchbadboyandsweetboy.blogspot.com
Kolejna wiadomość, która wyprowadziła mnie z równowagi. Kolejna prośba o "nie zawracanie głowy". Świetnie, naprawdę świetnie. Nie chciałam się tym dłużej zamęczać, tym bardziej, że powinnam wykorzystać ten czas na mnie i Ross'a. Na nas. Wrzuciłam telefon do torby, którą zamknęłam i rzuciłam w kąt pokoju.
Następnie zbliżyłam się do blondyna i przygryzłam jego wargę. Zarzuciłam mu ręce za szyję, a jego dłonie powędrowały na moje biodra. Przywarłam do niego ustami, a on zachłannie pogłębiał pocałunek.
Nagle zachwiałam się i oboje spadliśmy na miękką pościel. Pokój wypełniony był naszym chichotem. Chłopak podparł się na rękach i wpił się ponownie w moje usta. Złapałam go za kark i przyciągnęłam bliżej.
Mogłabym spędzać tak każdą wolną chwilę. Zatopiona w pocałunku i przepełniona pożądaniem.
Wiedziałam, że ktoś nam przeszkodzi. Wiedziałam. -Ross, przyszedłem....ummm.-Riker wtargnął do pokoju. Widziałam zakłopotanie na jego twarzy, co bardzo mnie rozbawiło. Speszył się, na co parsknęłam śmiechem.
-Te, młody, nie za wcześnie na takie igraszki?-W drzwiach pojawił się Rocky. Opadłam głową na poduszkę i zakryłam usta dłonią, by powstrzymać się od śmiechu. -Przyszedłem po laptopa.-Najstarszy z rodzeństwa uśmiechnął się, po czym zabrał urządzenie z biurka.
-Rocky, zamknij się. To nie twój interes. A co do Ciebie, Riker... Zanim zostawisz kompa w moim pokoju, wyczyść lepiej historię. Ja widzę, na jakie ty strony wchodzisz-odpowiedział Ross.
Nie sposób było nie zauważyć rumieńców na policzkach Rika. Jeszcze chwila a zacznę tarzać się ze śmiechu. Chłopak oddalił się do salonu, jednak najmłodszy nadal się nam przyglądał. -Zaraz będziemy oglądać film, przyłączycie się? Blondyn spojrzał na mnie pytająco, a ja skinęłam głową.
Podał mi rękę, a ja leniwie dźwignęłam się z łóżka. Ruszyliśmy za szatynem i zeszliśmy na dół. Na sofie siedziała już Rydel z bratem. Usiadłam pomiędzy nią a Ross'em, po czym owinęłam się puchatym kocem. W samym t-shircie i bieliźnie nie było za ciepło... Wzięłam do ręki garść popcornu. Zazwyczaj unikałam fast foodów, jednak w takich sytuacjach mogłam sobie pozwolić na troszkę niezdrowego jedzenia.
Rocky podszedł do DVD i włożył do odtwarzacza płytę. -Co to za film?-spytałam. -Znając ich, jest to pewnie jakiś horror-powiedziała mi Delly. Spojrzałam na nią przerażona. Horror? Nie cierpię tego rodzaju filmów. Są okropne. Trudno, muszę wytrzymać. W końcu to nie mój dom, nie będę zachowywać się jak księżniczka, której ciągle się coś nie podoba. Riker zgasił światło i usadowił się wygodnie obok mojego chłopaka. Usłyszałam tą straszną muzykę na początku, a następnie na ekranie pojawiły się napisy. Nie byłam pewna, czy na pewno chcę to oglądać. Już widzę te nieprzespane noce... Nie, to nie na moje nerwy.
Zakryłam się kocem i przytuliłam się do Ross'a. Postanowiłam, że spróbuję zasnąć. Było wcześnie, jednak nie widziałam innego rozwiązania. Blondyn zachichotał i delikatnie pocałował mnie w czoło.
Przymknęłam powieki, mając nadzieję, że szybko uda mi się zasnąć. Nie było to możliwe, bo już po paru minutach z telewizora dobiegały nieprzyjemne dźwięki. Krzyki, piski i tego typu odgłosy. Jak oni mogli to wytrzymywać? Odruchowo spojrzałam na ekran, przez co przeszedły mnie dreszcze. Trupy nie były widokiem, o jakim marzyłam. Rocky co chwila z kimś smsował, co doprowadzało Rydel do szału. Raz zdzieliła go poduszką, jednak to nie poskutkowało.
Nie mogłam dłużej znieść tych potwornych dźwięków, więc chciałam wrócić do pokoju i położyć się do łóżka. Nikt nie miał nic przeciwko, więc pomyślałam, że to rozsądne. Owinęłam się ciepłym materiałem i wstałam z miejsca, po czym próbowałam wydostać się z salonu. Kilka razy potknęłam się o coś, bo te egipskie ciemności nie były sprzyjające włóczeniu się po domu. Gdy udało mi się przejść do holu, usłyszałam skrzypnięcie. Stanęłam na wprost drzwi od pokoju Delly i gapiłam się na nie przez kilka najbliższych sekund. Kolejne skrzypnięcie. Zauważyłam, że powoli się otwierają. Bez zastanowienia wróciłam biegiem do salonu. Ross objął mnie ramieniem i spytał, o co chodzi. Nie odpowiedziałam, bo to byłoby zbyt głupie. Pewnie wyśmiałby mnie. Nie będę ich martwić i pozwolę obejrzeć im w spokoju film. Może po prostu mi się wydawało? Może to zwykłe halucynacje? To pewnie przez zmęczenie.
Nagle coś za mną trzasnęło. Zerwałam się z kanapy z piskiem. Było tak ciemno, że nie dało się dostrzec rzeczy, która spadła przed paroma sekundami. Rydel wyrwała Rocky'emu telefon, który ciągle był w użytku szatyna. Włączyła latarkę i poświeciła nią na miejsce, z którego dobiegł trzask. Po paru sekundach zapaliło się światło. Spojrzałam na każdego z domowników. Wszyscy byli blisko mnie, więc nie było możliwości, by to oni włączyli lampę. Złapałam Ross'a za rękę i splotłam nasze palce.
-Kto do cholery włączył to światło? Byłam zdenerwowana i przekonana, że tym razem nie były to halucynacje. Wiedziałam, że horror to nie najlepszy pomysł. Czekałam na odpowiedź, utwierdzając się w przekonaniu, że to jednak któryś z nas sprawił, że w pomieszczeniu jest jasno. Wszyscy stali zamurowani, co niezbyt mnie pocieszało. Kolejny wrzask dobiegający z telewizora. Podeszłam do odtwarzacza i wyłączyłam go, a w tym momencie znowu zrobiło się ciemno.
Łzy napłynęły mi do oczu. Co tu się dzieje? Usłyszałam wibracje. Ross chciał sięgnąć po urządzenie, jednak szybko go powstrzymałam. -Nie dotykaj tego telefonu-wydusiłam szlochając. Na całe szczęście posłuchał. To coś, a raczej ktoś, musiał znajdować się na dole. Doniczka, drzwi, światło... Tak, to na pewno nie na piętrze. Nie czekając dłużej, rzuciłam się biegiem w stronę schodów. Kilka razy zaliczyłabym spotkanie z podłogą, jednak to nie miało teraz większego znaczenia. Liczyło się tylko to, żeby znaleźć się na górze. Myślałam, że jestem już blisko, lecz tuż przed schodami wpadłam w czyjeś ramiona. Zaczęłam się drzeć i bić tajemniczego osobnika. -Hej, to boli!-powiedział, śmiejąc się. Natychmiast przestałam. Uniosłam wzrok, ale nie mogłam rozpoznać postaci. Byłam przekonana, że to ktoś przyjazny, więc wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. W pomieszczeniu znowu zrobiło się jasno. Wzdrygnęłam się, jednak wiedziałam, że jestem bezpieczna.
W pokoju rozległ się głośny brecht. Odwróciłam się i zobaczyłam Rocky'ego i Rikera, którzy właśnie przybijali sobie piątkę. -O co tu chodzi?-zapytałam, ocierając łzy. Chłopak, który trzymał mnie w ramionach również się zaśmiał. -Ell?
-Tak łatwo cię wystraszyć, haha-odpowiedział.
-To wasza sprawka!
Jak mogłam się nabrać? Powinnam była się zorientować po tym, jak Rocky nie odstępował od telefonu.
Popatrzyłam na nich tak surowo, jak tylko mogłam. Mieli jednak rację. Musiałam wyglądać komicznie. Zaczęłam śmiać się z sama z siebie, a po chwili reszta przyłączyła się do mnie. Zorientowałam się, że jestem wtulona w Ellingtona, więc szybko uwolniłam się z jego uścisku, uśmiechając się przy tym.
W tej chwili było tak...fajnie? Naprawdę fajnie. Czułam się szczęśliwa, mając przy sobie takie osoby. Oni obdarzyli mnie taką serdecznością, na jaką chyba nawet nie zasługuję. Obdarzyli mnie troską i zaufaniem, mimo że nie znamy się zbyt długo. Obdarzyli mnie miłością, co jest piękne.
