sobota, 9 maja 2015

Koniec

Długo zbierałam się na napisanie tej notki, ale cóż, jest to nieuniknione...
Ostatnio bardzo spadła aktywność, jest coraz mniej komentarzy, wyświetleń... Może nie jest to główny powód zawieszenia bloga (tak, zawieszam go), no ale po części jednak jest to przez to. Należę, do osób, które lubią przyjąć zarówno pochwały, jak i krytykę. Jak mam się rozwijać, kiedy widzę tylko "Super, czekam na next :*"? Możecie pisać to na odwal się, dosłownie. Czasem odczuwałam presję, martwiłam się, że nie zdążę dodać rozdziały na czas. Ale po co? I tak się sobie dziwię, że udało mi się prowadzić naraz trzy blogi. Teraz skupię się na jednym. I myślę, że to dobra decyzja.
Wszystko tutaj poszło nie po mojej myśli. O wiele większe znaczenie miała mieć Britney. Miałam zacząć wątek z nią od następnego rozdziału, jednak postanowiłam, że to koniec. To wszystko nie miałoby już sensu. Skupiłam się na Raurze, a nie taki miałam zamiar. Pewnie dla Was to super, Lau i Ross, wiem. Ale nie dla mnie. To zrobiło się jakieś bezbarwne. Miałam pomysł na resztę bohaterów i cieszę się, że ich nie wykorzystam tutaj. Kiedyś być może będzie lepsza okazja na opisanie tego wszystkiego.
Przyznam, że ostatnio wstawiałam mało rozdziałów. Miałam na głowie również inne blogi, naukę i życie prywatne. I błagam, nie obwiniajcie mnie za odejście. To moja decyzja. Nie umiem określić, czy tego żałuję. Zobaczymy za pare tygodni. Na pewno będę odczuwać jakieś braki, bo uwierzcie, ale w pewien sposób związałam się z Wami.
Nie chcę pisać jakiejś naprawdę długiej notki. Przez pare sytuacji, które ostatnio miały miejsce w moim życiu, nabrałam trochę dystansu i mam zupełnie inne podejście i poglądy na pewne sprawy. Pewnie i tak większość nie przeczyta tych wypocin, więc nie będę się wielce produkować.
Dziękuję WSZYSTKIM, którzy czytali to opowiadanie, wchodzili na bloga, wspierali mnie. Miałam w Was wielkie wsparcie. To urocze.
Jak już mówiłam, nie odchodzę z bloggera. Teraz skupię się na nowym blogu, na który mam naprawdę fajny pomysł. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to zachęcam do odwiedzenia go. Ghost to taka moja perełka, jestem dumna z niego.

http://ghost-raura.blogspot.com/

Dziękuję jeszcze raz i przepraszam. Wiem, że zawaliłam. Do zobaczenia ♥

czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 14~According to your heart


*Oczami Laury*

-Ona napisała! Napisała, rozumiesz?!-Cieszyłam się jak głupia z faktu, że moja przyjaciółka nie odtrąciła mnie jednak na dobre. Było to jeden sms, a mimo to moja ekscytacja ciągle rosła.
-Lau, leż spokojnie i odpoczywaj. Jesteś chora, najlepiej będzie, jeśli pójdziesz spać-powiedział Ross, podając mi kubek gorącej herbaty.
-Co ja poradzę, że tak bardzo się cieszę?-Próbowałam się podnieść, jednak blondyn delikatnie mnie przytrzymał i znów położył na wygodne łóżko.
Ugh, dlaczego? W tamtej chwili miałam ochotę skakać, piszczeć i wrzeszczeć jak małe dziecko! Minęły dwa dni, a ja nadal tak bardzo się cieszyłam.
Nie chciałam spać. Czułam się okropnie, ale nie chciałam spać. Te wahania nastrojów podczas moich chorób były okropne!! Pragnęłam teraz być przy Britney, rozmawiać z nią... Przecież mamy tyle do nadrobienia. Ostatni raz widziałam ją wtedy w galerii, w dniu kiedy poznałam Rossa. Coś się kończy, coś się zaczyna... Nie! Moja przyjaźń z Brit nie jest skończona. Nie zmarnuję tyle lat, w których wspólnie śmiałysmy się, płakałyśmy, bałysmy się. Tyle emocji, tyle uczuć. To musiało mieć dla niej jakieś znaczenie. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam naszą dwójkę. Zawsze razem, na zawsze razem. To była obietnica. Obietnic się nie łamie. Britney by tak nie zrobiła.
W głowie usiłowało mi się tysiące myśli. Może po prostu wyjechała z Maxem, chciała odpocząć? Może pomaga chorej matce? No tak, przez to wszystko zapomniałam o pani Fenty. Koniecznie muszę ją odwiedzić.
Myślę, że opieka nad mamą nie kolidowałaby się z naszymi spotkaniami czy chociaż tymi głupimi sms-ami. To musiało być coś poważniejszego.


 *Oczami Vanessy*

 -Chcesz coś do picia, kochanie?-zapytałam leżącego obok mnie Thomasa.  Mieliśmy w planach całonocne oglądanie filmów. Przyznam, że brakowało mi tego. Pare miesięcy temu robiłyśmy sobie z Laurą maratony filmowe, ale to się zmieniło. Już nie spędzamy ze sobą tyle czasu, już nie jest moją małą Lau... Wydoroślała. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. W głębi duszy jestem z niej dumna, wiele przeszła jako nastolatka. Teraz jest już dorosła i mam nadzieję, że będzie sobie radzić. Z drugiej strony będę za nią tęskniła. Przez ostatnie kilka lat miałyśmy tylko siebie. Żyłyśmy dla siebie. Miałyśmy swój mały, dwuosobowy team, dla którego zrobiłybyśmy wszystko. Cóż, obie potrzebujemy zmian. Oby te zmiany przyniosły wiele dobrego.
-Siedź tutaj i się nie ruszaj.

 Brunet chwycił mnie za biodra tak, abym znalazła się na nim. Pocałowałam go w usta, oboje zachichotaliśmy. Przy nim byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Czas spędzony z nim był najlepszym czasem w moim życiu. Cieszyłam się, że nareszcie znalazłam miłość. Ja też na nią zasługuję. 
Mówiąc szczerze, nie rozmawiałam z Laurą o Thomasie od czasu naszej ostatniej kłótni. Bałam się kolejnych sprzeczek. Nawet nie miałam pojęcia, co jej w nim nie pasowało. Nic jej nigdy nie zrobił, nie skrzywdził jej, nie postawił się... Lau ciężko zrozumieć. Okej, liczyło się jej zdanie, jednak to ona tym razem powinna akceptować moje wybory. Ona jest z Rossem, ja jestem z Thomasem i obie jesteśmy szczęśliwe. Mnie też ciężko było zaakceptować jej chłopaka, jednak z czasem przekonałam się do niego. Hmm... W sumie nie lubiłam go tylko dlatego, że byłam pełna obaw. Przecież mógł ją zranić, wykorzystać i zostawić z pękniętym sercem. Po Wigilii już się tego nie obawiam. Widać, że są zakochani, a mój mały ptaszek wyfrunął z gniazda i leci, by spełniać swoje marzenia. Oczywiście kibicuję jej, po to właśnie jestem. Muszę ją wspierać, być przy niej i starać się spełniać swoje obowiązki jako siostra i opiekunka. To ja mam być jej aniołem stróżem. To zaszczyt opiekować się tym taką cudowną osobą jak ona. Powinnam się z tego cieszyć, a nie traktować to jako męczącą pracę. Miałam wspaniałą siostrę, chłopaka, dom... Wszystko to, o czym zawsze marzyłam. Nie mogłam tego zmarnować. Nigdy nie lubiłam się kłócić, a ostatnio naprawdę dużo razy sprzeczałam się z Lau. Kiedyś obwiniałam za to Rossa. Byłam taka głupia. On ją uszczęśliwiał. Był przy niej, kiedy mnie zabrakło. W tej chwili życzyłam im jak najlepiej. 


