czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział VII

-Jaki plan na dzisiaj?- zapytałam Ross'a, który zakładał w tym momencie czarną koszulkę. Następnie wziął do ręki kartki z planem i przeanalizował je dokładnie.
-O 12:00 spotykamy się w recepcji. Jedziemy do studia. Pewnie będziemy nagrywać czołówkę... Mamy trzy godziny. Proponuję zjeść najpierw śniadanie.
Dziwne, ale nie byłam głodna. Od kilkunastu godzin nie zjadłam nic prócz batonika, ale nie odczuwałam głodu. Postanowiłam jednak, że coś zjem, żebym miała siły na cały długi dzień.
-Okej, możemy iść.
Uśmiechnęłam się lekko i złapałam go za rękę. Wyszliśmy z pokoju, zakluczając drzwi.
Zeszliśmy na parter i udaliśmy się do restauracji. Modliłam się, bym tylko nie spotkała Thomasa. Ten idiota znowu zrobiłby wielką awanturę. Nawet nie wiem o co kłócili się poprzednio. Przecież nie byłam jego własnością. Co on sobie wyobrażał? Zachował się okropnie i stracił wiele w moich oczach. Pewnie to jeden z tych palantów, którzy kierowali się zasadą typu "przelecę i zostawię".
W sumie ja też nie byłam bez winy.
-Czemu nic nie nakładasz?- Ross wyrwał mnie z zamyśleń.
Ocknęłam się szybko i założyłam za ucho kosmyk włosów.
-Przepraszam, zamyśliłam się.
Wszystko podane było w formie szwedzkiego stołu, więc mogłam zjeść to, na co miałam ochotę. Nałożyłam sobie na talerz kromkę chleba, pomidora i ser. Do tego wzięłam herbatę.
Usiedliśmy wspólnie przy jednym ze stolików.
-Co tak mało jesz?- zapytał blondyn.
-Nie martw się. Po prostu nie jestem głodna- odparłam.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, lecz po chwili wrócił do spożywania posiłku.
Nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu. Byłam poddenerwowana. Ciągle popędzałam Ross'a, by jadł szybciej, bo chciałam wreszcie wrócić do pokoju.
Po śniadaniu chłopak chciał się przewietrzyć. Nie chciałam zostać sama, więc uległam. Wyszliśmy z hotelu. Słońce świeciło jasno, ptaki dookoa śpiewały, a drzewa były takie zielone... Brakowało mi tego. W LA trwała teraz zima, której nienawidzę. Nie przepadałam za śniegiem i ujemną temperaturą.
Przeszliśmy na tyły pensjonatu. Znajdowało się tam małe jeziorko. Przysiadliśmy na dwóch dużych kamieniach.
-Wiesz co? Uwielbiam wodę. Patrzenie na nią sprawia mi przyjemność. Raz jest cicha i spokojna, a raz wzburzona. Skrywa w sobie tyle tajemnic...- rzekłam cichutko.
-Zupełnie jak Ty.
Odwróciłam wzrok w stronę chłopaka. Położyłam swoją dłoń na jego dłoni.
-Powiedz mi... Dlaczego Vanessa jest taka?
Zdziwiłam się. Naprawdę nie sądziłam, że o to zapyta. Nawet nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Powiedzieć, że to przez jej nadopiekuńczość? Że po prostu taka już jest? Nie, Lauro. Nie możesz kłamać. Ty nienawidzisz kłamstwa, pamiętasz?
-Dziewięć lat temy moi rodzice zginęli w wypadku. Jechaliśmy w czwórkę autem. Oni kłócili się. Strasznie się kłócili. Miałyśmy z Van dosyć ich wrzasków, próbowałyśmy ich uspokoić. To nie skutkowało. Wyzywali się, nie panowali nad sobą. Było już ciemno. Wszystko działo się tak szybko. Tata... On po prostu nie zauważył tego samochody- tłumaczyłam powoli, wpatrując się w jezioro- Zmarli na miejscu. Zostałyśmy same. Vanessa w wieku 14 lat musiała ogarnąć dom, naukę, mnie... Bardzo przeżyła śmierć rodziców. Początkowo nie rozmawiała ze mną, chodź ja bardzo tego potrzebowałam. Załamała się i nie mogła się podnieść. Nie umiała się pozbierać. Było jej ciężko. Ja, mając tylko 4 lata mniej, nie płakałam aż tak bardzo. Wiedziałam, że oni po prostu nie wrócą. Śmierć zabiera wszystkich. Szkoda, że zabrała ich tak szybko...
Pierwsza łza spłynęła wolno po moim policzku. Na ten widok Ross przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
-Tak bardzo mi ich brakuje- powiedziałam i wybuchnęłam płaczem. Z jednej strony byłam smutna i przygnębiona, ale z drugiej cieszyłam się, że w końcu powiedziałam to blondynowi. Lepiej, żeby wiedział.
-Masz teraz mnie, kochanie. Nie jesteś sama- szepnął mi do ucha.
Kochałam jego głos. Kochałam. Był taki aksamitny i przyjemny dla uszu. Gdy tylko go słyszałam, czułam się bezpieczniej.
Chłopak nachylił się nade mną i pocałował mnie w czoło. Ja jednak uniosłam głowę i złączyłam nasze wargi w namiętnym pocałunku. Oderwałam się od niego, a on przetarł moją łzę opuszkami palców. Automatycznie się uśmiechnęłam. Przy nim wszystko jest inne... Takie kolorowe, pełne życia. Po prostu lepsze.
-Wracajmy już, co?- zaproponowałam.
Chwyciłam go za rękę i razem ruszyliśmy z powrotem do hotelu.