Ten wieczór był naprawdę udany. Przestałam myśleć o wszystkich problemach, jakie otaczają mnie od paru dni. Skupiłam się na tym, co dzieje się teraz. Kto mi w tym pomógł? Ludzie, których kocham.
*Oczami Britney*
-Napisałaś tego pieprzonego smsa czy nie? Skinęłam lekko głową, na co czarnowłosy mężczyzna wyciągnął łapę, bym oddała mu telefon. Podałam mu urządzenie drżącą ręką, a on wyszarpnął mi je i schował do kieszeni spodni. Skuliłam się i przymknęłam powieki, by powstrzymać się od płaczu. Usłyszałam westchnięcie. Następnie poczułam szorstką dłoń na moim policzku. Natychmiast ją strzepnęłam. -Co ty taka agresywna, słoneczko?-Zaśmiał się brunet. Spojrzałam na niego spode łba. Tak bardzo chciałam go uderzyć, jednak wiem, że to jeszcze bardziej by mi zaszkodziło. Najlepiej w ogóle się nie odzywać. Przynajmniej wtedy mam pewność, że nic mi nie zrobi. -Pamiętaj, nikomu ani słowa. I wyszedł. Znowu. Biedna Laura... Pewnie cierpi przez moje egoistyczne zachowanie. Ja naprawdę nie chcę jej ranić...
Heejka!
Czemu tak szybko? Bo mam ferie! Korzystam z ostatniego tygodnia jak tylko mogę.
Dzisiaj taki dosyć wesoły rozdział, bynajmniej jeśli chodzi o Lau.
Pojawiła się Britney! Pewnie ten fragment nic wam nie mówi i nic nie podejrzewacie, ale właśnie tak ma być! Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. Starałam się to jakoś w miarę opisać, no nie wiem XD Ma ktoś jakiś pomysł na jej wątek? Może akurat zgadniecie.
Rozdział nie jest jakiś super, no ale jest Brit i to najważniejsze ♥
15 komentarzy=next
Przy okazji zapraszam na tego bloga:
rosslynchbadboyandsweetboy.blogspot.com
piątek, 20 lutego 2015
Rozdział 10~Don't hurt me anymore
15 komentarzy=next
Przede mną kolejna ciężka rozmowa. Tym razem z siostrą. Musiałam się postarać, by zgodziła się na spędzenie tegorocznych Świąt u Lynch'ów. Zależało mi na tym. Pragnęłam tego z całego serca.
Ruszyłam poddenerwowana w stronę kuchni, gdzie Vanessa jadła obiad. Zaciągnęłam rękawy i usiadłam na krześle obok brunetki. Przypatrywałam się siostrze, która spożywała posiłek. Nie okazywała żadnego zainteresowania moją osobą. Dlaczego?
-Ross zaprosił nas na Wigilię.
Jak zwykle milczała. Czy tylko to potrafi robić? Ignorować? Jej zachowanie jest po prostu dziecinne. Van odwróciła głowę, a nasze spojrzenia spotkały się. Ciężko było mi znosić jej chłodny wzrok, więc wstałam od stołu i zamierzałam wrócić do swojego pokoju.
-Idź do nich sama, proszę bardzo. Nie potrzebuję Cię-odezwała się oschle.
Zawróciłam i obejrzałam się za siebie. Dziewczyna uśmiechała się pod nosem. Zadawanie mi bólu sprawiało jej radość? Mówienie, że mnie nie potrzebuje ją bawiło? Kim ona się stała, do jasnej cholery?!
Byłam na nią wściekła. W jednej chwili potrafiła zniszczyć wszystko. Zacisnęłam pięści i zamknęłam oczy. Chciałam ugryźć się w język i po prostu ją zignorować, jednak mój charakter na to nie pozwolił.
-Widzisz, co ty wyprawiasz? Zachowujesz się podle! Ranisz wszystkich wokół, jesteś obojętna na wszystko, masz mnie gdzieś i zupełnie cię nie obchodzę! Kurde, Van.... Jesteśmy siostrami, mamy tylko siebie. Co ci strzeliło do głowy? Dlaczego tak nagle się ode mnie odsunęłaś? A może to po prostu zazdrość, co? Może jesteś zazdrosna o Ross'a? Weź się w garść dziewczyno!-Nie umiałam tak po prostu jej odpowiedzieć. Wiedziałam, że moje słowa mogły ją zranić, jednak w tamtej chwili miałam to w głębokim poważaniu. Ona krzywdziła mnie ciągle, a ja byłam głupia i starałam się to bagatelizować. Lauro, jesteś stanowczo za miła!
-Nie chodzi o Ross'a, naprawdę. Ja kogoś mam, Lau. Dzisiaj przychodzi na kolację.
To jest jakiś żart? Ona kogoś ma? Dlaczego nic mi nie powiedziała?
Zmierzyłam ją wzrokiem, po czym prychnęłam. Byłam cała roztrzęsiona. Rzuciłam się biegem w stronę wyjścia. Po drodze zabrałam kurtkę i wybiegłam przez drzwi. Okryłam się ubraniem i przysiadłam na schodach. Było koszmarnie zimno. Głupia zima.
Miałam malutką nadzieję, że Vanessa jednak wyjdzie za mną i zechce porozmawiać, jednak bardzo się myliłam. W sumie czego ja się spodziewałam? Coś się między nami popsuło. Nie miałam pojęcia, kogo za to obwiniać. Ja nie zrobiłam jej nic złego, więc naprawdę nie rozumiem, co się mogło stać.
W mojej głowie ciągle rozbrzmiewały jej słowa.
"Nie potrzebuję Cię"
Dlaczego?
"Nie potrzebuję Cię"
To nie do zniesienia! Czy to możliwe, by te trzy wyrazy sprawiły mi aż taki ból? Może odczuwam żal tylko dlatego, że wypowiedziała to najbliższa mi dotąd osoba? Przymknęłam powieki i poczułam spływającą po moim policzku łzę.
"Nie potrzebuję Cię"
Dość.
Nagle wyczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Chłopak usiadł obok mnie, po czym mnie przytulił.
Podniosłam głowę, a on odgarnął moje włosy do tyłu. Miałam ochotę wypłakać się mu w rękaw, jednak nie chciałam wyjść na osobę, która wiecznie się nad sobą użala. Musiałam być silna. Czemu tyle przykrych rzeczy spotkało mnie na raz?
Ponownie usłyszałam czyjeś kroki.
-Co jest?
To nie był głos Ross'a. Na pewno.
Spojrzałam na nachylonego nade mną mężczyznę. Zacisnęłam zęby. Co on tu robi?
Błyskawicznie podniosłam się ze schodów i wbiegłam do domu.
-Co tu się dzieje?!-krzyknęłam.
Siostra wydawała się być bardzo spokojna. Do pomieszczenia weszła również dwójka chłopaków.
Vanessa na widok Thomasa uśmiechnęła się, po czym złożyła delikatny pocałunek na jego wargach. Ross chciał mnie przytulić, jednak ja wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam do swojego pokoju.
W jednym momencie zrozumiałam wszystko. Van spotyka się z tym pajacem... Robi mi się niedobrze na samą myśl. Przecież ten kretyn ciągle flirtuje z innymi dziewczynami... Miałam ochotę wszystko powiedzieć siostrze, jednak zbyt bardzo ją kocham i nie chcę sprawiać jej przykrości. Wiem, że byłoby jej ciężko, gdyby się o tym dowiedziała... A może jednak powinnam? Nie... Nie będę mieszać się w ich związek. To już nie moja sprawa.
Wyjęłam z szafy torbę, a następnie wrzuciłam do niej napotrzebniejsze rzeczy. Dzisiaj tutaj nie zostanę. Nie będę patrzeć, jak oni będą się obściskiwać. Aż boję się pomyśleć, co będą robić, gdy mnie nie będzie.
Drzwi cicho zaskrzypiały, a w nich pojawił się Ross. Kazałam mu wejść do środka.
-Mogę zostać dzisiaj u Ciebie? Nie chcę na nich patrzeć, nie zniosę tego dłużej-poprosiłam.
Blondyn podszedł do mnie, po czym mocno mnie przytulił.
-Pakuj się i wychodzimy. Pogadamy w domu.
Zrobiłam, jak kazał. Zamknęłam walizkę, wyjęłam ładowarkę z kontaktu i pociągnęłam chłopaka za rękę. Zbiegliśmy na dół. Stanęłam w progu kuchni, gdzie para szykowała posiłek. Van odwróciła się i spojrzała na moją spakowaną torbę, a potem na mnie. Nie wiedziałam, jak się zachować. Stałyśmy tak chwilę w milczeniu.
-Dobrej zabawy-wydusiłam wreszcie. Następnie skierowałam się w stronę drzwi i szybko przez nie wyszłam.
Ross otworzył mi drzwiczki od auta i oboje wsiedliśmy do pojazdu. Puścił muzykę i złapał mnie za rękę. Była taka ciepła...