*Oczami Rossa*

-Co z nią?-zapytał Riker.
Zdziwiłem się. Zawsze wydawał się być obojętny co do Laury. No, może trochę przesadzam. Oczywiście zamienili czasem pare zdań, jednak nie mogłem tego zaliczyć do jakiś poważnych rozmów. 
-Poszła spać. Błagam, nie budź jej-odpowiedziałem i opadłem bezwładnie na sofę obok brata. Byłem wycieńczony. Nie wiedziałem czy to dlatego, że cały dzień nie mogłem okazać jej żadnych uczuć, bo najzwyczajniej w świecie mi na to nie pozwalała, czy dlatego, że nie spałem całą noc, gdyż mój wspaniały braciszek Rocky postanowił pobawić się ze zwierzakami Rydel. Był na tyle głupi, że zamiast potem zamknąć klatkę, zostawił ją otwartą i dwie świnki morskie łatwo się stamtąd wydostały. Szukaliśmy je po całym domu przez calusieńką noc! Dells zrobiła już mu długie kazanie odnośnie dotykania jej "słoneczek". O mój Boże... Ona naprawdę zwariowała na ich punkcie! 
Byłem również zawiedziony tym, że Lau była chora. Nie mogłem poczuć smaku jej ust, nie mogłem jej przytulić. Nie chciała tego. Bała się, że mnie zarazi czy coś w tym stylu. Minęło kilkanaście godzin, a ja cholernie za nią tęskniłem. Och, czy to normalne? 



Witam z rozdziałem, kochani! Nie myślałam, że napiszę to dzisiaj, gdyż niedawno wróciłam z Inowrocławia :3 Rozdział jest beznadziejny, wiem. Nie miałam na niego pomysłu. Nareszcie świat oczami Van! Kto się cieszy? 
Dobra, jeszcze jedna sprawa... Co Was tak mało? Widzę wyświetlenia, ale komentarzy brak. Przecież wiecie, że potrzebuję motywacji, no nie? Słowa krytyki również by się przydały. Dla Was to pare minut, a mi to poprawia humor i sprawia, że się uśmiecham. Okej, nie zanudzam już dłużej. Do napisania! xx 

piątek, 17 kwietnia 2015

Serce w chmurach

O MÓJ BOŻE
Notka będzie na górze, bo mam wiele do wytłumaczenia.
1.Baaardzo przepraszam, że tyle mnie tu nie było. To był naprawdę zwariowany miesiąc, miałam wiele na głowie, zepsułam laptopa, ogólnie chciałam coś zmienić, ale o tym dalej:)
2.Dziękuję za wszystkie nominacje do TB, jednak to jedyna, na jaką odpowiem, ze względu na brak czasu. We wtorek jadę do Inowrocławia spotkać się z przyjaciółmi, bo mam okazję. Hehe, egzaminy8) Btw powodzenia wszystkim, którzy piszą we wtorek, środę i czwartek!
3.Ostatnio naprawdę nie mam weny, więc to, co przeczytacie niżej to najgorsze, co ostatnio napisałam. Aż wstyd mi publikować, ale cóż, muszę :') "Serce w chmurach"... Temat wzięłam bardzo dosłownie, co chyba widać XD
4.Nienawidzę pisać na tablecie/telefonie. To mega pracochłonne, ale idzie wytrzymać.
5.Uzależniłam się od Pamiętników Wampirów i to kolejny powód, dlaczego aż tyle mnie tu nie było XD W 48h obejrzałam 31 odcinków, które trwają po 40 minut. Uzależnienie? Yes.
6.Chciałam Wam tu wstawić moje fav zdjęcie Raury, ale na moim laptopie obecnie nie ma NIC oprócz ikonki z internetem. Wszystkie moje fanarty, filmiki, zdjęcia z dzieciństwa (haha) czy inne cenne rzeczy przepadły :')
7.Wracam do punktu pierwszego. Chciałam coś zmienić i najwidoczniej powoli mi się udaje. Pierwszy raz od ośmiu miesięcy czuję się szczęśliwa. Zaczyna mi się układać z crushem (nareszcie <3333), mam mega dobry kontakt z klasą, ogólnie czuję się świetnie. To chyba dobrze, no nie? Oby to jakoś zaowocowało. Trzymajcie kciuki.
8.Przepraszam jeszcze raz, ale naprawdę ten miesiąc był strasznie zwariowany, ale i świetny zarazem. Przepraszam również bloggerów, u których nie byłam już od czterech tygodni. Spróbuję wszystko nadrobić.
9.Czy tylko mi jest przykro z powodu Dellylandu?:((

Alex, liczę, że chociaż Tobie O.S. przypadnie do gustu:)



-Witam wszystkich na pokładzie linii lotniczych Boeing 777. Mam na imię Laura i jestem szefem lotu do Los Angeles. Przedstawię teraz Państwu zasady bezpieczeństwa. Maski tlenowe znajdują się w apteczkach, tuż pod siedzeniami. W razie nagłego spadku ciśnienia, prosze natychmiast je założyć. Samolot posiada 6 wyjść awaryjnych, które oznaczone są specjalnym zielonym znakiem. W razie problemów można skontaktować się z którymś z członków naszej załogi. Mamy nadzieję, że lot będzie dla Państwa przyjemny. Życzymy miłej podróży. Bycie główną stewardessą powoli mnie męczyło. Miałam dość rozłąki z ukochanym, braku czasu na spotkania ze znajomymi i wiecznego podróżowania. Nigdy nie sądziłam, że ta praca będzie na tyle ciężka, że nawet po powrocie do domu nie mam choćby ochoty na jakieś wyjścia z Rossem. Ciągle jakieś nowe loty, to wszystko sprawiało, że odechciewało mi się pracy w tej branży. Jako dziecko marzyłam o tym, by być tym, kim teraz jestem, jednak powoli zaczynam żałować moich dziecięcych fantazji. Wszystko byłoby w porządku, gdybym miała choć odrobinę więcej wolnego. Oczywiście istnieje możliwość wzięcia urlopu, jednak to niezbyt mi się opłaca. Ross jako nauczyciel ma wakacje tylko przez lipiec i sierpień, wtedy mogę sobie pozwolić na mały odpoczynek. -Tutaj, halo!-Kobieta machała mi i wyraźnie czegoś chciała, więc podeszłam do niej z uśmiechem na twarzy. Oczywiście nie był to taki prawdziwy uśmiech, lata praktyki robią swoje. -W czym mogę pomóc?-zapytałam ciepło. Obok pasażerki siedziała mała dziewczynka, miała może z 5 lat. Była naprawdę słodka! Patrzyła się na mnie dużymi oczami w kolorze niebieskim. Zazdroszczę ludziom, którzy mają swoje pociechy. Niestety los tak chciał, że nie mogę być posiadaczką tej cudnej osoby jaką jest dziecko. Chciałam być matką, jednak to było niemożliwe. -Poprosimy jakiś soczek dla mojej małej Elizabeth-Matka dziewczynki odwróciła się w jej stronę i obie głośno się zaśmiały. Elizabeth.... Tak nazwałabym swoje dziecko. Dlaczego życie zawsze robi nam pod górkę? Dziecko to najpiękniejszy dar jaki można dostać, a niektórzy są okrutni dla tych małych aniołków. Gdy nieraz słyszę o różnych zabójstwach czy tego typu sprawach, robi mi się naprawdę smutno. Ludzie nie doceniają tego, co mają. -Halo? Ocknęłam się i przeprosiłam kobietę, po czym skierowałam się do innego działu, by przynieść jej napój. Wróciłam z powrotem i podałam małej blondynce szklankę z sokiem pomarańczowym. Podziękowała, więc oddaliłam się i sprawdzałam, czy ktoś czegoś nie potrzebuje. -Ej laska! No tak... Istnieje także ten typ pasażera. Bezczelny, chamski, niekulturalny... Najgorszy ze wszystkich! -Słucham?-Próbowałam trzymać nerwy na wodzy. -Ile bierzesz za godzinę?-Puścił mi oczko. Prychnęłam i odeszłam z dala od tego idioty. Chce panienkę na jedną noc? Zapraszam do burdelu! Tęskniłam za Rossem. Dziwiłam się, że jeszcze wytrzymywał te moje ciągłe podróże. Jednak to nam nie przeszkadzało. Miłość przetrwa wszystko, czyż nie?