*Dwie godziny później*
Weszliśmy do studia, gdzie czekała na nas już cała ekipa. Victoria kazała skierować mi się do garderoby. Ross uczynił to samo. Vic dała miubrania, w które szybko się przebrałam. Czarne rurki, biała bluzka i brązowy sweter, a do tego trampki. Nie jest źle.
Następnie usiadłam na krześle naprzeciwko dużego lustra. Makijażystka szybko zrobiła mi makijaż, a fryzjerka ułożyła mi włosy. Lekki makijaż w odcieniach brązu i złota idealnie komponował z nową fryzurą.
Podziękowałam kobietom za to wszystko. Odwaliły kawał dobrej roboty i to w ekspresowym tempie.
Przeszliśmy przed dłuuugi korytarz, do bardzo dużej i jasnej sali. Znajdowało się tam wiele sprzętów. Reżyser podszedł do nas i zmierzył wzrokiem, po czym uśmiechnął się miło. Widocznie był zadowolony.
-Heeeej-usłyszałam jakiś słodki, dziewczęcy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą niską szatynkę. Dziewczyna była w dosyć dobrym humorze, bo od razu mnie przytuliła. Obok niej stał wysoki chłopak. Ross już z nim nawijał.
-To jest Raini, a to Calum-przedstawił ich Michael- Zagrają waszych przyjaciół. Przylecieli do Australii tydzień wcześniej, wraz z moim synem, który trochę się spóźnia. Nie będziemy na niego czekać. I tak chciał tylko popatrzeć.... To co? Zaczynamy?
Wszyscy przytakneliśmy. Vic ustawiła nas na miejsca,
Nagle do sali wtargnął Thomas. Co on tutaj robi?
-Sorry tato, wypadło mi coś- rzucił, gapiąc się w telefon.
Przysiadł na krześle i nadal grzebał w urządzeniu.
-Wypadałoby się przywitać- pouczał go ojciec.
Szatyn wstał i od razu skierował wzrok w moją stronę. Uśmiechnął się podstępnie, ale nic nie mówił. Całe szczęście...
Spojrzałam wystraszona na Ross'a, który wydawał się być niezwykle opanowany.
-Nie martw się nim. Po prostu rób wszystko najlepiej jak potrafisz, okej? Jesteś tu, by spełniać marzenia, a nie przejmować się takim dupkiem- powiedział i pocałował mnie w czoło.
Objęłam go w pasie i przytuliłam.


*5 godzin później*
Nagrywanie nie trwało długo. Po czterech godzinach mogliśmy już wrócić do hotelu. Było bardzo przyjemnie. Raini okazała sie być naprawdę bardzo sympatyczną osóbką. Dużo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się... Tak robiłam zawsze z Britney. Nie wiem, co się stało, że nie kontaktuje się ze mną. To boli.
Thomas od czasu do czasu zerkał na mnie i Ross'a, ale nie robił problemów. Pewnie bał się ojca. Ale i tak byłam w szoku, że jest synem Michaela. To dwie zupełnie różne osobowości...
Cała ekipa też była w porządku. Spędziłam naprawdę fajnie ten czas. Jeśli tak ma być zawsze, to jestem za.
Po tym wszystkim wróciliśmy do hotelu. Zjedliśmy obiad, a następnie przeszliśmy się na spacer. Po powrocie byłam tak zmęczona, że wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Ostatnio jestem ciągle zmęczona, to dziwne...


Beznadzieja :( Pewnie Was zawiodłam, ale cóż... Nic więcej nie wymyślę. Ostatnio nie mam zbytnio sił na nic, jestem wiecznie zmęczona. Spróbuję wstawiać rozdziały szybciej, ale nic nie obiecuję.
Przepraszam, że tyle musieliście czekać.
Komentujesz=motywujesz