Nie odezwaliśmy się ani słowem. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Na szczęście chłopak to rozumiał, ale widziałam, że był zmartwiony moim stanem.
Przez całą drogę gapiłam się przez okno. Myślałam nad tym wszystkim, co zdarzyło się dzisiaj. Doszłam do pewnego wniosku. Ludzie nie zmianiają się samoistnie. To ktoś ich zmienia. W tym przypadku to Thomas ją zmienił... Pieprzony dupek! Wtargnął do naszego życia i całkowicie je przemenił. Oczywiście na gorsze.
Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do domu. Nikogo tam nie było, oczywiście prócz nas.
-Gdzie się wszyscy podziali?-spytałam blondyna.
Podszedł od tyłu i objął mnie w talii.
-Riker, Rocky i Ryland poszli do kina, a Rydel jest u Ratliffa-szepnął mi na ucho.
Odwróciłam się i delikatnie go pocałowałam. Uśmiechnął się i potarł swoim nosem o mój. Kciukiem łagodnie przejeżdżał po moim policzku. Wskoczyłam na niego i oplotłam swoje nogi wokół jego pasa. Moje ręce powędrowały na jego kark i szybkim ruchem przyciągnęłam go do siebie. Wpiłam się w jego usta, a on chętnie odwzajemniał pocałunek.
-Nie przeszkadzam?
Szybko zeskoczyłam z blondyna. Spojrzałam na Rydel, która wybuchnęła śmiechem, widząc moje rumieńce na policzkach.
-Nie będę Wam przeszkadzać.-Blondynka uśmiechnęła się, po czym chciała nas wyminąć, jednak złapałam ją za rękę.
-Chciałam tylko powiedzieć, że spędzę te Święta razem z Wami.
Dziewczyna zaczęła piszczeć, po czym mocno mnie przytuliła. Jak tu jej nie kochać?
Nie wiem jak to robią, ale w ich towarzystwie zawsze poprawia mi się humor.
Ross zaczął się śmiać, a ja szturchnęłam go lekko.
Uwielbiam chwilę, w których każdy jest uśmiechnięty. Tak powinno być zawsze.
-Proponuję iść umyć się już teraz, bo niedługo wrócą Riker, Rocky i Ryland, a gdy oni zajmą łazienkę, to nie zamierzają z niej wyjść-powiedziała Delly.
Zaniosłam torbę do pokoju. Poprosiłam Ross'a, by wykąpał się pierwszy, bo chciałam jeszcze coś załatwić. Zgodził się, na całe szczęście.
Wyjęłam z kieszeni telefon. Odblokowałam go i spojrzałam na tapetę. Zdjęcie przedstawiało mnie i Vanessę. Byłyśmy wtedy takie uśmiechnięte i szczęśliwe... To przykre, że nasze relacje tak gwałtownie się popsuły. Siostra zawsze była dla mnie wzorem i autorytetem, zawsze ją podziwiałam. Byłam z niej dumna. Chciałam, by wyrosła na silną i niezależną kobietę, ale nie na oschłą i obojętną.
Wybrałam numer do Max'a. Byłam spanikowana i naprawdę wystraszona. Nie rozmawiałam z nim od paru tygodni. Nie wiedziałam, jak zareaguje.
Poczta głosowa. Czemu wszyscy powyłączali telefony?
Musiałam dowiedzieć się, co jest z Britney, a on był jedyną osobą, która mogłaby mi w tym pomóc. Dobijałam się do niego jeszcze pare razy, jednak na próżno.
Po paru minutach blondyn wrócił do pokoju. Wyciągnęłam piżamę i szczoteczkę.
Chłopak zbliżył się do mnie, trzymając czarny materiał w ręcę i musnął wargami moją szyję.
-Myślałem, że założysz moją koszulkę...
Przerwóciłam oczami i wyrwałam mu z dłoni t-shirt.
Gdy byłam już w łazience, usłyszałam dzownek mojego teleofnu. Krzyknęłam do Ross'a, aby odebrał, ponieważ nie chciało mi się wychodzić. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i związałam włosy w kucyka, bo tak było mi wygodniej.
-Kto dzwonił?-spytałam, wchodząc do pokoju.
-Jakiś Max... Mówił, że nie może teraz rozmawiać i masz zadzwonić kiedy indziej.
Musiał dzownić akurat wtedy, gdy ja nie mogłam gadać?
Nagle telefon zawibrował, a ja podbiegłam do niego czym prędzej.
"Masz nową wiadomość od: Britney"
Hejka ♥
Humor mi dzisiaj dopisuję, bo moja idolka ma urodzinki aaaa ♥
Mam ferie i postanowiłam, że biorę się ostro do pracy, ale coś niezbyt mi wychodzi XD
Wreszcie coś z Maxem! Powiem szczerze, że już nie mogę się doczekać, kiedy wszystko zacznie się powoli wyjaśniać.
Kto jest zaskoczony Vanessą i Thomasem?
Jakby ktoś jeszcze nie widział zwiastunu, to zapraszam do notki.
15 komentarzy=next
Na koniec takie przeurocze zdjęcie!
Przede mną kolejna ciężka rozmowa. Tym razem z siostrą. Musiałam się postarać, by zgodziła się na spędzenie tegorocznych Świąt u Lynch'ów. Zależało mi na tym. Pragnęłam tego z całego serca.
Ruszyłam poddenerwowana w stronę kuchni, gdzie Vanessa jadła obiad. Zaciągnęłam rękawy i usiadłam na krześle obok brunetki. Przypatrywałam się siostrze, która spożywała posiłek. Nie okazywała żadnego zainteresowania moją osobą. Dlaczego?
-Ross zaprosił nas na Wigilię.
Jak zwykle milczała. Czy tylko to potrafi robić? Ignorować? Jej zachowanie jest po prostu dziecinne. Van odwróciła głowę, a nasze spojrzenia spotkały się. Ciężko było mi znosić jej chłodny wzrok, więc wstałam od stołu i zamierzałam wrócić do swojego pokoju.
-Idź do nich sama, proszę bardzo. Nie potrzebuję Cię-odezwała się oschle.
Zawróciłam i obejrzałam się za siebie. Dziewczyna uśmiechała się pod nosem. Zadawanie mi bólu sprawiało jej radość? Mówienie, że mnie nie potrzebuje ją bawiło? Kim ona się stała, do jasnej cholery?!
Byłam na nią wściekła. W jednej chwili potrafiła zniszczyć wszystko. Zacisnęłam pięści i zamknęłam oczy. Chciałam ugryźć się w język i po prostu ją zignorować, jednak mój charakter na to nie pozwolił.
-Widzisz, co ty wyprawiasz? Zachowujesz się podle! Ranisz wszystkich wokół, jesteś obojętna na wszystko, masz mnie gdzieś i zupełnie cię nie obchodzę! Kurde, Van.... Jesteśmy siostrami, mamy tylko siebie. Co ci strzeliło do głowy? Dlaczego tak nagle się ode mnie odsunęłaś? A może to po prostu zazdrość, co? Może jesteś zazdrosna o Ross'a? Weź się w garść dziewczyno!-Nie umiałam tak po prostu jej odpowiedzieć. Wiedziałam, że moje słowa mogły ją zranić, jednak w tamtej chwili miałam to w głębokim poważaniu. Ona krzywdziła mnie ciągle, a ja byłam głupia i starałam się to bagatelizować. Lauro, jesteś stanowczo za miła!
-Nie chodzi o Ross'a, naprawdę. Ja kogoś mam, Lau. Dzisiaj przychodzi na kolację.
To jest jakiś żart? Ona kogoś ma? Dlaczego nic mi nie powiedziała?
Zmierzyłam ją wzrokiem, po czym prychnęłam. Byłam cała roztrzęsiona. Rzuciłam się biegem w stronę wyjścia. Po drodze zabrałam kurtkę i wybiegłam przez drzwi. Okryłam się ubraniem i przysiadłam na schodach. Było koszmarnie zimno. Głupia zima.
Miałam malutką nadzieję, że Vanessa jednak wyjdzie za mną i zechce porozmawiać, jednak bardzo się myliłam. W sumie czego ja się spodziewałam? Coś się między nami popsuło. Nie miałam pojęcia, kogo za to obwiniać. Ja nie zrobiłam jej nic złego, więc naprawdę nie rozumiem, co się mogło stać.
W mojej głowie ciągle rozbrzmiewały jej słowa.
"Nie potrzebuję Cię"
Dlaczego?
"Nie potrzebuję Cię"
To nie do zniesienia! Czy to możliwe, by te trzy wyrazy sprawiły mi aż taki ból? Może odczuwam żal tylko dlatego, że wypowiedziała to najbliższa mi dotąd osoba? Przymknęłam powieki i poczułam spływającą po moim policzku łzę.
"Nie potrzebuję Cię"
Dość.
Nagle wyczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Chłopak usiadł obok mnie, po czym mnie przytulił.