Nareszcie koniec tego męczącego lotu! Ludzie opuścili pokład, zostałam tylko ja wraz z pilotem. -Do zobaczenia pojutrze, Ben!-krzyknęłam, ledwo trzymając się na nogach. Zaproponował mi podwózkę, jednak wiedziałam, że gdzieś tutaj musi być Ross. Wyszłam z samolotu i nie myliłam się. Podbiegłam do niego prędko, od razu odzyskałam siły. Nie widzieliśmy się co prawda tylko trzy dni, jednak wiele mnie to kosztowało. Wolałabym spędzać ten czas z moim ukochanym, a nie z bandą denerwujących pasażerów. -Tęskniłem-wyszeptał wprost do mojego ucha. Podniosłam się na palcach i musnęłam delilatnie jego wargi, zamykając przy tym oczy. Och, tak cudownie czuć smak jego ust...

Byłam szczęśliwa, że w końcu mogłam odpocząć w SWOIM łóżku, na dodatek z osobą, którą kocham.
-Lau?-zapytał niepewnie Ross.
Lau...Zawsze tak do mnie mówił. Mieliśmy prawie trzydzieści lat, a on ciągle zwracał się do mnie tak jak w liceum. Niektóre rzeczy zostają z nami na zawsze. Przynajmniej to jakoś mnie pocieszało. 
-Tak? 
-Kiedy jesteś w tych hotelach, ja..-Widziałam, że się bał. Dlaczego rozmowa ze mną sprawiała mu trudność?-Po prostu jestem zaniepokojony. No wiesz, jesteś ładna, zgrabna, niesamowicie seksowna no i najważniejsze~nikt nie jest tak dobry jak Ty. Chodzi oczywiście o charakter. Twoja miłość do mnie, do dzieci. Poczucie humoru. Zawsze chcesz komuś pomóc. Mam wrażenie, że spotkałem anioła. Faceci lubią takie kobiety. 
Poczułam napływające do moich oczu łzy. Byliśmy ze sobą od siedmiu lat, znaliśmy się jeszcze dłużej. Co prawda nie byliśmy jeszcze małżeństwem, ale po tym, co powiedział, byłam przekonana, że to z nim chcę być aż do śmierci. 
Ujęłam jego twarz w dłonie i powiedziałam:
-Jesteśmy ze sobą już tyle lat, a ja z każdym dniem kocham Cię coraz bardziej i intensywniej. Nigdy, przenigdy nie dopuściłabym się zdrady. W moim sercu jest miejsce tylko dla jednej osoby i jesteś nią Ty. Nieważne, czy jesteś tysiące kilometrów dalej albo czy masz te swoje humorki. Zawsze będę kochać tylko Ciebie, jasne? 
Uśmiechnął się. Był szczęśliwy. Jak ja. 

Ostatni dzień w Los Angeles. No, nawet nie dzień. Kilka godzin. Za niedługo mam kolejny wylot. Przez kolejne kilka dni nie będzie mnie w domu. Jak zwykle będę daleko od Rossa. W samolocie nie mam możliwości pisania do niego czy dzwonienia, jedynie w hotelu. Tam jednak jestem tylko pare godzin po to, aby się wyspać. Potem znowu to samo, lecz inne miejsca. Zaczynam zauważać same wady. Wracając do Rossa. Miał dzisiaj kończyć przed jedenastą. Jest w pół do pierwszej. Nie odbierał telefonów, nie dawał znaku życia. Za cztery godziny mam wylot, a jego nadal nie ma. Nie wspomnę o tym, że specjalnie uszykowałam dla niego obiad. Zazwyczaj je sam na mieście, ale gdy ja jestem, staram się ugotować mu coś dobrego. -Gdzie on, do cholery, jest?-mówiłam sama do siebie, chodząc w kółko. Usiadłam przy stole, gdy przyszedł mi do głowy pewien plan. Wzięłam spakowaną już walizkę oraz kluczyki od auta i zbiegłam na dół. Odszukałam na parkingu swój samochód i wsiadłam do niego, po czym udałam się do szkoły Rossa.
Wparowałam do budynku niczym torpeda. Korytarz był opustoszały. No tak, dzieci z podstawówki kończą lekcje wcześniej. Ruszyłam na drugie piętro, do sekretariatu. Młoda brunetka za biurkiem była całkiem sympatyczna. Kiedyś udało mi się zamienić z nią pare słów. -Witaj, Emmo. Widziałaś gdzieś Rossa? Miał skończyć pracę pare godzin temu, a nadal go nie ma.
Dziewczyna nieśmiało pokazała na drzwi od pokoju dyrektorki. Była czymś speszona. Pokiwałam głową na znak podziękowania. Położyłam dłoń na klamce, przekręciłam ją i otworzyłam drzwi. Momentalnie się we mnie zagotowało. -Co to, kurwa, ma być?!-krzyknęłam. Mój narzeczony siedział na małej sofie w kącie pomieszczenia z tą szmatą, jego pracodawczynią. Blondynka nie miała na sobie bluzki, a ręce Rossa badały jej ciało. Jego rozpięty rozporek również niezbyt dobrze świadczył. -Jak możesz oskarżać mnie o niewierność, zdradzając mnie z pierwszą lepszą?-rzuciłam ze łzami w oczach i wybiegłam.
Czułam na sobie pełne współczucia spojrzenie sekretarki. Byłam... załamana. Moje serce pękło. Pękło na miliony małych kawałeczków, których nie da się już naprawić. Widok osoby, z którą niegdyś chciałam dzielić całe swoje życie z inną kobietą był najgorszym widokiem, jaki kiedykolwiek było mi dane widzieć. Ciekawe ile to trwa? Tydzień, miesiąc, rok? Pieprzył się z tą blondwłosą suką tylko po to, by mieć pracę. Nie oszukujmy się, w tych czasach naprawdę trudno o jakiekolwiek stanowisko.
-Laura, czekaj!-usłyszałam głos Rossa i zapinanego paska od spodni. Zacisnęłam zęby i szybko otworzyłam główne drzwi, po czym opuściłam budynek. Wsiadłam do auta i miałam ruszać, kiedy blondyn stanął naprzeciwko niego. Prychnęłam tylko i zatrąbiłam klaksonem. Spojrzałam odruchowo na lusterko. Rozmazany tusz spływał mi po twarzy razem ze łzami smutku i żalu. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie będę płakać, jeśli ktokolwiek mnie zrani. Miałam być silna, miałam... Wyczerpana opadłam na siedzenie i wpatrywałam się w jego twarz. To nie był ten sam Ross, którego poznałam kilka lat temu. Ten Ross był zakłamaną, fałszywą gnidą! Zostało mi półtorej godziny do odlotu, powinnam być już teraz na miejscu. Wiedziałam, że ten idiota i tak odejdzie, więc odpaliłam silnik i ruszyłam do przodu. Miałam rację. Odsunął się na bok, umożliwiając mi przejazd. W tym momencie nie chciałam go widzieć. -Ben, daj mi dziesięć minut!-krzyczałam do słuchawki. Pilot kazał mi się pospieszyć, a ja nie byłam nawet przebrana. Wleciałam do lotniskowej łazienki niczym torpeda i wyszukałam jakąś wolną kabinę. Błyskawicznie ubrałam się w mój strój stewardessy. Okej, jeszcze tylko twarz i będzie dobrze. Na całe szczęście już tak bardzo nie płakałam. Gdyby widzieli mnie w stanie z przed piętnastu minut, najprawdopodobniej nie pozwoliliby mi lecieć i wybraliby jakąś inną paniusię. Nie chciałabym tego, gdyż wtedy musiałabym wrócić do domu i oglądać jego fałszywy ryj.