środa, 14 stycznia 2015

Rozdział VI cz.II

Zraniłam go. Bardzo go zraniłam. Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej? Chyba zapomniałam, kim naprawdę jestem. -Laura! Thomas... Jeszcze on tutaj potrzebny. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Ross zaśmiał się pod nosem i chciał już odejść, kiedy go powstrzymałam. -Czego chcesz?-odburknął. Teraz to on mnie ranił. Ja zrobiłam to bardziej boleśnie, ale czy to powód, by teraz tak się zachowywać? -Lauro...- Tom podszedł bliżej i położył mi dłoń na ramieniu. Od razu ją zrzuciłam. -Odejdź!-warknęłam. Czułam, że za chwilę stracę cierpliwość. Czułam, że wynuchnę, jeśli nie odejdzie. Wszystko niszczył.
Chłopak złapał mnie od tyłu w talii i przyciągnął bliżej. Odwróciłam się i jednym szybkim ruchem uderzyłam go w twarz. Szatyn zajęczał.
-Jesteś głupia czy co?- oburzył się.
Zmierzyłam go wzrokiem, po czym znowu dałam mu z liścia.
-Nie spinaj się tak, maleńka- powiedział uwodzicielsko i klepnął mnie w tyłek.
Odepchnęłam go, po czym Ross podszedł do niego cały zdenerwowany.
-Łapy precz od Laury!- wrzasnął.
Szatyn prychnął, po czym popchnął blondyna na ścianę.
-Zazdrościsz mi, bo to ze mną tańczyła? Proszę Cię, Ty nikogo w życiu nie znajdziesz- śmiał się Thomas.
Brązowooki próbował wyszarpać się z objęć ciemnowłosego, lecz na marne.
-Ja przynajmniej mam do niej szacunek- odpowiedział.
Widziałam wściekłość w oczach Toma. Jego tęczówki pociemniały. Wiedziałam, że zaraz coś się stanie... I nie myliłam się. Pięść chłopaka szybko znalazła się na nosie Ross'a.
-Puść go!- syknęłam i rzuciłam się na mężczyznę.
Ten pod wpływem mojego ataku puścił blondyna, który od razu odciągnął mnie na bok. Z jego nosa leciała krew. Miałam łzy w oczach. Przytuliłam go i zaczełam szlochać.Wszystko to moja wina. Zachciało mi sie rozrywki... Po co? By teraz patrzeć, jak cierpi najbliższa mi osoba? Nie umiem nawet wyrazić, jak bardzo jest mi wstyd.
-Nienawidzę Cię!- rzuciłam w stronę Thomasa, który tylko śmiał się szyderczo.
Co za idiota i brutal...
Szatyn oddalił się z powrotem na dyskotekę. Najpierw się bije, a potem od tak wraca na imprezę? Pff... pajac.
Widząc stan Ross'a, wzięłam go pod ramię i zaprowadziłam do pokoju. Kazałam usiąść mu na łóżku, abym mogła go opatrzeć.
-Boli?
Pokręcił przecząco głową. Na pewno bolało, ale on był silny... Bardzo silny. Nie to co ja. 
Wzięłam do ręki mały ręczniczek i przyłożyłam go do nosa chłopaka, aby postrzymać krwawienie. Nie oberwał mocno, więc krew na szczęście nie leciała strumieniami. Po paru minutach udało się zatrzymać krwotok.
-Naprawdę tego właśnie chciałaś? By zniszczyć cały dzisiejszy dzień?-spytał smutno.
Miał rację. Zniszczyłam to wszystko. Zachowałam się podle w stosunku do niego. 
-Nie chciałam tego. Poniosło mnie i to bardzo. Sama nawet nie wiem co mną kierowało. Ale nie pozwolę Ci odejść, rozumiesz? Ty mnie zmieniłeś. Dzięki Tobie czuję, że zajmuję jakieś miejsce na tym świecie. Jesteś dla mnie najważniejszy. A dzisiejszy dzień był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Nawet nie wiesz jaka byłam szczęśliwa, gdy mnie pocałowałeś. Jesteś pierwszą osobą, którą pokochałam. Nigdy nie miałam kogoś takiego jak Ty. Jesteś moim ideałem, w którym zakochałam się nad życie. Pragnę Cię, potrzebuję Cię... Kocham Cię, Ross.
Wypowiedziałam te słowa bardzo szybko, lecz szczerze. Właśnie tak było. Kochałam go nad życie. Ale czy on czuł to samo co ja? Wpatrywał się tylko we mnie osłupiały. Pewnie uznał moje tłumaczenie jako żałosne.
-Nic nie mówisz... Widocznie tylko się ośmieszyłam. Wstałam z łóżka, aby odłożyć zakrwawiony ręcznik. W tym momencie chłopak złapał mnie tak, że usiadłam z powrotem. W ciągu sekundy wpił się w moje usta. Całował mnie z wielką pasją, ale także zachłannością. Tak, jakbym była czymś, czego od zawsze pragnął. Był to nasz trzeci pocałunek, a ja nadal czułam te motylki w brzuchu...
Jego duże dłonie poprowadziły mnie do pozycji leżącej. Ujęłam jego twarz w ręce, a on jeździł delikatnie palcami po moich plecach, przez co przechodziły mnie dreszcze. Nie panując nad sobą, zaciągnęłam sie jego zapachem. Mój oddech stał się nierówny. Teraz liczył się tylko ON, jego dłonie błądzące po moim ciele, jego usta całujące namiętnie moje. Liczyliśmy się tylko my.
Oszalałam całkowicie z pragnienia, czując jego zapach i bliskość. Skrzyżowałam ręce na brzuchu, chwytając koniec koszulki, którą miałam na sobie. Pociągnęłam materiał do góry i rzuciłam go na podłogę. Zostałam w samym koronkowym staniku i spódniczce. Miękkie, pełne usta Ross'a ponownie złączyły się z moimi.
W tle rozległo się pukanie.
Chwyciłam jego kark i przyciągnęłam go bliżej siebie. Nie chciałam, by ktokolwiek nam teraz przeszkadzał.
-Otworzę...-powiedział i wstał z łóżka. Udał się ku drzwiom i uchylił drzwi. Nie widziałam postaci, lecz słyszałam jej głos. Michael.
Po chwili blondyn wrócił do mnie z jakimiś kartkami.
-To plan na jutrzejszy dzień.
Wybuchnęłam śmiechem. Po chwili chłopak również zaczął się śmiać. Dlaczego Clifford zawsze przeszkadzał nam w takich momentach?
Ross ułożył się na łóżku obok mnie. Złapałam go za t-shirt i przyciągnęłam go bliżej siebie, by dać mu całusa. Następnie usiadłam na nim okrakiem i uśmiechnęłam się, przygryzając lekko wargę. Włożyłam rękę pod bluzkę i przejechałam po jego umięśnionym brzuchu.
-Kocham Cię- szepnęłam mu do ucha.
Ostatni raz cmoknęłam go w usta i oderwałam się od niego. Wzięłam koszulę nocną, kosmetyki oraz ręcznik i udałam się do łazienki. Wzięłam szybko prysznic i umyłam zęby. Stanęłam przed dużym lustrem i przyglądałam się sobie przez najbliższe pięć minut. Uśmiechałam się sama do siebie. Byłam taka szczęśliwa... Miałam przy sobie osobę, którą kochałam. Przez najbliższy tydzień mieliśmy być tutaj razem, tylko we dwoje. Bez Vanessy czy Lynch'ów.
Van... Zamierzałam dać sobie z nią spokój na cały mój pobyt w Australii. Nie chciałam psuć sobie tych siedmu dni. Miały być one najpiękniejsze w moim życiu i nic ani nikt nie mógł mi przeszkodzić w radowaniu się z tego, co mam na chwilę obecną. Siostra sama sobie nagrabiła. Powinna akceptować moje wybory i to, z kim się spotykam. Nie byłam małą dziewczynką. Byłam dorosłą kobietą.
Wróciłam z powrotem do pokoju i usiadłam na łóżku. Ross poszedł się odświeżyć.
Chwyciłam telefon i sprawdziłam połączenia. Kto dzwonił? Oczywiście siostrzyczka. Nie chciałam zawracać sobie nią głowy, więc nie oddzwoniłam. Napisałam natomiast sms-a do Britney, z pytaniem co u niej słuchać... Nie doczekałam się odpowiedzi, co bardzo mnie zasmuciło. Była moją przyjaciółką, powinna była dać znać.
Położyłam się i przykryłam kołdrą. Po paru minutach dołączył do mnie blondyn. Zgasił światło i spoczął obok mnie.
-Wiesz co?- spytał- Zapomniałem powiedzieć ci jednej bardzo ważnej rzeczy.
Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors.
-Kocham Cię- zamruczał.