Podniosłam głowę, a on odgarnął moje włosy do tyłu. Miałam ochotę wypłakać się mu w rękaw, jednak nie chciałam wyjść na osobę, która wiecznie się nad sobą użala. Musiałam być silna. Czemu tyle przykrych rzeczy spotkało mnie na raz?
Ponownie usłyszałam czyjeś kroki.
-Co jest?
To nie był głos Ross'a. Na pewno.
Spojrzałam na nachylonego nade mną mężczyznę. Zacisnęłam zęby. Co on tu robi?
Błyskawicznie podniosłam się ze schodów i wbiegłam do domu.
-Co tu się dzieje?!-krzyknęłam.
Siostra wydawała się być bardzo spokojna. Do pomieszczenia weszła również dwójka chłopaków.
Vanessa na widok Thomasa uśmiechnęła się, po czym złożyła delikatny pocałunek na jego wargach. Ross chciał mnie przytulić, jednak ja wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam do swojego pokoju.
W jednym momencie zrozumiałam wszystko. Van spotyka się z tym pajacem... Robi mi się niedobrze na samą myśl. Przecież ten kretyn ciągle flirtuje z innymi dziewczynami... Miałam ochotę wszystko powiedzieć siostrze, jednak zbyt bardzo ją kocham i nie chcę sprawiać jej przykrości. Wiem, że byłoby jej ciężko, gdyby się o tym dowiedziała... A może jednak powinnam? Nie... Nie będę mieszać się w ich związek. To już nie moja sprawa.
Wyjęłam z szafy torbę, a następnie wrzuciłam do niej napotrzebniejsze rzeczy. Dzisiaj tutaj nie zostanę. Nie będę patrzeć, jak oni będą się obściskiwać. Aż boję się pomyśleć, co będą robić, gdy mnie nie będzie.
Drzwi cicho zaskrzypiały, a w nich pojawił się Ross. Kazałam mu wejść do środka.
-Mogę zostać dzisiaj u Ciebie? Nie chcę na nich patrzeć, nie zniosę tego dłużej-poprosiłam.
Blondyn podszedł do mnie, po czym mocno mnie przytulił.
-Pakuj się i wychodzimy. Pogadamy w domu.
Zrobiłam, jak kazał. Zamknęłam walizkę, wyjęłam ładowarkę z kontaktu i pociągnęłam chłopaka za rękę. Zbiegliśmy na dół. Stanęłam w progu kuchni, gdzie para szykowała posiłek. Van odwróciła się i spojrzała na moją spakowaną torbę, a potem na mnie. Nie wiedziałam, jak się zachować. Stałyśmy tak chwilę w milczeniu.
-Dobrej zabawy-wydusiłam wreszcie. Następnie skierowałam się w stronę drzwi i szybko przez nie wyszłam.
Ross otworzył mi drzwiczki od auta i oboje wsiedliśmy do pojazdu. Puścił muzykę i złapał mnie za rękę. Była taka ciepła...
Nie odezwaliśmy się ani słowem. Nie miałam ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Na szczęście chłopak to rozumiał, ale widziałam, że był zmartwiony moim stanem.
Przez całą drogę gapiłam się przez okno. Myślałam nad tym wszystkim, co zdarzyło się dzisiaj. Doszłam do pewnego wniosku. Ludzie nie zmianiają się samoistnie. To ktoś ich zmienia. W tym przypadku to Thomas ją zmienił... Pieprzony dupek! Wtargnął do naszego życia i całkowicie je przemenił. Oczywiście na gorsze.
Po paru minutach byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do domu. Nikogo tam nie było, oczywiście prócz nas.
-Gdzie się wszyscy podziali?-spytałam blondyna.
Podszedł od tyłu i objął mnie w talii.
-Riker, Rocky i Ryland poszli do kina, a Rydel jest u Ratliffa-szepnął mi na ucho.
Odwróciłam się i delikatnie go pocałowałam. Uśmiechnął się i potarł swoim nosem o mój. Kciukiem łagodnie przejeżdżał po moim policzku. Wskoczyłam na niego i oplotłam swoje nogi wokół jego pasa. Moje ręce powędrowały na jego kark i szybkim ruchem przyciągnęłam go do siebie. Wpiłam się w jego usta, a on chętnie odwzajemniał pocałunek.
-Nie przeszkadzam?
Szybko zeskoczyłam z blondyna. Spojrzałam na Rydel, która wybuchnęła śmiechem, widząc moje rumieńce na policzkach.
-Nie będę Wam przeszkadzać.-Blondynka uśmiechnęła się, po czym chciała nas wyminąć, jednak złapałam ją za rękę.
-Chciałam tylko powiedzieć, że spędzę te Święta razem z Wami.
Dziewczyna zaczęła piszczeć, po czym mocno mnie przytuliła. Jak tu jej nie kochać?
Nie wiem jak to robią, ale w ich towarzystwie zawsze poprawia mi się humor.
Ross zaczął się śmiać, a ja szturchnęłam go lekko.
Uwielbiam chwilę, w których każdy jest uśmiechnięty. Tak powinno być zawsze.
-Proponuję iść umyć się już teraz, bo niedługo wrócą Riker, Rocky i Ryland, a gdy oni zajmą łazienkę, to nie zamierzają z niej wyjść-powiedziała Delly.
Zaniosłam torbę do pokoju. Poprosiłam Ross'a, by wykąpał się pierwszy, bo chciałam jeszcze coś załatwić. Zgodził się, na całe szczęście.
Wyjęłam z kieszeni telefon. Odblokowałam go i spojrzałam na tapetę. Zdjęcie przedstawiało mnie i Vanessę. Byłyśmy wtedy takie uśmiechnięte i szczęśliwe... To przykre, że nasze relacje tak gwałtownie się popsuły. Siostra zawsze była dla mnie wzorem i autorytetem, zawsze ją podziwiałam. Byłam z niej dumna. Chciałam, by wyrosła na silną i niezależną kobietę, ale nie na oschłą i obojętną.
Wybrałam numer do Max'a. Byłam spanikowana i naprawdę wystraszona. Nie rozmawiałam z nim od paru tygodni. Nie wiedziałam, jak zareaguje.
Poczta głosowa. Czemu wszyscy powyłączali telefony?
Musiałam dowiedzieć się, co jest z Britney, a on był jedyną osobą, która mogłaby mi w tym pomóc. Dobijałam się do niego jeszcze pare razy, jednak na próżno.
Po paru minutach blondyn wrócił do pokoju. Wyciągnęłam piżamę i szczoteczkę.
Chłopak zbliżył się do mnie, trzymając czarny materiał w ręcę i musnął wargami moją szyję.
-Myślałem, że założysz moją koszulkę...
Przerwóciłam oczami i wyrwałam mu z dłoni t-shirt.
Gdy byłam już w łazience, usłyszałam dzownek mojego teleofnu. Krzyknęłam do Ross'a, aby odebrał, ponieważ nie chciało mi się wychodzić. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i związałam włosy w kucyka, bo tak było mi wygodniej.
-Kto dzwonił?-spytałam, wchodząc do pokoju.
-Jakiś Max... Mówił, że nie może teraz rozmawiać i masz zadzwonić kiedy indziej.
Musiał dzownić akurat wtedy, gdy ja nie mogłam gadać?
Nagle telefon zawibrował, a ja podbiegłam do niego czym prędzej.
"Masz nową wiadomość od: Britney"
Hejka ♥
Humor mi dzisiaj dopisuję, bo moja idolka ma urodzinki aaaa ♥
Mam ferie i postanowiłam, że biorę się ostro do pracy, ale coś niezbyt mi wychodzi XD
Wreszcie coś z Maxem! Powiem szczerze, że już nie mogę się doczekać, kiedy wszystko zacznie się powoli wyjaśniać.
Kto jest zaskoczony Vanessą i Thomasem?
Jakby ktoś jeszcze nie widział zwiastunu, to zapraszam do notki.
15 komentarzy=next
Na koniec takie przeurocze zdjęcie!
środa, 18 lutego 2015
Notka :)
Heej!
Dzisiaj nie ma rozdziału, ale jest za to co innego. Zrobiłam filmik (zwiastun). Pojawia się tam nowy bohater, Laura kiedyś o nim wspomniała. Kto zgadnie, kim jest Max? :D
Męczyłam się nad pobieraniem i konwertowaniem gifów około trzech godzin i jestem wykończona. Potem okazało się, że film mi się nie zapisał i musiałam robić go od nowa. Wkurzyłam się, ale już jest okej.
Zapraszam do obejrzenia. Mam nadzieję, że się spodoba.
Czekam na Wasze opinie :)
https://www.youtube.com/watch?v=p1gsrNGyTOA&feature=youtu.be
Dzisiaj nie ma rozdziału, ale jest za to co innego. Zrobiłam filmik (zwiastun). Pojawia się tam nowy bohater, Laura kiedyś o nim wspomniała. Kto zgadnie, kim jest Max? :D
Męczyłam się nad pobieraniem i konwertowaniem gifów około trzech godzin i jestem wykończona. Potem okazało się, że film mi się nie zapisał i musiałam robić go od nowa. Wkurzyłam się, ale już jest okej.