Zrobiłam to samo co zwykle~przywitałam się z pasażerami, udawałam niezwykle szczęśliwą i próbowałam przeżyć. No dalej, Lau, przecież robiłaś już to wcześniej, to nic trudnego! Och, nie oszukujmy się. To cholernie trudne. Przez pierwsze pół godziny nikt mnie nie potrzebował, więc mogłam spokojnie odpocząć i rozmyślać, co nie było mądrym rozwiązaniem. Postanowiłam, że przejdę się po pokładzie i popytam, czy ktoś czasem czegoś nie potrzebuje. Jeden mężczyzna prosił, abym podała mu butelkę wody, więc spełniłam jego prośbę. Przeszłam na same tyły i ujrzałam tą samą śliczną dziewuszkę, która siedziała ze swoją równie urodziwą matką. Jak zwykle poprosiły o sok. Przynajmniej jej widok jakoś mnie pocieszał.
Nagle podbiegła do mnie Anna, druga stewardessa. -Mamy kłopoty.-Cała się trzęsła i była wyraźnie zdenerwowana.-Problemy techniczne, Ben nie może zapanować nad maszyną. Jak to nie może? Co się dzieje, do cholery? Faktycznie, coraz mnie tlenu. -Uwaga, proszę wyciągnąć maski tlenowe! Ciśnienie znacznie spada, mamy drobne usterki, jednak proszę nie panikować. Wszystko będzie w porządku-uspokajałam pasażerów. Słychać było krzyki ludzi, czuć było, że samolot spada. Dlaczego wszystko dzieje się tak szybko. Wróciłam z powrotem do małej Liz i jej matki, próbowałam je pocieszyć. Nikt dzisiaj nie zginie, nie możemy na to pozwolić. Wszystko będzie w porządku. Myliłam się....


Czułam się odrętwiała. Właściwie to nic nie czułam. Otworzyłam oczy, a słoneczne promienie od razu mnie oślepiły. -Laura? Próbowałam zlokalizować, skąd dochodził jego głos, jednak się gubiłam. Mroczki i czarne plamki, które widziałam jakoś mi nie pomagały. Próbowałam podnieść się na łokciach, ale w tej chwili poczułam, że wszystko się we mnie pali. Bolało, tak cholernie bolało. -Gdzie... Gdzie ja jestem?-Zmusiłam moje wargi do ruchu. Każdy nawet najmniejszy ruch powodował u mnie falę bólu. -Jesteś w szpitalu. 17 dni leżałaś w śpiączce, cudem przeżyłaś katastrofę samolotu-mówił spokojnie Ross. Tak, Ross. To był on. -Och, dlaczego nic nie pamiętam?-Udało mi się otworzyć oczy, jednak potrafiłam wpatrywać się tylko w sufit. -Poczekaj, pójdę po lekarza. Powinien wiedzieć, że znowu jesteś wśród żywych. Głowa opadła mi na ramię, a trzask zamykanych drzwi spowodował mocne dudnienie w uszach. Jak to możliwe, że przeżyłam taki wypadek? Nie pamiętałam nic z tego feralnego dnia. Zupełnie nic.

Lekarz wyjaśnił mi wszystko. Nie byłam jedyną, która przeżyła. Było jeszcze dwóch innych pasażerów. Byłam w ciężkim szoku. Głównym powodem była świadomość, że przez 17 dni nie dawałam znaku życia. O mój Boże, to kawał czasu. -Cały czas byłeś przy mnie?-zapytałam narzeczonego. Ten ujął moją dłoń i przytaknął głową. Mimo uczucia palenia udało mi się uśmiechnąć.
-Przepraszam Cię, Lauro. Zmarszczyłam brwi. Nie bardzo wiedziałam, o czym on mowił. -Przecież nie masz mnie za co przepraszać. Spuścił głowę. Był smutny. Dlaczego? Przecież dopiero co wybudziłam się ze śpiączki, powinniśmy się cieszyć. To nie jego wina, że samolot uległ zniszczeniu. Nie miał czym się przejmować.
Okazało się, że jedną z osób, którym udało się przeżyć, była mała Elizabeth. Biedna straciła i matkę, i ojca. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Była za młoda na samodzielne życie. Dlatego po opuszczeniu szpitala, złożyłam z Rossem pismo dotyczące adopcji. Zostało ono rozpatrzone pozytywnie, a cały proces przeszedł naprawdę migiem. Liz zamieszkała z nami. Z początku ciągle wypytywała o swoją matkę. Ja mówiłam prawdę. Nie można oszukiwać dzieci. To tak, jakby oszukiwać siebie samego. Z moim narzeczonym układało się znakomicie. Zrezygnowałam z pracy specjalnie dla niego. Wypadek również był tego przyczyną, bo to on sprawił, że mam traumę. Regularnie uczęszczałam na spotkania z psycholog. To przeżycie zostawiło ogromny ślad w mojej psychice. Z początku nie wiedziałam, czy uda mi się jakoś z tego wyjść. Ale się udało. Najważniejsze było to, że miałam coś, o czym zawsze marzyłam. Rodzinę.

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 13~All I Want For Christmas Is You

Otworzyłam oczy i ujrzałam pięknie oświetlony przez słońce pokój Ross'a. Jego jednak nie było obok. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku, po czym spojrzałam na zegarek. 9:30...
Dopiero po paru sekundach uświadomiłam sobie, że dzisiaj jest ten piękny dzień, który wyczekiwałam calutki rok! Wigilia!
Zwlokłam się z łóżka i w podskokach pobiegłam do kuchni. Większość domowników była już na nogach i zabierała się za przygotowywanie potraw.
-Cześć wszystkim-powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Reszta odpowiedziała mi równie przyjaźnie.
Pomyślałam, że nie będę inna i również im pomogę. Poszłam szybko przebrać się w getry i jakąś luźną bluzkę, ogarnęłam trochę włosy i twarz, po czym wróciłam do nich z powrotem.
Pomyślałam, że nie będę inna i również im pomogę. Poszłam szybko przebrać się w getry i jakąś luźną bluzkę, ogarnęłam trochę włosy i twarz, po czym wróciłam do nich z powrotem. W pomieszczeniu pojawiła się nowa osoba, a mianowicie Ross. Podeszłam do niego od tyłu i zasłoniłam mu oczy.
-Zgadnij kto to? -szepnęłam wprost do jego ucha.
Chłopak odwrócił się i delikatnie musnął mój policzek.
Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce za szyję. Uniosłam wyczekująco brew, stając na palcach.
Nie czekając dłużej, wpił się w moje usta. Zjechał ręką niżej i ułożył ją na mojej talii, a drugą wplótł w moje włosy. Kątem oka zobaczyłam, że wszyscy się na nas patrzą, więc oderwałam się od niego i wybuchłam głośnym śmiechem. Innym również udzielał się mój dzisiejszy nastrój, bo w kuchnia wypełniła się chichotem wszystkich w niej przebywających ludzi.
Nie wiem, dlaczego dzisiaj mam taki dobry humor. Może to dlatego, że dzisiaj nareszcie ta długo wyczekiwana Wigilia? Przecież ostatnio dużo niemiłych rzeczy miało miejsce w moim życiu, a dzisiaj czuję się jak nowo narodzona. Zmiana, ale pozytywna.
Nie chciałam aby ten dzień był smutny. Miał być piękny, bez zmartwień. Chciałam, aby liczyło się tylko to, co jest teraz. Pragnęłam zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych sprawach. Muszę skupić się na budowaniu relacji z innymi ludźmi.
Dzisiaj przyjeżdżają państwo Lynch i muszę zrobić na nich dobre wrażenie. Oczywiście będę sobą, to podstawa. Z jednej strony jestem zestresowana, ale z drugiej myślę, że to będzie jeden z najlepszych dni w moim życiu.
Wzięłam do ręki telefon i weszłam w wiadomości. Wpisałam numer Britney i napisałam jakieś krótkie życzenia dla niej. Nie mam pojęcia, czemu to zrobiłam. Przecież ona i tak mi nie odpisze, wiem to na pewno. Ale po wysłaniu tego sms-a poczułam się jeszcze lepiej. Tak, jakby Brit ciągle była moją przyjaciółką.
Rydel wyciągnęła z piekarnika pierniczki, więc wzięłam się za ich ozdabianie. Podała mi różne posypki i lukier, zabrałam się do pracy. Każdy coś przygotowywał. Byłam zaskoczona, że nawet Riker i Rocky pomagali. Ciekawe na ile dokładnie...
Po skończeniu upiększania ciastek, rozejrzałam się po domu. Pełno wiszących ozdób, zapach pomarańczy, choinka.. Wszystko to idealnie oddawało klimat świąt. Byłam szczęśliwa, że dzisiejszy wieczór spędzę właśnie tutaj.
Usłyszałam jakieś krzyki z kuchni, więc szybko do niej wróciłam. Okazało się, że to Ross i Rocky się kłócili. We włosach blondyna widziałam pełno lepiącego się lukru. Teraz rzucali się mąka, a biedna Delly ne umiała nad nimi zapanować. Wkroczyłam więc do akcji i próbowałam ich rodzielić, co nie było mądrym pomysłem. Po chwili i ja wygladałam jak mumia. Kichnęłam, po czym zaczęłam się głośno śmiać. Po raz kolejny dzisiaj.
Podeszłam do Ross'a i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Kocham Cię, wariacie-powiedziałam radośnie.
Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go w soczyste usta.