Witajcie kochani ♥ Dzisiaj mamy krótszy rozdział, bo nie chciałam robić III części. Od następnego ruszamy z planem A&A.

Laura uwodzicielka haha :D
No i bójka, której w ogóle na początku miało nie być, ale pewna osoba mnie zmusiła (tak Klaudia, to Ty XD).
Pod tamtym rozdziałem miało być 15 komentarzy, a było 13... Moja wina, przyznaję się hahah. Miałam wyłączoną możliwość, by komentowali użytkownicy niezarejestrowani, ale już wszystko zrobiłam i teraz każdy może dodać komentarz.
To jak, lecimy z 15? :)
Pozdrawiam xx ♥

czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział VI cz.I

15 komentarzy=next 

Kolejny dzień mojego niby nudnego życia. Nie mogło być jednak ono aż tak monotonne. Przecież ostatnio wiele się pozmieniało. Zaczęłam wychodzić do ludzi i polubiłam poznawać nowe osoby, choć trzymałam ich na dystans. Wszystkich z wyjątkiem Ross'a. On był jedyną osobą, której mogłam zaufać. Czy to nie zaskakujące, że ufałam mu bardziej niż własnej siostrze? W pare dni wniósł w moje dotychczas bezbarwne życie tyle kolorów! Po prostu pomógł mi cieszyć się życiem i tym, co mam. Przy nim czułam się kochana i doceniona. Zwierzęta budują najważniejsze relacje poprzez dotyk. Czyż u ludzi nie jest tak samo? Wystarczy, że poczuję jego dłoń na swojej skórze, a czuję to "coś", czego nie czułam przez dziewiętnaście lat mojego istnienia. To piękne uczucie. Nigdy nie sądziłam, że będę miała przy sobie taką osobę, jak on. Byłam w nim zakochana, to było pewne. Nie był on jednak tylko miłością mojego życia. Był również moim przyjacielem. Jednym z najbliższych przyjaciół. Bo kogo miałam prócz niego? Tylko Britney, z którą ostatnio nie mam kontaktu. Ostatni raz widziałam ją 6 dni temu. Po spotkaniu w galerii nie odzywała się. Bolało mnie to, chociaż wiem, że to ja powinnam dać jej znać. Nie chciałam jej stracić.
-Za półtorej godziny masz wylot, zbieraj się!-krzyczała Vanessa z dołu.
Jestem zdziwiona tym, że siostra akceptuje moje plany. Myślałam, że nie pozwoli mi lecieć do Australii. Byłam pozywytnie zaskoczona, gdy przyjęła to z uśmiechem na twarzy. Cieszyłam się, że dopinguje mnie w spełnianiu marzeń.
Zamknęłam dokładnie walizkę i wzięłam do ręki torebkę, w której znajdowały się klucze, portfel, telefon, ładowarka, słuchawki i jakieś drobne kosmetyki. Zbiegłam na dół, gdzie czekała już na mnie zdenerwowana Van.
-Wychodź i wskakuj do samochodu, bo zaraz się spóźnimy!- rozkazała.
Posłusznie wykonałam polecenie brunetki. Postanowiłam, że nie będę jej się stawiać. To byłoby bez sensu. Czasem zachowywałam się jak rozpuszczona dwunastolatka, której wiecznie coś nie pasowało. Starałam się to zmienić.
Po dwudziestu minutach dotarłyśmy na lotnisko. Ross czekał już na nas przy wejściu. Gdy tylko go ujrzałam, od razu rzuciłam mu się na szyję. Byłam taka szczęśliwa, że wylatujemy. Lecimy w pogoń za marzeniamy. Razem.
-Gotowa?- zapytał szczęśliwy blondyn.
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się. Podał mi rękę i razem ruszyliśmy w stronę Michaela, który stał z zakupionymi biletami. Przywitaliśmy się , obgadaliśmy pare spraw i nim się objerzeliśmy, kazano nam wchodzić na pokład.
-Dbaj o siebie, siostrzyczko. I żadnych głupich numerów- w tym momencie Van spojrzała na brązowookiego. Wiedziałam, co miała na myśli.
-Nie martw się. Poradzę sobię- powiedziałam i przytuliłam ją. Nie chciałam się z nią rozstawiać, ale stwierdziłam, że ten wyjazd dobrze nam zrobi. Odpoczniemy od siebie.
-Będę tęsknić- pomachała nam dziewczyna, kiedy wsiadaliśmy do samolotu.