Zapraszam do obejrzenia. Mam nadzieję, że się spodoba.
Czekam na Wasze opinie :)
https://www.youtube.com/watch?v=p1gsrNGyTOA&feature=youtu.be
sobota, 14 lutego 2015
Rozdział 9~ Cherish these days, do they go quick
15 komentarzy=next
Dwa dni od powrotu z Australii. Zero jakichkolwiek wieści od Britney, zero zrozumienia ze strony siostry. Opowiedziałam jej wszystko, co się tam wydarzyło. Zdziwiło mnie, że w ogóle chciała mnie wysłuchać. Jednak wiedziałam, że ona nie jest w stanie mi pomóc. Dlaczego tak się zmieniła? Dlaczego moje problemy już ją nie obchodzą? Co ja jej zrobiłam?
Usiadłam na łóżku z kubkiem gorącej czekolady i zanurzyłam się w swoich myślach. Nie mam pojęcia, co nas tak od siebie oddaliło. Byłam pewna, że nie chodziło o Ross'a. Może nie dokońca, ale na pewno on nie był głównym powodem naszej lekko zerwanej więzi. Wcześniej z nikim się nie spotykałam, może to dla niej ciężkie? Może po prostu o mnie się boi? Ale nie musi traktować mnie w taki sposób. Potrzebuję jej i to bardzo.
A może chodzi o zazdrość? Może potrzebuje osoby, która pokocha ją całym sercem? Może brakuje jej miłości?
Zastanawiam się, czy porozmawiać z nią o tym. Boję się, bo nie wiem, jak zareaguje. Nie chcę jej zranić. Wiem, jak bardzo jest wrażliwa i krucha. Wiem, jak znosi rodzinne kłótnie. Ma tylko mnie, nie chcę jej zawieść. Muszę uświadomić jej, że bez wględu na wszystko, jestem razem z nią. Że zawsze będę jej młodszą, głupiutką siostrzyczką, która patrzy z podziwem na starszą siostrę. Że jestem jej wsparciem, którego obie niezwykle potrzebujemy.
Po wypiciu ciepłego napoju, udałam się do kuchni, by odłożyć naczynie do zmywarki. Następnie udałam się to sypialni siostry. Zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Nie ma jej. To oczywiste.
Praca. Coś, co z jednej strony daje nam korzyści, a z drugiej sprawia, że nie jesteśmy do końca szczęśliwi. Rozumiem Vanessę, że wreszcie wzięła się w garść i zrobiła coś, o czym pragnęła od dawna, lecz widzę, że to ją przemęcza. Muszę się przyzwyczaić. Za pare dni moje życie również będzie tak wyglądać. Idziesz tam, harujesz kilkanaście godzin, potem wracasz i nie masz czasu na nic. Idealnie.
Wczoraj bezskutecznie próbowałam dodzwonić się do Britney. Oczywiście nie odbierała. Tak jest od tygodnia. Jestem pełna obaw, że to już naprawdę koniec. Lecz nadal nie rozumiem jej postępowania. Jestem niemal pewna, że coś złego się stało.
Moje bezczynne leżenie cały dzień nie miało sensu, więc ubrałam kurtkę i buty, po czym wyszłam na dwór. Śnieg skrzypiał mi pod stopami, czego nienawidzę. Podłączyłam do telefonu słuchawki i włączyłam "Missing". Słuchanie The xx zawsze mi pomagało. Ich piosenki sprawiają, że się uspokajam. Czuję się, jakbym była na innej planecie, sama, bez żadnych problemów. To cudowne uczucie. Móc choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości... Nim się obejrzałam, byłam już pod domem Lynch'ów. Zapukałam lekko. Drzwi otworzyła mi Rydel, która od razu mnie uściskała.
Nie miałam okazji z nią porozmawiać od powrotu. W Australii też zbytnio się nie kontaktowałyśmy. Straciłam ochotę na wszystko po telefonie od Brit i całe pięć dni było po prostu nudne. Chciałam przeprosić Ross'a za zmarnowanie mu pobytu na innym kontynencie.
Zdjęłam ubrania i stanęłam przed lustrem. Moje policzki było różowe od zimna, a włosy lekko potargane. Przeczesałam je palcami, by choć trochę się ułożyły. Przywitałam się z resztą rodzeństwa oraz Ellingtonem, który był u nich częstym gościem. Delly poinformowała mnie, że mój ukochany jest u siebie w pokoju. Powolnym krokiem skierowałam się w stronę schodów i powlokłam się na górę. Ostatnio w ogóle nie mam siły. Na nic.
Uchyliłam drzwi i zobaczyłam siedzącego na parapecie blondyna.
-Hej-powiedziałam cicho z uśmiechem na twarzy.
Sam jego widok sprawia, że automatycznie się śmieję. Jest moim słońcem. Wystarczy jeden promyk, bym od razu była szczęśliwa.
Chłopak wstał i podszedł do mnie, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Staliśmy chwilę w milczeniu, dotykając się czołami. Kochałam jego zapach, dotyk, miękkie usta. Wszystko. Jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Czasem zastanawiałam się, czy na to zasłużyłam. Czy byłam wystarczająco dobrym człowiekiem, by mieć przy sobie taką wspaniałą osobę jak on?
-Przepraszam, że zniszczyłam nasz pobyt w Australii.
Objął mnie w talii i mocno przytulił. Uwielbiam, gdy to robi.
-Wcale go nie zniszczyłaś, nie mów tak. Jestem naprawdę szczęśliwy, że byliśmy tam razem. Ty i ja. Nic więcej się nie liczy-szepnął mi do ucha.
Myślałam, że zaraz znowu się rozpłaczę. Jestem taką szczęściarą, że mam go przy sobie!
Chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej, jednak przeszkodziła nam w tym Rydel, która zawołała nas do salonu.
Zeszliśmy w ciszy, trzymając się za ręce, na co blondynka uśmiechnęła się. Kazała usiąść nam na kanapie, gdzie była również reszta domowników.
-Podczas waszego pobytu w Australii rozmawialiśmy dużo na temat zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia...- zaczęła Delly.
Święta! Zupełnie o nich zapomniałam. Ile to zostało? 8 dni? Przez te wszystkie sprawy zupełnie wyleciało mi to z głowy! Nie wychodziłam z domu, więc nie zauważałam tych wszystkich świątecznych dekoracji, kolęd w centrach handlowych. Telewizji też nie oglądałam. Dlaczego nie zwracałam uwagi na ten piękny czas? Dlaczego o tym nie myślałam? Dni mijają zbyt szybko...
-Przyjeżdżają do nas rodzice, którzy bardzo chcieli by Cię poznać. Ross również prosił... Zechciałabyś spędzić Wigilię razem na nami?
Kolejny raz dzisiaj miałam łzy w oczach. Poczułam się taka... sczęśliwa? Przez ostatni tydzień zauważałam same negatywy, nie zwracając namniejszej uwagi na te dobre rzeczy, które działy się wokół mnie.
-Naprawdę ogromnie dziękuję, jednak jest jeszcze siostra. Nie mogę jej tak zostawić-odpowiedziałam.
Blondynka spojrzała znacząco na braci.
-Jeśli Vanessa jest taka niezła jak Ty, to pewnie, że może wpaść-odezwał się Riker.
Zaśmiałam się, a Ross zmierzył go wzrokiem. Rydel klepnęła najstarszego brata w ramię, na co blondyn zaczął się bronić.
Zazdroszczę im relacji. Są idealną rodziną. Wszystko się między nimi układa, świetnie się dogadują, co widać na kilometr.
-Rozchmurz się, słońce.-Dziewczyna podeszła do mnie i objęła mnie za ramię.
Uśmiechnęłam się lekko.
Hejka!!
Dzisiaj znowu krótki rozdział, którzy bardzo mi się nie podoba, bo nic szczególnego się tam nie dzieje XD No, ale mamy Walentynki (i tak spędzam je sama haha), więc humor mi dopisuje!
Baaaaaardzo dziękuję za 15 komentarzy pod rozdziałem, naprawdę ogromnie się cieszę! Spełniło się moje malutkie marzenie.
Dzisiaj minęły 2 miesiące, odkąd założyłam bloga, więc postanowiłam coś zmienić. Od teraz zmieniam zapis rozdziałów. Stwierdziłam, że lepiej to wygląda XD
Miłego dnia ♥
15 komentarzy=next
Piosenka z tytułu
https://www.youtube.com/watch?v=2WIQZBD7SyI
Dwa dni od powrotu z Australii. Zero jakichkolwiek wieści od Britney, zero zrozumienia ze strony siostry. Opowiedziałam jej wszystko, co się tam wydarzyło. Zdziwiło mnie, że w ogóle chciała mnie wysłuchać. Jednak wiedziałam, że ona nie jest w stanie mi pomóc. Dlaczego tak się zmieniła? Dlaczego moje problemy już ją nie obchodzą? Co ja jej zrobiłam?