Około 17 zaczęliśmy się szykować. Każdy z nas chciał wyglądać elegancko i schludnie, więc wszyscy udali się do własnych pokoi, by doprowadzić do porządku. Musiałam dodatkowo wziąć prysznic, bo zabawy w kuchni doprowadziły do tego, że mąka przyklejona była do mojego całego ciała. Ubrałam czarną sukienkę, sięgającą do kolan. Była to moja ulubiona kreacja. Dobrałam do tego srebrną biżuterię i poprosiłam Delly o jakiś odpowiedni makijaż. Zgodziła się, choć sama miała dużo na głowie. Kobieta anioł.
Godzinę później zadzwonił dzwonek do drzwi. Rodzice Lynchów przyjechali punktualnie. Od samego początku zrobili na mnie dobre wrażenie. Mam nadzieję, że z wzajemnością.
Zasiedliśmy do stołu wpół do siódmej.
Nie zabrakło też najrozmaitszych potraw. Barszcz, pierogi, ryba i inne.
Ross zasiadł obok mnie, a jego rodzice naprzeciwko nas. Stresowałam się trochę,to chyba oczywiste. Ale starałam się być sobą.
Stormie była bardzo miła. Kazała mi mówić sobie po imieniu. Na początku wstydziłam się, co kobieta zauważyła i dała mi do zrozumienia, że jest to jak najbardziej w porządku. Z Markiem było tak samo. Oboje świetnie się dobrali, widać, że są zgranym małżeństwem. A no i najważniejsze... Mają piątkę wspaniałych dzieci.
Skończyliśmy śpiewać kolędy, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Ross poszedł sprawdzić kto to, a ją w tym czasie odpowiadałam na pytania zadane przez rodzicielkę mojego blondaska. Rocky i Riker już zabrali się do jedzenia. Cóż... Całodzienna głodówka chyba jednak okaże się być dobra, bo przynajmniej wszystko z talerzy zniknie.
Usłyszałam głos zarówno damski jak i męski. Odwróciłam się, a w progu ujrzałam nikogo innego jak moją siostrę. Jakim cudem?
W tym momencie byłam zła tylko i wyłącznie na siebie. Zostawiłam ją samą, a sama chciałam spędzić Wigilię w gronie przyjaciół. Jestem podłą egoistką. Odsunęłam wolno krzesło i wstałam. Czułam na sobie wzrok innych, ale teraz to mnie nie interesowało. Podeszłam wolno do Vanessy. Spojrzałam głęboko w jej oczy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, co sprawiło, że i ja musiałam się uśmiechnąć. Mocno ją przytuliłam, a z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy.
Jak mogłam o niej zapomnieć? Przecież to moja rodzona siostra, a ją postąpiłam nie fair w stosunku do niej. Zapomniałam kompletnie, czym jest rodzina.
Złapałam ją za rękę i zaprowadziłam do stołu. Pozwoliłam, by usiadła po mojej drugiej stronie. Zapoznałam ją z resztą domowników. Gdy przedstawiałam ją Rikerowi, zrobiła jakąś dziwną minę. Nie wiem, o co chodziło. Chyba polubiła Delly, wnioskujac po jej zachowaniu. Byłam szczęśliwa, że zaakceptowała Ross'a i jego rodzinę. To był chyba jeden z głównych powodów naszych kłótni. Teraz przynajmniej o jeden problem z głowy.
Chciałam, by ten dzień był wyjątkowy. I tak właśnie się stało. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszych Świąt. Wszystko było idealnie, każdy był tam, gdzie być powinien.
Pierwsza Wigilia od 9 lat, której nie spędzam tylko z Vanessą. Czułam się, jakbym była związana z nimi dłużej, niż tylko pare tygodni. Traktowałam ich jak rodzinę. Mam nadzieję, że moja siostra również kiedyś tak pomyśli. Wiem, że jest jej ciężko zaufać komukolwiek, ale musi się przełamać. Dla mnie. 


Po kolacji Ross poprosił mnie do swojego pokoju. Zdziwiłam się trochę, bo myślałam, że jeszcze zostaniemy chwilę przy stole. Zapewnił się, że jeszcze wrócimy.
Po wejściu do jego królestwa, blondyn zamknął drzwi. Stanęłam na wprost niego. Uśmiechał się tylko uroczo. Wiedziałam co planuje.
-Poczekaj chwilkę-rzuciłam szybko i wybiegłam. Zeszłam na dół. Na paluszkach podbiegłam do wieszaka i wyciągnęłam z torebki małą kopertę.
Wróciłam do jego pokoju i zrobiłam to co wtedy. Tym razem i ja się uśmiechałam.
Chłopak wyciągnął rękę zza swoich pleców, a moim oczom ukazało się malutkie, czerwone pudełeczko.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie-powiedział ciepło.
To wszystko było takie wspaniałe! Pierwszy raz od 9 lat dostałam prezent. Nigdy nie chciałam nic od Vanessy, ona ode mnie też. Uważałyśmy, że to strata pieniędzy. Poza tym, kojarzyło się to nam z rodzicami, którzy zawsze obdarowywali nas jakimiś drobiazgami. W tej chwili znowu czułam się jak mała dziewczynka, bez żadnych problemów na głowie. I to było niesamowite.
Wyciągnęłam rękę i otworzyłam malutki kartonik.
Zobaczyłam przepiękny naszyjnik z zawieszką z literką "R''.
-Żebym zawsze był przy Tobie-szepnął mi na ucho.
Kolejny raz dzisiaj zaczęłam płakać. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle, co on. Pomijając oczywiście Van, ale ona jest moją siostrą i musimy dbać o siebie nawzajem.
Wpadłam w jego ramiona, a mój płacz zamienił się w szloch. Ale płakałam ze szczęścia.
-Dziękuję-wydusiłam.
Głaskał mnie delikatnie po włosach, próbował mnie uspokoić. Nie wiem, czy zasługuję na to wszystko.
Oderwałam się od niego i spojrzałam na jego koszulkę. Była cała mokra od moich słonych łez. Zaczęłam się śmiać. Kiedyś twierdziłam, że nie da się płakać i śmiać jednocześnie. Myliłam się.
To bardzo realne.
Teraz ja wyciągnęłam kopertę. Wręczyłam ją Ross'owi, przecierając ręką oczy. Co za szczęście, że dzisiaj prawie wcale się nie pomalowałam.
Chłopak wyjął dwa bilety na koncert Pink Floyd. Wiedziałam, że zawsze o tym marzył. A teraz mamy okazję iść razem.
Przytulił mnie ponownie. Staliśmy tak chwilę w milczeniu.
Jak to możliwe, że jestem z nim aż tak mocno związana? Znamy się naprawdę bardzo krótko, a ja czuję, jakbyśmy byli ze sobą od małego.
Poczułam wibracje telefonu, pozostawionego na szafce obok łóżka. Odblokowałam go i weszłam w wiadomości.
"Wesołych Świąt, moja księżniczko/Britney".