Usiadłam obok blondyna. Michael i Victoria siedzieli za nami. Byłam bardzo podekscytowana lotem. Nigdy wcześniej nie podróżowałam w taki sposób. Bałam się, to było oczywiste, ale podchodziłam do tego spokojnie.
-Witam wszystkich na pokładnie lini lotniczych Boeing 737...- mówiła stewardesa.
Popatrzyłam się na Ross'a. Ciekawe, czy on się boi. Chłopak patrzył przez okno. Uwielbiałam te jego rozczochrane blond włosy. Zaciągnęłam się jego zniewalającym zapachem. Pachniał tak ładnie...
-Proszę o wyłączenie komórek i zapięcie pasów. Życzymy miłego lotu.- kobieta skończyła mówić.
Super... Jak zwykle przegapiłam, gdy mówiła o najważniejszych sprawach, czyli maskach tlenowych, wyjściach awaryjnych i kamizelkach.
-Ross...
Chłopak spojrzał się na mnie pytająco. Zamilkłam, kiedy samolot ruszył. Zaczęłam panikować. Myśli wzburzyły się i ogarnął mnie strach. Co jeśli to moja ostatnia podróż? Co jeśli coś się stanie?
Złapałam chłopaka za rękę i mocno ją ścisnęłam. Chłopak aż pisnął i spojrzał się na mnie.
-Przepraszam, nie chciałam.-powiedziałam cicho.
-Boisz się?- spytał troskliwie.
Przytaknęłam.
Objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej. Jaki on kochany...
-Spokojnie, jeszcze tylko 12 godzin. Dasz radę. Może spróbujesz zasnąć?
Stwierdziłam, że tak byłoby najlepiej. Nie musiałabym się męczyć. Oparłam się o wygodne ramię blondyna i zamknęłam oczy. Po paru minutach zasnęłam.

*11 godzin później*
-Wstawaj, kochanie- usłyszałam ten jego aksamitny głos. Pierwszy raz powiedział do mnie tak czule.
Przetarłam oczy i podparłam się ręką o siedzenie.
-Za chwilę lądujemy. Ładnie pospałaś- zaśmiał się.
-Czekaj, czekaj... Która jest godzina?
-W Australii dochodzi 16:00. Jest 17 godzin różnicy, musisz się przyzwyczaić.
Cóż, łatwo nie będzie.



-Wraz z Vic zabierzemy wasze walizki do hotelu. Macie teraz czas wolny. O 20:00 widzimy się przy wyjściu głównym. Mamy wywiad i audycję w telewizji. Nie przebierajcie się, zostańcie w tych ubraniach, które macie teraz. Potem i tak ubiorą Was w coś innego. Gdy będziecie chcieli już wracać, zadzwońcie. Przyślemy kogoś, bo sami zgubicie się w Sydney. Miłego popołudnia- rzekł Michael wesoło i oddalił się z naszymi torbami.
To chyba będzie jeden z lepszych dni w moim życiu. Ba! Wszystkie dni odkąd poznałam Ross'a są fantastyczne. Audycja w telewizji? Brzmi świetnie!

*Oczami Ross'a*
-Co powiesz na plażę?- zapytałem piękną dziewczynę.
Byłem w Sydney kilka razy z rodzeństwem, wiec wiedziałem, jak dotrzeć na najbliższe wybrzeże. Było bardzo blisko lotniska.
-Okej- uśmiechnęła się wesoło.
Uwielbiałem jej uśmiech. Był śliczny, prawdziwy...
Złapałem ją za rękę. Miała taką ciepłą dłoń... Czy to ideał?
Kochałem patrzeć w jej głębokie, brązowe oczy. Zachwycałem się jej malutkim noskiem, jej słodką twarzą...Jestem takim szczęściarzem, że mam ją teraz przy sobie. Nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek tak na mnie wpłynie. Ona sprawia, że czuję się szczęśliwy.
Po drodze mijaliśmy wiele sklepów i restauracji. Australia nie różniła się zbytnio od Stanów. Najbardziej zauważalną różnicą był klimat. W LA jest teraz zima, a tutaj panuje obecnie gorące lato.
Po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Plaża była pusta. Laura zdjęła swoje trampki i wzięła je w rękę. Uczyniłem to samo. Słyszałem szum oceanu, który był dla mnie bardzo przyjemny. Słońce prażyło, a w powietrzu unosił się zapach słonej wody.
-Tu jest wspaniale!- krzyknęła podekscytowana dziewczyna. Zaśmiałem się.
Owszem, było wspaniale. Ale to tylko dzięki niej. Jej obecność sprawiała mi wiele radości.
Lau spojrzała na mnie, a następnie dała mi kuksańca w bok.
-Gonisz!- wrzasnęła i zaczęła uciekać. Była taka urocza...
Ruszyłem za nią, śmiejąc się. Piach utrudniał mi zadanie, ale z łatwością dogoniłem brunetkę. Wpadłem na Laurę i oboję spadliśmy na ziemię. Teraz to ja byłem nad nią. Popatrzyłem się na brązowooką. Emanowała namiętnością... Bez zastanowienia pochyliłem się nad jej rozgrzanym ciałem. Dzieliło nas zaledwie pare centymetrów. Dotknąłem opuszkami palców jej policzka. Przybliżyłem się do brunetki.
-Już mi nie uciekniesz.
Przygryzła mi wargę, a ja po chwili wpiłem się w jej usta. Pocałunek był pełen namiętności i pożądania. Języki wzajemnie pieściły nasze podniebienia. Przestrzeń wokół nad wyparowała.
O mój Boże...
Oderwałem się od niej. Laura mruknęła.
-Ross...- szepnęła.
Pocałowałem jej czoło, a następnie położyłem się obok na piasku. Przez dłuższą chwilę trwała niezręczna cisza. Oboje byliśmy zaskoczeni.
-Dziękuję- powiedziała w końcu-Dziękuję za to wszystko. Tak, wiem. Na nic więcej mnie nie stać. Ale czy da się inaczej wyrazić moją wdzięczność za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś? To niemożliwe. Więc po prostu z całego mojega serca dziękuję.
Podniosłem się i podparłem na jednym łokciu.
-Pleciesz głupoty. Jesteś tutaj tylko dzięki sobie. Nikt za Ciebie nie starał się na castingu. To TY na wszystko sobie zapracowałaś, więc nie masz mi za co dziękować.
W tym momencie zadzwonił telefon. Michael.
-Audycja przesunięta na 18:00. Gdzie jesteście? Zaraz przyjedziemy po was i pojedziemy prosto do studia- mówił głos w słuchawce.
-Siedzimy na tej plaży obok lotniska. Na pewno nas znajdziesz. Czekamy- rozłączyłem się.
Nie musieliśmy czekać długo. Po dziesięciu minutach samochód stał już na parkingu. Podbiegliśmy wspólnie i wsiedliśmy do auta.