Usiadłam na łóżku z kubkiem gorącej czekolady i zanurzyłam się w swoich myślach. Nie mam pojęcia, co nas tak od siebie oddaliło. Byłam pewna, że nie chodziło o Ross'a. Może nie dokońca, ale na pewno on nie był głównym powodem naszej lekko zerwanej więzi. Wcześniej z nikim się nie spotykałam, może to dla niej ciężkie? Może po prostu o mnie się boi? Ale nie musi traktować mnie w taki sposób. Potrzebuję jej i to bardzo.
A może chodzi o zazdrość? Może potrzebuje osoby, która pokocha ją całym sercem? Może brakuje jej miłości?
Zastanawiam się, czy porozmawiać z nią o tym. Boję się, bo nie wiem, jak zareaguje. Nie chcę jej zranić. Wiem, jak bardzo jest wrażliwa i krucha. Wiem, jak znosi rodzinne kłótnie. Ma tylko mnie, nie chcę jej zawieść. Muszę uświadomić jej, że bez wględu na wszystko, jestem razem z nią. Że zawsze będę jej młodszą, głupiutką siostrzyczką, która patrzy z podziwem na starszą siostrę. Że jestem jej wsparciem, którego obie niezwykle potrzebujemy.
Po wypiciu ciepłego napoju, udałam się do kuchni, by odłożyć naczynie do zmywarki. Następnie udałam się to sypialni siostry. Zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Nie ma jej. To oczywiste.
Praca. Coś, co z jednej strony daje nam korzyści, a z drugiej sprawia, że nie jesteśmy do końca szczęśliwi. Rozumiem Vanessę, że wreszcie wzięła się w garść i zrobiła coś, o czym pragnęła od dawna, lecz widzę, że to ją przemęcza. Muszę się przyzwyczaić. Za pare dni moje życie również będzie tak wyglądać. Idziesz tam, harujesz kilkanaście godzin, potem wracasz i nie masz czasu na nic. Idealnie.
Wczoraj bezskutecznie próbowałam dodzwonić się do Britney. Oczywiście nie odbierała. Tak jest od tygodnia. Jestem pełna obaw, że to już naprawdę koniec. Lecz nadal nie rozumiem jej postępowania. Jestem niemal pewna, że coś złego się stało.
Moje bezczynne leżenie cały dzień nie miało sensu, więc ubrałam kurtkę i buty, po czym wyszłam na dwór. Śnieg skrzypiał mi pod stopami, czego nienawidzę. Podłączyłam do telefonu słuchawki i włączyłam "Missing". Słuchanie The xx zawsze mi pomagało. Ich piosenki sprawiają, że się uspokajam. Czuję się, jakbym była na innej planecie, sama, bez żadnych problemów. To cudowne uczucie. Móc choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości... Nim się obejrzałam, byłam już pod domem Lynch'ów. Zapukałam lekko. Drzwi otworzyła mi Rydel, która od razu mnie uściskała.
Nie miałam okazji z nią porozmawiać od powrotu. W Australii też zbytnio się nie kontaktowałyśmy. Straciłam ochotę na wszystko po telefonie od Brit i całe pięć dni było po prostu nudne. Chciałam przeprosić Ross'a za zmarnowanie mu pobytu na innym kontynencie.
Zdjęłam ubrania i stanęłam przed lustrem. Moje policzki było różowe od zimna, a włosy lekko potargane. Przeczesałam je palcami, by choć trochę się ułożyły. Przywitałam się z resztą rodzeństwa oraz Ellingtonem, który był u nich częstym gościem. Delly poinformowała mnie, że mój ukochany jest u siebie w pokoju. Powolnym krokiem skierowałam się w stronę schodów i powlokłam się na górę. Ostatnio w ogóle nie mam siły. Na nic.
Uchyliłam drzwi i zobaczyłam siedzącego na parapecie blondyna.
-Hej-powiedziałam cicho z uśmiechem na twarzy.
Sam jego widok sprawia, że automatycznie się śmieję. Jest moim słońcem. Wystarczy jeden promyk, bym od razu była szczęśliwa.
Chłopak wstał i podszedł do mnie, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
Staliśmy chwilę w milczeniu, dotykając się czołami. Kochałam jego zapach, dotyk, miękkie usta. Wszystko. Jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Czasem zastanawiałam się, czy na to zasłużyłam. Czy byłam wystarczająco dobrym człowiekiem, by mieć przy sobie taką wspaniałą osobę jak on?
-Przepraszam, że zniszczyłam nasz pobyt w Australii.
Objął mnie w talii i mocno przytulił. Uwielbiam, gdy to robi.
-Wcale go nie zniszczyłaś, nie mów tak. Jestem naprawdę szczęśliwy, że byliśmy tam razem. Ty i ja. Nic więcej się nie liczy-szepnął mi do ucha.
Myślałam, że zaraz znowu się rozpłaczę. Jestem taką szczęściarą, że mam go przy sobie!
Chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej, jednak przeszkodziła nam w tym Rydel, która zawołała nas do salonu.
Zeszliśmy w ciszy, trzymając się za ręce, na co blondynka uśmiechnęła się. Kazała usiąść nam na kanapie, gdzie była również reszta domowników.
-Podczas waszego pobytu w Australii rozmawialiśmy dużo na temat zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia...- zaczęła Delly.
Święta! Zupełnie o nich zapomniałam. Ile to zostało? 8 dni? Przez te wszystkie sprawy zupełnie wyleciało mi to z głowy! Nie wychodziłam z domu, więc nie zauważałam tych wszystkich świątecznych dekoracji, kolęd w centrach handlowych. Telewizji też nie oglądałam. Dlaczego nie zwracałam uwagi na ten piękny czas? Dlaczego o tym nie myślałam? Dni mijają zbyt szybko...
-Przyjeżdżają do nas rodzice, którzy bardzo chcieli by Cię poznać. Ross również prosił... Zechciałabyś spędzić Wigilię razem na nami?
Kolejny raz dzisiaj miałam łzy w oczach. Poczułam się taka... sczęśliwa? Przez ostatni tydzień zauważałam same negatywy, nie zwracając namniejszej uwagi na te dobre rzeczy, które działy się wokół mnie.
-Naprawdę ogromnie dziękuję, jednak jest jeszcze siostra. Nie mogę jej tak zostawić-odpowiedziałam.
Blondynka spojrzała znacząco na braci.
-Jeśli Vanessa jest taka niezła jak Ty, to pewnie, że może wpaść-odezwał się Riker.
Zaśmiałam się, a Ross zmierzył go wzrokiem. Rydel klepnęła najstarszego brata w ramię, na co blondyn zaczął się bronić.
Zazdroszczę im relacji. Są idealną rodziną. Wszystko się między nimi układa, świetnie się dogadują, co widać na kilometr.
-Rozchmurz się, słońce.-Dziewczyna podeszła do mnie i objęła mnie za ramię.
Uśmiechnęłam się lekko.
Hejka!!
Dzisiaj znowu krótki rozdział, którzy bardzo mi się nie podoba, bo nic szczególnego się tam nie dzieje XD No, ale mamy Walentynki (i tak spędzam je sama haha), więc humor mi dopisuje!
Baaaaaardzo dziękuję za 15 komentarzy pod rozdziałem, naprawdę ogromnie się cieszę! Spełniło się moje malutkie marzenie.
Dzisiaj minęły 2 miesiące, odkąd założyłam bloga, więc postanowiłam coś zmienić. Od teraz zmieniam zapis rozdziałów. Stwierdziłam, że lepiej to wygląda XD
Miłego dnia ♥
15 komentarzy=next
Piosenka z tytułu
https://www.youtube.com/watch?v=2WIQZBD7SyI
czwartek, 5 lutego 2015
Rozdział XIII
Do Australii przyjechaliśmy tylko na kręcenie czołówki, więc do niedzieli mamy czas wolny. Jestem z tego zadowolona, bo mam czas i dla siebie, i dla Ross'a. Fajnie jest tak odskoczyć od tej rzeczywistości, odpocząć.
-Idę pogadać z rodzeństwem, bo dobijają się od wczoraj. W razie czego będę w pobliżu hotelu-oznajmił Ross, po czym wyszedł z pokoju.
Była już po południu, a ja nadal byłam bez makijażu, więc stwierdziłam, że tym się najpierw zajmę. Wyszukałam w torbie moją kosmetyczkę, a następnie wyciągnęłam z niej puder, podkład, tusz i błyszczyk. Nigdy nie malowałam się mocno, ale te rzeczy uznawałam za podstawowe.
Po wykonaniu tej czynności nie miałam pojęcia za co teraz się zabrać. Ross od kilkunastu minut nie wracał, a bezczynne czekanie na niego nie miało sensu.