Hejka!
Nareszcie dodaję rozdział :3 Z góry uprzedam, że Wigilię specjalnie zrobiłam taką "polską". Stwierdziłam, że tak będzie chyba lepiej sobie to wyobrazić.
Nie lubię opisywać Świąt, no ale musiałam XD
Lau i Van nareszcie się pogodziły ♥ Ale czy to koniec ich ciągłych kłotni?

PS: Zapraszam na kolejnego bloga o Raurze! Tematyka nowa, chyba ciekawa :D
http://ghost-raura.blogspot.com/

Komentujesz=motywujesz

czwartek, 19 marca 2015

Notka :)

Hejka ♥
Wiem, że już długo nie było nowego rozdziału, ale obiecuję, że do niedzieli się pojawi! Zdradzę Wam tylko, że nareszcie będzie to wyczekiwane przez Lau Boże Narodzenie :D Mam już napisane w sumie wszystko, teraz tylko poprawki...
Ostatnio mam dużo nauki i prawie wcale nie wchodzę na laptopa. Piszę tylko przez telefon, na który czasem po prostu nie mam sił. Nie mogę nic nim dodać, ale przynajmniej mogę pisać. Jedyny plus!
Także spodziwajcie się rozdziału w weekend :)

Druga rzecz... Pewnie część z Was już wie, że założyłam nowego bloga.
Myślę, że może kogoś zaciekawić! Zapraszam do obejrzenia zwiastunu, a potem do przeczytania prologu i pierwszego rozdziału :3

ghost-raura.blogspot.com


czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 12~Now it's time to go


Nie mogę uwierzyć, że w nocy nawet nie zmrużyłam oka. Bałam się i to potwornie, a to wszystko przez tych debili. Oni mieli ubaw, a ja o mało co nie dostałam zawału. Ja im tego nie daruję.
Po śniadaniu poczułam, że muszę się przewietrzyć. O dziwo nie czułam zmęczenia, a miałam za sobą nieprzespaną noc. Ubrałam kurtkę, buty i rękawiczki, po czym wyszłam z domu. Mimo że panowała teraz zima, na dworze było przyjemnie. Schowałam ręce do kieszeni, zamknęłam oczy i ruszyłam wolniutko przed siebie.
Myślałam o Britney.
O tym co robi, gdzie się właśnie znajduje i z kim jest. Te pytania męczyły mnie od paru dni. Nikt prócz Britney nie znał na nie odpowiedzi.
Ona jest moją zagadką. Zagadką, którą ciężko rozszyfrować. Zagadką, do której ciężko dotrzeć.
Jak mam ją odkryć?
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, po czym szybko się odwróciłam.
-Wystraszyłem Cię?-zapytał roześmiany Ross.
Szturchnęłam go lekko.
-Nie dziw mi się. Nie pamiętasz, co wymyślili Twoi bracia z Ellem? Nieźle mnie wystraszyli!
-Oj, przestań. Oni już tak mają. To ich hobby.
Zaśmiałam się. Cóż za dojrzali i odpowiedzialni bracia!
-Nie mówiłaś, że idziesz na spacer-powiedział.
-Chciałam być sama.
-Mam iść?
Złapałam go za rękę i spojrzałam głęboko w oczy.
-Nie. Tak jest dobrze.-Uśmiechnęłam się lekko.
Ruszyliśmy przed siebie wolnym krokiem. Nie myślałam nawet o tym, gdzie się kierujemy. Szliśmy. Tak po prostu. We dwoje.
Z daleka dostrzegłam jakąś znaną mi postać. Thomas. Ale zaraz... Nie jest sam. Towarzyszy mu piękna, szczupła brunetka.
Wepchnęłam Ross'a za drzewo, bym mogła obserwować ich z ukrycia.
Para przystanęła na chwilę. Chłopak tłumaczył jej coś, a po chwili nachylił się nad dziewczyną i delikatnie ją pocałował.
-A to parszywa gnida!-wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Wszystko we mnie pulsowało. Miałam ochotę mu przywalić. Porządnie przywalić! Wyszłam zza drzewa i już miałam kierować się w stronę tego palanta, jednak blondyn złapał mnie za rękę.
-Puszczaj!
Naprawdę nie wiem, skąd we mnie tyle agresji.
-Nie możesz, Lauro-odpowiedział spokojnym tonem.
Jak on mógł wytrzymywać? Zawsze był taki opanowany. A ja? Wiecznie zdenerwowana.
Westchnęłam zrezygnowana i wtuliłam się w chłopaka.
-Wracajmy już, co?-poprosiłam błagalny tonem. Ross objął mnie ramieniem, po czym poprowadził z powrotem w stronę domu.
Obejrzałam się za siebie, mimo złości, która nie opuszczała mnie na krok.
Dlaczego on taki jest? Wykorzystuje biedne kobiety, traktuje je jak zabawki. Umawia się z innymi, będąc w "związku" z moją siostrą. Co ja mam robić? Powiedzieć jej? Jeśli on jest dla niej ważny, to ta informacja złamałaby jej serce. Ale czy ona mi uwierzy? Czy mi ufa? Ostatnio nie jest między nami dobrze, a to może wszystko zepsuć. Po prostu powie, że robię to specjalnie. Na złość. Powie, że jestem zazdrosna.
A może jednak trochę jestem?