*Oczami Laury*

-Witam serdecznie w programie Popstar Live! Dzisiejszymi gośćmi w naszym programie są Ross Lynch i Laura Marano. Powitajcie ich gorącymi brawami!- Jim przywitał nas z pubicznością. Wywiad zaczął się dosłownie kilka sekund temu. Ubrali mnie w jakąś krótką, czarną sukienkę i wymalowali. Musiałam się do tego przyzwyczaić.
-Tego wieczoru to wy zadajecie pytania oraz wyznania naszym gościom! Czekamy na SMS-y z Waszymi propozycjami!- zachęcał mężczyzna
Boże, co za głupota. Zwykli naciągacze.
Siedziałam na fotelu obok Ross'a. Jego też przebrali.
-Pytanie pierwsze: Czy jesteście parą?
Zamarłam. Nie chciałam nic mówić. Spojrzałam na blondyna i dałam mu znak, by on odpowiedział.
-Tak, spotykamy się od miesiąca.
Miesiąca?! Jakiego miesiąca?! Nie musiał kłamać... Myślałam, że powie prawdę, a ten mówi takie coś... Zawiodłam się. Spojrzałam na niego i zmierzyłam go wzrokiem.
-Całowaliście się kiedyś? Zrobicie to na wizji?
Co to za ludzie? Tylko takie pytania potrafią zadawać? Uważam, że należy się nam trochę prywatności. Jednak to showbiznes, co poradzić...
Odwróciłam sie w stronę chłopaka, który lekko cmoknął mnie w usta.
Jedna głupia audycja zniszczyła cały ten piękny dzień.
Potem padały jeszcze gorsze pytania. Niejedne dotyczyły nawet seksu. To było już po prostu bezczelne.
Po piętnastu minutach wywiad się zakończył. Miałam już go serdecznie dosyć.
Przez całą drogę powrotną nie odzywałam się do Ross'a. Nie podobało mi się to, że kłamał. Na dodatek zadzwoniła Vanessa, która wszystko widziała. Zrobiła mi przez telefon ostrą jazdę...
Mówiła, że jestem nieodpowiedzialna, młoda i głupia. W tym momencie cieszyłam się, że nie ma mnie tam przy niej.
-Dzień dobry, jestem Laura Marano. Mam tutaj pokój zarezerwowany do następnej niedzieli- zwróciłam się do recepcjonistki.
-Witam serdecznie w hotelu Laguna. Pan Michael Clifford zarezerwował dla pani pokój małżeński razem z panem.... Ross'em Lynch'em.
To jakiś żart? Miałam dzielić łóżko z tym idiotą? O nie...
-Ale my nie jesteśmy małżeństwem! Proszę o normalny pokój!- krzyczałam na kobietę.
-Przepraszam, ale nie mamy już innych pokoji. W tym okresie bardzo dużo ludzi zjeżdża się do nas...- ciągnęła spokojnie.
-To chore!- uniosłam się.
Wyrwałam recepcjoniste kluczyki i ruszyłam do windy. Blondyn szedł za mną.
-Nie musisz się tak unosić.
Odwróciłam się i posłałam mu groźne spojrzenie.
-Trzeba było nie kłamać.
Weszłam do windy i nacisnęłam guzik na trzecie piętro.
Czy to się dzieje naprawdę? Byłam zła i czułam, że jeśli wyprowadzi mnie z równowagi, to wybuchnę.
Dotarłam do pokoju nr 288, gdzie czekały już na nas walizki. Rzuciłam się w ich stronę i wyjęłam batonika. Byłam strasznie głodna... Od kilkunastu godzin nic nie jadłam. Może to było powodem mojej złości?
-O 23:00 jest jakaś impreza na dole. Wpadnijcie, jeśli chcecie- Michael wparował do pokoju i poinformował nas o dyskotece, po czym wyszedł.
Impreza? Nie brzmi najgorzej... Pójdę, rozerwę się... Będzie fajnie!
-Mamy pół godziny-rzekł Ross.
Wzięłam z torby jakąś miniówkę, białą bluzkę i rajstopy i udałam się do łazienki. Przebrałam się szybko, a makijaż został mi z audycji. Nie wyglądałam aż tak tragicznie.
Blondyn również się przebrał, jednak nie zwracałam na to większej uwagi.
Kropla moich ulubionych perfum i jestem gotowa.
Wyszliśmy w dwójkę z pomieszczenia i zamknęliśmy je.
Zjechaliśmy znowu na partet i przeszliśmy do sali balowej.
Było już sporo ludzi. Wszyscy stali już z drinkami w dłoniach. Fuj... Alkohol mnie obrzydzał.
-No to idziemy się bawić!- powiedział chłopak.
Zaśmiałam się.
-My? Rób co chcesz-rzuciłam i pomaszerowałam w rytm muzyki do jakiegoś gościa. Był tylko trochę starszy ode mnie. Bynajmniej tak wyglądał...
-Jestem Laura- krzyknęłam do niego. Musiałam wrzeszczeć, bo muzyka była bardzo głośna.
-Thomas.
Puściłam mu oczko i zaczęłam tańczyć. Szatyn złapał mnie w talii. Z każdą chwilą moje ruchy stawały się coraz bardziej seksowne i kobiece.
Nie wiem, czemu to robiłam. Może to chęć odegrania się na Ross'ie? Zranił mnie tym kłamstwem. Do tego Vanessa...Robiła awantury bez powodów. Musiałam się rozerwać.
Nareszcie jakieś mocniejsze brzmienie. Kołysałam biodrami w nieprzeciętny sposób. Co się stało z dawną Lau? Tą cichą, grzeczną dziewczynką? Tą, która nigdy nie umiała odnaleźć się w towatzystwie facetów? Tą, która nigdy nie bywała w klubach? Jej już nie ma.
Tom złapał mnie za tyłek. Uśmiechnęłam się i przygryzłam wargę.
Laura, co ty wyrabiasz?
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, jak Ross wychodzi z sali. Oderwałam się od Thomasa i rzuciłam się pędem w jego stronę. Dogoniłam go dopiero przy schodach. Złapałam go za ramię i obróciłam tak, abym mogła widzieć jego twarz. Blondyn uniósł wzrok. Widziałam jego smutne oczy.
-Nigdy więcej mnie nie rań, Lauro.