Wzięłam jakąś książkę do ręki. Od dłuższego czasu nie miałam okazji nic przeczytać, więc teraz to idealna pora. Zapowiadała się ciekawie, więc postanowiłam, że szybko się z nią rozprawię. Przeczytałam zaledwie wstęp, kiedy usłyszałam wibracje telefonu. Wstałam leniwie z kanapy i powlokłam się do szafki, na kórej leżało urządzenie. Zobaczyłam na wyświetlaczu numer Britney. Od razu się rozpromieniłam. Szybko odblokowałam ekran, po czym weszłam w wiadomości.
"Nie kontaktuj sie więcej ze mną, proszę".
Zamarłam. Uśmiech na mojej twarzy zastąpiły pojedyncze łzy. Mam przestać się z nią kontaktować? To jakiś żart?
Wybrałam jej numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci i tak dalej... Nic. Cisza. Spróbowałam kolejny raz. Tym razem wyłączyła telefon.
To niemożliwe... To nie może być prawda! Dlaczego? Co ja zrobiłam?
Poczuła pustkę w sercu. Z jakiego powodu tak ważna mi osoba zrobiła coś takiego? Niby zwykły sms, a tak mnie zranił...Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Byłam taka bezradna, bezsilna. Chciałam z nią porozmawiać, wyjaśnić zaistniałą sytuację. A ona po prostu zakończyła to wszystko. Zamknęła rodział w moim życiu, który trwał od mojego dzieciństwa. Ale chwila... Może jeszcze nie wszystko stracone? Może to naprawdę głupi żart? Nie wiem, co o tym myśleć.
Otrząsnęłam się na moment, przetarłam łzy i wybiegłam z pokoju w poszukiwaniu Ross'a. Zbiegłam po schodach na sam dół. Ruszyłam przed siebie, szukając wyjścia z hotelu, jednak po drodze potknęłam się i prawie upadłam, kiedy ktoś mnie złapał. Odwróciłam głowę, gdy moim oczom ukazał się Thomas. Wyrwałam się z jego uścisku. Nie chciałam, żeby zobaczył to mój chłopak.
-Dzięki- rzuciłam tylko.
Hmm... To było dziwne. Niedawno bił się z Ross'em, a dzisiaj mi pomaga.
Biegłam nadal przed siebie, lecz on krzyknął:
-Laura!
Cofnęłam się i podeszłam do niego. Spojrzałam mu w oczy. Ten nadal nic nie mówił.
Nawet nie wiem czemu stałam tutaj przed nim.
-Ja..Dobra nic...- powiedział speszony.
Ha! Czyżby pan idealny teraz się bał? Nieprawdopodobne! A jeszcze przedwczoraj był taki mocny w słowach...
Prychnęłam i znalazłam kątem oka drzwi. Następnie szybko wybiegłam z pensjonatu.
Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie mógł być blondyn. Po chwili uzmysłowiłam sobie, że pewnie jest nad jeziorkiem... Wznowiłam poszukiwania. Nie zajęło mi to długo. Zatrzymałam się na chwilę, myśląc, że mnie zauważy. Był jednak odwrócony tyłem, więc musiałam do niego podejść. Było to dosyć niezręczne, bo nie chciałam przerywać mu rozmowy. Podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się w ramiona. Był zaskoczony.
-Wybacz, coś jest z Lau... Zadzwonie później, trzymajcie się- usłyszałam jak mówi do słuchawki. Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Objął mnie w pasie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego jak w misia. Poczułam, jak kolejna łza spływa mi po policzku. O nie... Już nie jedna łezka... Teraz jest to strumień łez. Szloch.
-Co się stało?
Jak zwykle to samo pytanie. Każdy je zadawał. A ja tego nie potrzebowałam. Potrzebowałam ciszy, zrozumienia. Pocieszenia.
Milczałam.
-Laura, kocham Cię.
Wiem, Ross. Wiem.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Pocałował mnie w czoło i czule pogładził po policzku. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdołałam nic z siebie wydusić. Jakby odebrało mi mowę...
Dobra, bierz się w garść!
-Bri-Britney-wydukałam.
-Co Britney?
Nie miałam siły dalej odpowiadać, więc wyciągnęłam telefon i pokazałam mu wiadomość. Nie odzywał się przez kilka najbliższych sekund. Pewnie też był w szoku. Cieszyłam się w duchu, że nic nie mówi. Uważam, że to najlepsze pocieszenie, jakie można otrzymać. Cisza. W takich sytuacjach ją uwielbiałam.
Objął mnie w pasie, po czym zaprowadził z powrotem do hotelu. Przez całą drogę miałam spuszczoną głowę, by nikt nie widział, że płakałam. Szczególnie Thomas. Zastanawiałam się, czy powiedzieć Ross'owi, że go spotkałam. Nie wiem, nie chcę go martwić.
Gdy byliśmy już w pokoju, blondyn kazał mi się położyć. Zrobiłam, jak kazał. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, a on mnie przykrył. Byłam mu wdzięczna za to z całego serca.
Twierdził, że powinnam odpocząć i zasnąć. Miał rację. Jak zawsze.
Zamknęłam oczy i po prostu odpłynęłam...
Ja, mama, tata i Vanessa. Kłótnia. Krzyki. Chaos. Samochód. Wypadek.
Usiadłam na łóżku, serce chciało wylecieć mi z piersi. Czułam pot na całym swoim ciele. Oddychałam nierówno.
To tylko zły sen, tylko zły sen...
Dlaczego przyśniło mi się coś tak okropnego? Dlaczego śmierć rodziców? Czyżby miałam stracić kolejną ważną osobę? Mama, tata i Britney... To zbyt wiele.
Vanessa...
Rozejrzałam się po pokoju, Ross'a nigdzie nie było. Chwyciłam za telefon, który leżał na stoliku i wybrałam numer siostry. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Przecież byłam na nią zła. Nie chciałam z nią rozmawiać. Nie po tym, co odstawia. Gwałtowny przypływ emocji zmusił mnie do tego.
-Van?-powiedziałam łamiącym się głosem. Bałam się, że jest już za późno. Że stało się coś złego. Ale chwila, przecież odebrała, no nie? To musi być ona!
-Hej-odpowiedziała beznamiętnie.
Uff...
-Przyśniło mi się coś. Coś potwornego. Boję się, Vanesso.
-Też miałam zły sen. To dziwne... Wiesz co? Nie martwmy się teraz. Jak wrócisz, pogadamy o tym. Nie powinnaś teraz się przejmować takimi sprawami. Dobrze się chociaż bawisz?
-Jest okej-skłamałam.
Nie chciałam jej zamartwiać tą sprawą z Britney. Nie miałoby to najmniejszego sensu. Pewnie kazałaby mi wracać i całe pięć dni bym zmarnowała...
Zapanowała niezręczna cisza. To przykre, że nadal nie mamy tematów do rozmów. Halo, przecież jesteśmy siostrami!
-Muszę iść, Lau. Mam coś do załatwienia. Odezwij się jeszcze kiedyś-rzuciła i rozłączyła się.
Kolejny raz mnie zabolało. Była moją rodziną, a nie chciała ze mną rozmawiać. Miała ważniejsze sprawy? Serio? Nie wierzę w to. Okej, rozumiem pracę. Ale bez przesady. Dlaczego w ogóle nie przejęła się tym koszmarem? Przecież nie można tego tak ignorować. Tym bardziej, że przyśniło się nam to obu. Podczas rozmowy była taka obojętna... Bezduszna i oschła. Jak nie ona...
Nie okazywała żadnych uczuć do mojej osoby. Nadal była zła za to, że nie chciałam z nią rozmawiać po tej aferze z telewizją? No błagam... Nie tylko ja tu nie gram fair. Może czas się zmienić?
Witam kochani!
Tak, tym razem rozdział dodałam szybciej. Postanowiłam, że wstawię dzisiaj, bo to wyjątkowy dzień. Rocznica koncertu ♥ Mam dzisiaj dobry humor, ale rozdział niezbyt wesoły...
Jesteście zszokowani postawą Britney? Co o niej myślicie?
Zdradzę tylko, że niedługo pojawi się jej znacznie więcej.
Oprócz rocznicy mam jeszcze jeden powód do radości. Wybiło 3000 wyświetleń, z czego jestem niezmiernie dumna! Minęło półtora miesiąca, odkąd założyłam bloga i nie sądziłam, że tak szybko uda mi się osiągnąć taki wynik. Dziękuję, że jesteście.
Pod poprzednim rozdziałem było tylko 6 komentarzy, a ja marzę o 15 :)) Uda się? Zróbcie to dla mnie!
Kocham Was i pozdrawiam najmocniej ♥
15 komentarzy=next
-Idę pogadać z rodzeństwem, bo dobijają się od wczoraj. W razie czego będę w pobliżu hotelu-oznajmił Ross, po czym wyszedł z pokoju.
Była już po południu, a ja nadal byłam bez makijażu, więc stwierdziłam, że tym się najpierw zajmę. Wyszukałam w torbie moją kosmetyczkę, a następnie wyciągnęłam z niej puder, podkład, tusz i błyszczyk. Nigdy nie malowałam się mocno, ale te rzeczy uznawałam za podstawowe.