*Oczami Vanessy*

W każdą sobotę wybieram się na zakupy. Tak zrobiłam i dzisiaj. Najpierw wzięłam prysznic i doprowadziłam się do porządku, następnie posprzątałam, a potem wyszłam do sklepu. Zrobiłabym listę, gdybym jednak czegoś zapomniała. Zawsze weekendy spędzałam w towarzystwie siostry, jednak teraz musiałam poradziś sobie sama. Dziwne, ale brakuje mi jej. Bardzo mi jej brakuje. Czuję się, jakby umarła jakaś cząstka mnie. Jakbym sama siebie skrzywdziła. Dlaczego rozumiem swój błąd dopiero teraz? 
Włożyłam do koszyka wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam w stronę kasy. Postałam w dłuuugiej kolejce, jednak po paru minutach udało mi się wydostać ze sklepu. Jedną ręką trzymałam torbę z zakupionymi towarami, a drugą szukałam kluczy w kieszeni. Wyłowiłam je, jednak po chwili upadły na puszysty śnieg. Schyliłam się, by je podnieść, lecz po chwili zorientowałam się, że nie mam na sobie czapki. Wyprostowałam się, a przede mną stała dwójka mężczyzn. Blondyn i brunet. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, a ja zerkałam raz na jednego, a raz na drugiego chłopaka. Następnie skierowałam wzrok w stronę zabranego mi ubrania, trzymanego przez blondwłosego.
-Oddaj-powiedziałam stanowczym głosem. Myślałam, że to poskutkuje.
Wyciągnęłam rękę, by zabrać czapkę. On natomiast cofnął swoją dłoń, chowając zarazem moje nakrycie głowy. Spojrzałam na niego błagalnym tonem. Byłam zmęczona, chciałam wrócić do domu, a nie użerać się z takimi palantami.
Ruszyłam do przodu, by sięgnąć moją "zgubę". Nie chciałam się z nimi męczyć, nie miałam na to czasu.
Dorośli mężczyźni, a zachowują się jak dzieci... Do czego to podobne?
Już miałam wyrwać mu czapkę, kiedy jeden z nich kopnął moją torbę z zakupami. W jednej chwili wszystkie zakupione rzeczy wylądowały na śliskim chodniku. Rozwarłam szeroko usta, po czym popatrzyłam na chłopaków groźnie.
Liczyłam, że teraz to pozbierają, jednak jeden szturchnął drugiego i odbiegli, zostawiając mnie samą z tym wszystkim.
-Idioci!-wrzasnęłam za nimi na całe gardło.
Następnie ukucnęłam i włożyłam zakupione artykuły z powrotem do reklamówki. Na szczęście nie miałam do domu daleko, więc szybko byłam na miejscu.
Na podjeździe zobaczyłam Rossa opartego o swój samochód. Nie mogłam odczytać nic z jego twarzy. Postanowiłam go zignorować. Przeszłam obok niego i podeszłam do drzwi. Włożyłam klucze w zamek, ale mieszkanie było otwarte. Weszłam powoli do holu. Rozebrałam się i przeszłam w dalszą część domu. Ktoś tam na mnie czekał. Laura.
Położyłam zakupy na podłodze i stanęłam przed siostrą. Wpatrywałyśmy się tak w siebie dłuższą chwilę. 
Przyszła tutaj by robić mi awantury o Thomasa? To on jest moją miłością, dlaczego ona nie potrafi tego zaakceptować?
Wczorajsza noc spędzona z nim była cudowna. Przy nim czuję się bezpiecznie i mam świadomość, że jestem komuś potrzebna.

Odkąd Lau poznała Rossa, przestała myśleć o mnie. Czułam się podle z myślą, że rodzona siostra już mnie nie potrzebuje. Dlatego powiedziałam jej to samo, jednak moje słowa niekoniecznie były prawdą.
-Przyszłam po swoje rzeczy. Na razie zatrzymam się u Ross'a. 
Czy ona chce zostawić mnie samą? Nie mogę na to pozwolić. Tutaj jest jej miejsce. Ze mną.
-Nigdzie nie idziesz-odpowiedziałam zdecydowanie.
Nie chciałam jej stracić. Rozumiem, że przez moje słowa ma teraz do mnie taki stosunek, ale ja żałuję. I muszę jej to udowodnić. Ale jak? Nie umiem rozmawiać w ten sposób z żadną osobą, za bardzo się boję. 
-Jeszcze niedawno powiedziałaś, że mnie nie potrzebujesz-powiedziała cicho, kierując się w stronę wyjścia. 
Złapałam ją za rękę i próbowałam zatrzymać. 
-Kłamałam-szepnęłam ze łzami w oczach. 
Ona nie może zostawić mnie samą. Nie chcę tego. Jestem pieprzoną egoistką i pokazuję to na każdym kroku. Czas z tym skończyć. 
-Przykro mi...-rzuciła tylko brunetka i wyrwała się z uścisku mojej dłoni. 
Chciałam ją teraz przytulić. Chciałam poczuć, że ona mnie potrzebuję. Potrzebujemy siebie nawzajem. Ale ja znowu kogoś straciłam, tym razem z mojej winy. Muszę wszystko naprawić, muszę dać jej wsparcie. 
Brakuje mi jej. 


Hejka!! 
Przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Myślałam, że dam radę jeszcze w ferię, no ale plany się zmieniły. Ale nie żałuję, bo w końcu zobaczyłam moją przyjaciółkę. Czekałam ponad pół roku :') 
No, przejdźmy do rzeczy! 
Szykuję coś nowego hihi :D Myślę, że fajnego. 
Rozdział mi się nie podoba. Jest taki bezsensowny... Ale w końcu jest oczami Van :)) 
Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim postem, jesteście niesamowici! ♥ 
15 komentarzy=next

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 11~You make me rise when i fall

15 komentarzy=next

Kolejna wiadomość, która wyprowadziła mnie z równowagi. Kolejna prośba o "nie zawracanie głowy". Świetnie, naprawdę świetnie. Nie chciałam się tym dłużej zamęczać, tym bardziej, że powinnam wykorzystać ten czas na mnie i Ross'a. Na nas. Wrzuciłam telefon do torby, którą zamknęłam i rzuciłam w kąt pokoju.