Witajcie! Zaskoczeni? Bo ja bardzo! Nie sądziłam, że ten rozdział będzie aż taki długi... Wszystko wyszło nagle :) 
Jestem z niego zadowolona, bo dużo się w nim dzieje.
W końcu perspektywa Ross'a mmm ♥  
Pierwszy kiss... Podobał się? Mam nadzieję, że tak. 
Za to nie podoba mi się końcowe zachowanie Laury... Ale to wy macie ocenić! 
Z racji tego, że ten rozdział jest najdłuższym rozdziałem napisanym przeze mnie do tej pory, to chcę tutaj widzieć 15 komentarzy... Uda się? Uda! :D 
Jak widzicie jest to dopiero I część. Niedługo spodziewajcie się II :) 
Pozdrawiam xx 
15 komentarzy=next 

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział V

-Wstawać moje gołąbeczki!
Rydel podeszła do okna i odsłoniła zasłony. Nie spodobało mi się to, bo słońce za bardzo mnie raziło. Zasłoniłam sobie oczy.
-Daj nam chwilkę- Ross przegonił siostrę.
Blondynka posłusznie wyszła z pokoju, lecz kazała nam powoli zwlekać się z łóżka.
Leżeliśmy jeszcze chwilę. Głowę miałam opartą o tors chłopaka, a moja dłoń dotykała jego umięśnionego brzucha. On natomiast położył rękę na moim udzie.
-Przepraszam- szepnęłam.
Blondyn spojrzał na mnie zaskoczony. Uniósł pytający brew.
-Znowu się nie wyspałeś. Przeze mnie.
-Kto powiedział, że się nie wyspałem? Z Tobą śpi się o wiele lepiej niż samemu- puścił mi oczko.
Miałam wrażenie, że to wszystko to sen. Piękny sen, z którego zaraz się obudzę. Wszystko działo się tak szybko... To aż niewiarygodne.
-Wiesz co? Polubiłam Twoją koszulkę- powiedziałam uwodzicielsko.
Jego oczy zabłyszczały.
-Przychodź na noc częściej, to częściej będziesz miała ją na sobie. No chyba, że wolisz spać bez niej- zamruczał.
Ross...Przestań tak na mnie działać!
Usiadłam i przeciagnęłam się.
-Gdzie idziesz?- spytał smutno.
-Rydel kazała nam wstawać, więc wstajemy.
-A tam Rydel... Ciesz się chwilą- odparł i złapał mnie w talii. Przyciągnął mnie bliżej swojego rozgrzanego ciała. Leżałam teraz nad nim.
-Nie, Ross... Jeszcze nie dzisiaj- zeszłam z niego i powędrowałam w stronę kuchni.
Delly szykowała już śniadanie. Pomogłam jej. Zrobiłyśmy tosty. Przygotowałam stół, aby wszyscy mogli spokojnie zjeść. Po paru minutach Lynch'owie siedzieli już przy stole,
-Pójdę się przebrać- rzuciłam.
Nadal byłam w samym t-shircie blondyna. Reszta była już normalnie ubrana.
-Zostań tak. Nam to nie przeszkadza- uśmiechnął się Ross.
Inni zgodzili się z chłopakiem. Zostałam, lecz dziwnie się czułam. Tym bardziej, że chłopak rozbierał mnie wzrokiem.