Po wykonaniu tej czynności nie miałam pojęcia za co teraz się zabrać. Ross od kilkunastu minut nie wracał, a bezczynne czekanie na niego nie miało sensu.
Wzięłam jakąś książkę do ręki. Od dłuższego czasu nie miałam okazji nic przeczytać, więc teraz to idealna pora. Zapowiadała się ciekawie, więc postanowiłam, że szybko się z nią rozprawię. Przeczytałam zaledwie wstęp, kiedy usłyszałam wibracje telefonu. Wstałam leniwie z kanapy i powlokłam się do szafki, na kórej leżało urządzenie. Zobaczyłam na wyświetlaczu numer Britney. Od razu się rozpromieniłam. Szybko odblokowałam ekran, po czym weszłam w wiadomości.
"Nie kontaktuj sie więcej ze mną, proszę".
Zamarłam. Uśmiech na mojej twarzy zastąpiły pojedyncze łzy. Mam przestać się z nią kontaktować? To jakiś żart?
Wybrałam jej numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci i tak dalej... Nic. Cisza. Spróbowałam kolejny raz. Tym razem wyłączyła telefon.
To niemożliwe... To nie może być prawda! Dlaczego? Co ja zrobiłam?
Poczuła pustkę w sercu. Z jakiego powodu tak ważna mi osoba zrobiła coś takiego? Niby zwykły sms, a tak mnie zranił...Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Byłam taka bezradna, bezsilna. Chciałam z nią porozmawiać, wyjaśnić zaistniałą sytuację. A ona po prostu zakończyła to wszystko. Zamknęła rodział w moim życiu, który trwał od mojego dzieciństwa. Ale chwila... Może jeszcze nie wszystko stracone? Może to naprawdę głupi żart? Nie wiem, co o tym myśleć.
Otrząsnęłam się na moment, przetarłam łzy i wybiegłam z pokoju w poszukiwaniu Ross'a. Zbiegłam po schodach na sam dół. Ruszyłam przed siebie, szukając wyjścia z hotelu, jednak po drodze potknęłam się i prawie upadłam, kiedy ktoś mnie złapał. Odwróciłam głowę, gdy moim oczom ukazał się Thomas. Wyrwałam się z jego uścisku. Nie chciałam, żeby zobaczył to mój chłopak.
-Dzięki- rzuciłam tylko.
Hmm... To było dziwne. Niedawno bił się z Ross'em, a dzisiaj mi pomaga.
Biegłam nadal przed siebie, lecz on krzyknął:
-Laura!
Cofnęłam się i podeszłam do niego. Spojrzałam mu w oczy. Ten nadal nic nie mówił.
Nawet nie wiem czemu stałam tutaj przed nim.
-Ja..Dobra nic...- powiedział speszony.
Ha! Czyżby pan idealny teraz się bał? Nieprawdopodobne! A jeszcze przedwczoraj był taki mocny w słowach...
Prychnęłam i znalazłam kątem oka drzwi. Następnie szybko wybiegłam z pensjonatu.
Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie mógł być blondyn. Po chwili uzmysłowiłam sobie, że pewnie jest nad jeziorkiem... Wznowiłam poszukiwania. Nie zajęło mi to długo. Zatrzymałam się na chwilę, myśląc, że mnie zauważy. Był jednak odwrócony tyłem, więc musiałam do niego podejść. Było to dosyć niezręczne, bo nie chciałam przerywać mu rozmowy. Podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się w ramiona. Był zaskoczony.
-Wybacz, coś jest z Lau... Zadzwonie później, trzymajcie się- usłyszałam jak mówi do słuchawki. Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Objął mnie w pasie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego jak w misia. Poczułam, jak kolejna łza spływa mi po policzku. O nie... Już nie jedna łezka... Teraz jest to strumień łez. Szloch.
-Co się stało?
Jak zwykle to samo pytanie. Każdy je zadawał. A ja tego nie potrzebowałam. Potrzebowałam ciszy, zrozumienia. Pocieszenia.
Milczałam.
-Laura, kocham Cię.
Wiem, Ross. Wiem.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Pocałował mnie w czoło i czule pogładził po policzku. Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdołałam nic z siebie wydusić. Jakby odebrało mi mowę...
Dobra, bierz się w garść!
-Bri-Britney-wydukałam.
-Co Britney?
Nie miałam siły dalej odpowiadać, więc wyciągnęłam telefon i pokazałam mu wiadomość. Nie odzywał się przez kilka najbliższych sekund. Pewnie też był w szoku. Cieszyłam się w duchu, że nic nie mówi. Uważam, że to najlepsze pocieszenie, jakie można otrzymać. Cisza. W takich sytuacjach ją uwielbiałam.
Objął mnie w pasie, po czym zaprowadził z powrotem do hotelu. Przez całą drogę miałam spuszczoną głowę, by nikt nie widział, że płakałam. Szczególnie Thomas. Zastanawiałam się, czy powiedzieć Ross'owi, że go spotkałam. Nie wiem, nie chcę go martwić.
Gdy byliśmy już w pokoju, blondyn kazał mi się położyć. Zrobiłam, jak kazał. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, a on mnie przykrył. Byłam mu wdzięczna za to z całego serca.
Twierdził, że powinnam odpocząć i zasnąć. Miał rację. Jak zawsze.
Zamknęłam oczy i po prostu odpłynęłam...
Ja, mama, tata i Vanessa. Kłótnia. Krzyki. Chaos. Samochód. Wypadek.
Usiadłam na łóżku, serce chciało wylecieć mi z piersi. Czułam pot na całym swoim ciele. Oddychałam nierówno.
To tylko zły sen, tylko zły sen...
Dlaczego przyśniło mi się coś tak okropnego? Dlaczego śmierć rodziców? Czyżby miałam stracić kolejną ważną osobę? Mama, tata i Britney... To zbyt wiele.
Vanessa...
Rozejrzałam się po pokoju, Ross'a nigdzie nie było. Chwyciłam za telefon, który leżał na stoliku i wybrałam numer siostry. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Przecież byłam na nią zła. Nie chciałam z nią rozmawiać. Nie po tym, co odstawia. Gwałtowny przypływ emocji zmusił mnie do tego.
-Van?-powiedziałam łamiącym się głosem. Bałam się, że jest już za późno. Że stało się coś złego. Ale chwila, przecież odebrała, no nie? To musi być ona!
-Hej-odpowiedziała beznamiętnie.
Uff...
-Przyśniło mi się coś. Coś potwornego. Boję się, Vanesso.
-Też miałam zły sen. To dziwne... Wiesz co? Nie martwmy się teraz. Jak wrócisz, pogadamy o tym. Nie powinnaś teraz się przejmować takimi sprawami. Dobrze się chociaż bawisz?
-Jest okej-skłamałam.
Nie chciałam jej zamartwiać tą sprawą z Britney. Nie miałoby to najmniejszego sensu. Pewnie kazałaby mi wracać i całe pięć dni bym zmarnowała...
Zapanowała niezręczna cisza. To przykre, że nadal nie mamy tematów do rozmów. Halo, przecież jesteśmy siostrami!
-Muszę iść, Lau. Mam coś do załatwienia. Odezwij się jeszcze kiedyś-rzuciła i rozłączyła się.
Kolejny raz mnie zabolało. Była moją rodziną, a nie chciała ze mną rozmawiać. Miała ważniejsze sprawy? Serio? Nie wierzę w to. Okej, rozumiem pracę. Ale bez przesady. Dlaczego w ogóle nie przejęła się tym koszmarem? Przecież nie można tego tak ignorować. Tym bardziej, że przyśniło się nam to obu. Podczas rozmowy była taka obojętna... Bezduszna i oschła. Jak nie ona...
Nie okazywała żadnych uczuć do mojej osoby. Nadal była zła za to, że nie chciałam z nią rozmawiać po tej aferze z telewizją? No błagam... Nie tylko ja tu nie gram fair. Może czas się zmienić?
Witam kochani!
Tak, tym razem rozdział dodałam szybciej. Postanowiłam, że wstawię dzisiaj, bo to wyjątkowy dzień. Rocznica koncertu ♥ Mam dzisiaj dobry humor, ale rozdział niezbyt wesoły...
Jesteście zszokowani postawą Britney? Co o niej myślicie?
Zdradzę tylko, że niedługo pojawi się jej znacznie więcej.
Oprócz rocznicy mam jeszcze jeden powód do radości. Wybiło 3000 wyświetleń, z czego jestem niezmiernie dumna! Minęło półtora miesiąca, odkąd założyłam bloga i nie sądziłam, że tak szybko uda mi się osiągnąć taki wynik. Dziękuję, że jesteście.
Pod poprzednim rozdziałem było tylko 6 komentarzy, a ja marzę o 15 :)) Uda się? Zróbcie to dla mnie!
Kocham Was i pozdrawiam najmocniej ♥
15 komentarzy=next
Subskrybuj:
Posty (Atom)