Następnie zbliżyłam się do blondyna i przygryzłam jego wargę. Zarzuciłam mu ręce za szyję, a jego dłonie powędrowały na moje biodra. Przywarłam do niego ustami, a on zachłannie pogłębiał pocałunek.
Nagle zachwiałam się i oboje spadliśmy na miękką pościel. Pokój wypełniony był naszym chichotem. Chłopak podparł się na rękach i wpił się ponownie w moje usta. Złapałam go za kark i przyciągnęłam bliżej.
Mogłabym spędzać tak każdą wolną chwilę. Zatopiona w pocałunku i przepełniona pożądaniem.
Wiedziałam, że ktoś nam przeszkodzi. Wiedziałam. -Ross, przyszedłem....ummm.-Riker wtargnął do pokoju. Widziałam zakłopotanie na jego twarzy, co bardzo mnie rozbawiło. Speszył się, na co parsknęłam śmiechem.
-Te, młody, nie za wcześnie na takie igraszki?-W drzwiach pojawił się Rocky. Opadłam głową na poduszkę i zakryłam usta dłonią, by powstrzymać się od śmiechu. -Przyszedłem po laptopa.-Najstarszy z rodzeństwa uśmiechnął się, po czym zabrał urządzenie z biurka.
-Rocky, zamknij się. To nie twój interes. A co do Ciebie, Riker... Zanim zostawisz kompa w moim pokoju, wyczyść lepiej historię. Ja widzę, na jakie ty strony wchodzisz-odpowiedział Ross.
Nie sposób było nie zauważyć rumieńców na policzkach Rika. Jeszcze chwila a zacznę tarzać się ze śmiechu. Chłopak oddalił się do salonu, jednak najmłodszy nadal się nam przyglądał. -Zaraz będziemy oglądać film, przyłączycie się? Blondyn spojrzał na mnie pytająco, a ja skinęłam głową.
Podał mi rękę, a ja leniwie dźwignęłam się z łóżka. Ruszyliśmy za szatynem i zeszliśmy na dół. Na sofie siedziała już Rydel z bratem. Usiadłam pomiędzy nią a Ross'em, po czym owinęłam się puchatym kocem. W samym t-shircie i bieliźnie nie było za ciepło... Wzięłam do ręki garść popcornu. Zazwyczaj unikałam fast foodów, jednak w takich sytuacjach mogłam sobie pozwolić na troszkę niezdrowego jedzenia.
Rocky podszedł do DVD i włożył do odtwarzacza płytę. -Co to za film?-spytałam. -Znając ich, jest to pewnie jakiś horror-powiedziała mi Delly. Spojrzałam na nią przerażona. Horror? Nie cierpię tego rodzaju filmów. Są okropne. Trudno, muszę wytrzymać. W końcu to nie mój dom, nie będę zachowywać się jak księżniczka, której ciągle się coś nie podoba. Riker zgasił światło i usadowił się wygodnie obok mojego chłopaka. Usłyszałam tą straszną muzykę na początku, a następnie na ekranie pojawiły się napisy. Nie byłam pewna, czy na pewno chcę to oglądać. Już widzę te nieprzespane noce... Nie, to nie na moje nerwy.
Zakryłam się kocem i przytuliłam się do Ross'a. Postanowiłam, że spróbuję zasnąć. Było wcześnie, jednak nie widziałam innego rozwiązania. Blondyn zachichotał i delikatnie pocałował mnie w czoło.
Przymknęłam powieki, mając nadzieję, że szybko uda mi się zasnąć. Nie było to możliwe, bo już po paru minutach z telewizora dobiegały nieprzyjemne dźwięki. Krzyki, piski i tego typu odgłosy. Jak oni mogli to wytrzymywać? Odruchowo spojrzałam na ekran, przez co przeszedły mnie dreszcze. Trupy nie były widokiem, o jakim marzyłam. Rocky co chwila z kimś smsował, co doprowadzało Rydel do szału. Raz zdzieliła go poduszką, jednak to nie poskutkowało.
Nie mogłam dłużej znieść tych potwornych dźwięków, więc chciałam wrócić do pokoju i położyć się do łóżka. Nikt nie miał nic przeciwko, więc pomyślałam, że to rozsądne. Owinęłam się ciepłym materiałem i wstałam z miejsca, po czym próbowałam wydostać się z salonu. Kilka razy potknęłam się o coś, bo te egipskie ciemności nie były sprzyjające włóczeniu się po domu. Gdy udało mi się przejść do holu, usłyszałam skrzypnięcie. Stanęłam na wprost drzwi od pokoju Delly i gapiłam się na nie przez kilka najbliższych sekund. Kolejne skrzypnięcie. Zauważyłam, że powoli się otwierają. Bez zastanowienia wróciłam biegiem do salonu. Ross objął mnie ramieniem i spytał, o co chodzi. Nie odpowiedziałam, bo to byłoby zbyt głupie. Pewnie wyśmiałby mnie. Nie będę ich martwić i pozwolę obejrzeć im w spokoju film. Może po prostu mi się wydawało? Może to zwykłe halucynacje? To pewnie przez zmęczenie.
Nagle coś za mną trzasnęło. Zerwałam się z kanapy z piskiem. Było tak ciemno, że nie dało się dostrzec rzeczy, która spadła przed paroma sekundami. Rydel wyrwała Rocky'emu telefon, który ciągle był w użytku szatyna. Włączyła latarkę i poświeciła nią na miejsce, z którego dobiegł trzask. Po paru sekundach zapaliło się światło. Spojrzałam na każdego z domowników. Wszyscy byli blisko mnie, więc nie było możliwości, by to oni włączyli lampę. Złapałam Ross'a za rękę i splotłam nasze palce.
-Kto do cholery włączył to światło? Byłam zdenerwowana i przekonana, że tym razem nie były to halucynacje. Wiedziałam, że horror to nie najlepszy pomysł. Czekałam na odpowiedź, utwierdzając się w przekonaniu, że to jednak któryś z nas sprawił, że w pomieszczeniu jest jasno. Wszyscy stali zamurowani, co niezbyt mnie pocieszało. Kolejny wrzask dobiegający z telewizora. Podeszłam do odtwarzacza i wyłączyłam go, a w tym momencie znowu zrobiło się ciemno.
Łzy napłynęły mi do oczu. Co tu się dzieje? Usłyszałam wibracje. Ross chciał sięgnąć po urządzenie, jednak szybko go powstrzymałam. -Nie dotykaj tego telefonu-wydusiłam szlochając. Na całe szczęście posłuchał. To coś, a raczej ktoś, musiał znajdować się na dole. Doniczka, drzwi, światło... Tak, to na pewno nie na piętrze. Nie czekając dłużej, rzuciłam się biegiem w stronę schodów. Kilka razy zaliczyłabym spotkanie z podłogą, jednak to nie miało teraz większego znaczenia. Liczyło się tylko to, żeby znaleźć się na górze. Myślałam, że jestem już blisko, lecz tuż przed schodami wpadłam w czyjeś ramiona. Zaczęłam się drzeć i bić tajemniczego osobnika. -Hej, to boli!-powiedział, śmiejąc się. Natychmiast przestałam. Uniosłam wzrok, ale nie mogłam rozpoznać postaci. Byłam przekonana, że to ktoś przyjazny, więc wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. W pomieszczeniu znowu zrobiło się jasno. Wzdrygnęłam się, jednak wiedziałam, że jestem bezpieczna.
W pokoju rozległ się głośny brecht. Odwróciłam się i zobaczyłam Rocky'ego i Rikera, którzy właśnie przybijali sobie piątkę. -O co tu chodzi?-zapytałam, ocierając łzy. Chłopak, który trzymał mnie w ramionach również się zaśmiał. -Ell?
-Tak łatwo cię wystraszyć, haha-odpowiedział.
-To wasza sprawka!
Jak mogłam się nabrać? Powinnam była się zorientować po tym, jak Rocky nie odstępował od telefonu.
Popatrzyłam na nich tak surowo, jak tylko mogłam. Mieli jednak rację. Musiałam wyglądać komicznie. Zaczęłam śmiać się z sama z siebie, a po chwili reszta przyłączyła się do mnie. Zorientowałam się, że jestem wtulona w Ellingtona, więc szybko uwolniłam się z jego uścisku, uśmiechając się przy tym.
W tej chwili było tak...fajnie? Naprawdę fajnie. Czułam się szczęśliwa, mając przy sobie takie osoby. Oni obdarzyli mnie taką serdecznością, na jaką chyba nawet nie zasługuję. Obdarzyli mnie troską i zaufaniem, mimo że nie znamy się zbyt długo. Obdarzyli mnie miłością, co jest piękne.
Ten wieczór był naprawdę udany. Przestałam myśleć o wszystkich problemach, jakie otaczają mnie od paru dni. Skupiłam się na tym, co dzieje się teraz. Kto mi w tym pomógł? Ludzie, których kocham.


*Oczami Britney*


-Napisałaś tego pieprzonego smsa czy nie? Skinęłam lekko głową, na co czarnowłosy mężczyzna wyciągnął łapę, bym oddała mu telefon. Podałam mu urządzenie drżącą ręką, a on wyszarpnął mi je i schował do kieszeni spodni. Skuliłam się i przymknęłam powieki, by powstrzymać się od płaczu. Usłyszałam westchnięcie. Następnie poczułam szorstką dłoń na moim policzku. Natychmiast ją strzepnęłam. -Co ty taka agresywna, słoneczko?-Zaśmiał się brunet. Spojrzałam na niego spode łba. Tak bardzo chciałam go uderzyć, jednak wiem, że to jeszcze bardziej by mi zaszkodziło. Najlepiej w ogóle się nie odzywać. Przynajmniej wtedy mam pewność, że nic mi nie zrobi. -Pamiętaj, nikomu ani słowa. I wyszedł. Znowu. Biedna Laura... Pewnie cierpi przez moje egoistyczne zachowanie. Ja naprawdę nie chcę jej ranić...



Heejka!

Czemu tak szybko? Bo mam ferie! Korzystam z ostatniego tygodnia jak tylko mogę.
Dzisiaj taki dosyć wesoły rozdział, bynajmniej jeśli chodzi o Lau.
Pojawiła się Britney! Pewnie ten fragment nic wam nie mówi i nic nie podejrzewacie, ale właśnie tak ma być! Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie. Starałam się to jakoś w miarę opisać, no nie wiem XD Ma ktoś jakiś pomysł na jej wątek? Może akurat zgadniecie.
Rozdział nie jest jakiś super, no ale jest Brit i to najważniejsze ♥
15 komentarzy=next

Przy okazji zapraszam na tego bloga:

rosslynchbadboyandsweetboy.blogspot.com