Po śniadaniu poszłam do pokoju Rydel. Pożyczyłam od niej kosmetyki, bo nie miałam żadnych przy sobie. Ubrałam się z powrotem w ciuchy, które miałam wczoraj. Koszulkę chłopaka zaniosłam do jego sypialni.
-Widziałeś gdzieś Ross'a?- zapytałam Rocky'ego.
-Wyszedł jakieś 10 minut temu. Nie mam pojęcia dokąd- odpowiedział.
Nawet się nie pożegnał... Dziwne.
Co do Rocky'ego.... Lubiłam go. Naprawdę. Wydawał się taki zabawny i uroczy. Nie rozmawiałam z nim długo, ale wiedziałam, że jest w porządku.
Wzięłam do ręki telefon. Dochodziła 14:00. Na wyświetlaczu zauważyłam etykietę z napisem "Casting". Świetnie... Zapomniałam o tak ważnej rzeczy. Zerwałam się z kanapy.Wzięłam kurtkę oraz torbę. Ubrałam się w pośpiechu.
-Rydel.. Ja muszę lecieć. Dziękuję za wszystko- przytuliłam szybko dziewczynę i wyszłam z domu. Pędem biegłam do studia. Miałam godzinę.
Vanessa znowu się dobijała.Prawdopodobnie była zła. Nie chciałam jednak z nią rozmawiać. Nie miałam na to czasu ani ochoty. Odrzucałam połączenia, lecz wiedziałam, że to przyniesie konsekwencje.
Zmachana i zmęczona biegiem wpadłam do budynku. W poczekalni siedziały tylko trzy dziewczyny, które zmierzyły mnie wzrokiem. Ugh... Nienawidzę takich lasek. Oceniają innych  po wyglądzie. Idiotki.
Usiadłam na fotelu obok jednej z nich. Wszystkie chyba się znały, bo rozmawiały ze sobą w taki sposób, jakby były przyjaciółkami.
Podeszła do mnie pewna blondynka. Wręczyła mi ankietę, którą miałam wypełnić. Wiek, wzrost, waga i inne pytania. Z pokoju od przesłuchań wyszła zrezygnowana dziewczyna. Najwidoczniej się nie dostała. Poproszona została kolejna osoba, jedna z tych trzech nastolatek.
 Po 30 minutach zostałam tylko ja. Stwierdziłam, że mało osób przyszło. Wiem, że przede mną była jeszcze masa innych ludzi, ale i tak wydawało mi się, że było ich malutko.
Weszłam powoli z ankietą do pomieszczenia. W środku było bardzo jasno. Znajdowało się tam wiele różnych sprzętów typu aparaty, mikrofony, głośniki itp.
-Witaj- powiedział reżyser- Jestem Michael, a to jest moja asystentka, Victoria.
-Dzień dobry- odpowiedziałam wręczając mu kartkę. Nie stresowałam się. Starałam się być wyluzowana. Albo się uda, albo nie. Nie mam nic do stracenia.
Mężczyzna usiadł do stołu. Nie wyglądał staro. Maksymalnie mógł mieć czterdziestkę.
-Laura Marano, 19 lat, 157 cm- mówił cicho- A więc Lauro... Zaraz pokażesz nam swoje zdolności aktorskie. Victorio, zawołaj naszego Austina!
Szatynka posłusznie poszła po chłopaka. Ja stałam przed Michaelem, który dokładnie mi sie przypatrywał. Wtedy wróciła asystentka, a za nią...
-Ross?!
-Laura?!- zapytał z niedowierzaniem.
Blondyn był zaskoczony. Ja również. Nie spodziewałam się go tutaj. To wyjaśnia, dlaczego wyszedł z domu.
-Znacie się?- zadał pytanie organizator.
Oboje przytaknęliśmy.
-Wspaniale!- klasnął w dłonie. Po chwili wręczył mi scenariusz. Przeczytałam uważnie tekst. Odegranie tej scenki to dla mnie pikuś.
-Gotowa?- pytała Vic.
Powtwierdziłam.
-3, 2, 1... Jedziesz!
Podeszłam bliżej i zaczęłam grać. Robiłam to, co kocham, więc nie sprawiało mi to trudności.
-Nienawidzę Cię!- krzyczałam- Jesteś totalnym dupkiem!
-Ja.. Ja przepraszam Ally- mówił spokojnie blondyn.
-Za późno na przeprosiny. Zraniłeś mnie!
Rzuciłam się na niego z pięściami i zaczęłam płakać. Dawałam z siebie wszystko.
Ross, czyli Austin, złapał mnie za nadgarstki uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Przyciagnął mnie bliżej siebie, a ja uniosłam wzrok.
-Kocham Cię, Ally- powiedział smutno i przytulił mnie.
-STOP!- krzyknął Michael.
Oderwałam się od chłopaka. Spojrzałam za to na mężczyzne i szatynkę.
-Dostajesz tę rolę, Lauro. Byłaś świetna!
-O Boże! Dziękuję!- rozpłakałam się na nowo. Byłam taka szczęśliwa! To wspaniałe. Spełniłam swoje marzenie.
Podbiegłam do Ross'a i rzuciłam mu się na szyję. Zaczęłam piszczeć. Teraz radość ustąpiła ekscytacji. Cieszyłam się jak małe dziecko, które dostało lizaka. Słyszałam nawet śmiech reżysera.
-Jutro wylot do Australii. Będziemy kręcić tam czołówkę. O 10:00 spotykamy się wszyscy na lotnisku. Jasne?
Zaraz, zaraz... Jutro? Czy to nie za wcześnie?
Zeskoczyłam z blondyna, ale cały czas trzymał mnie za rękę.
-Jutro?
-Tak, jutro. Nie spóźnij się. A teraz możecie już iść- popędzał nas. Widocznie sam chciał wrócić do domu. Nie dziwię się. Przecież przesłuchał dzisiaj setki nastolatek. Musiał być zmęczony.
Ale najlepsze z tego wszystkiego jest to, że wybrał właśnie mnie!


-Vanessa!- wbiegłam do domu. Siostra zdenerwowana wyszła mi naprzeciw- Dostałam rolę! Jutro lecimy do Australii!- krzyczałam.
-To dlatego tak długo Cię nie było? Jestem dumna kochanie- przytuliła mnie.
Byłam tak podekscytowana, że zapomniałam o wczorajszej kłótni.
-Poradzisz sobie sama beze mnie?- spytałam.
-Pewnie, że poradzę. Nawet nie wiesz, jak się cieszę! To dla Ciebie wielka szansa!
Wzruszyłam się, ale jednocześnie zrobiło mi się głupio. Nie doceniałam jej. Zauważałam same wady, nie zwracając uwagi na zalety mojej siostry. Ona zawsze we mnie wierzyła. Jak nikt inny. Zawsze była przy mnie i zawsze mnie wspierała. Tylko ją miałam.
-Przepraszam- szepnęłam cicho.
-Jest okej... Rozumiem Cię. Powinnam trochę przystopować, jeśli chodzi o Twoje związki. W końcu to nie moja sprawa.
Objęłam ją jeszcze mocniej. Brakowało mi tego. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się przytulałyśmy.
-A teraz chodź! Musisz się pakować!- powiedziała uradowana i ruszyła do mojego pokoju.




Hej miśki ♥ Witam w Nowym Roku! Jak minął Wam Sylwester? Mi wspaniale ♥ 
Męczyłam się nad tym rozdziałem, oj męczyłam. Ale jest, to najważniejsze. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Teraz czekajcie na next'a, bo będzie coś naprawdę fajnego! :) 
Pamiętajcie, że każdy komentarz motywuje do dalszej pracy. 
12 komentarzy=next