piątek, 20 marca 2015

Rozdział 13~All I Want For Christmas Is You

Otworzyłam oczy i ujrzałam pięknie oświetlony przez słońce pokój Ross'a. Jego jednak nie było obok. Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku, po czym spojrzałam na zegarek. 9:30...
Dopiero po paru sekundach uświadomiłam sobie, że dzisiaj jest ten piękny dzień, który wyczekiwałam calutki rok! Wigilia!
Zwlokłam się z łóżka i w podskokach pobiegłam do kuchni. Większość domowników była już na nogach i zabierała się za przygotowywanie potraw.
-Cześć wszystkim-powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Reszta odpowiedziała mi równie przyjaźnie.
Pomyślałam, że nie będę inna i również im pomogę. Poszłam szybko przebrać się w getry i jakąś luźną bluzkę, ogarnęłam trochę włosy i twarz, po czym wróciłam do nich z powrotem.
Pomyślałam, że nie będę inna i również im pomogę. Poszłam szybko przebrać się w getry i jakąś luźną bluzkę, ogarnęłam trochę włosy i twarz, po czym wróciłam do nich z powrotem. W pomieszczeniu pojawiła się nowa osoba, a mianowicie Ross. Podeszłam do niego od tyłu i zasłoniłam mu oczy.
-Zgadnij kto to? -szepnęłam wprost do jego ucha.
Chłopak odwrócił się i delikatnie musnął mój policzek.
Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce za szyję. Uniosłam wyczekująco brew, stając na palcach.
Nie czekając dłużej, wpił się w moje usta. Zjechał ręką niżej i ułożył ją na mojej talii, a drugą wplótł w moje włosy. Kątem oka zobaczyłam, że wszyscy się na nas patrzą, więc oderwałam się od niego i wybuchłam głośnym śmiechem. Innym również udzielał się mój dzisiejszy nastrój, bo w kuchnia wypełniła się chichotem wszystkich w niej przebywających ludzi.
Nie wiem, dlaczego dzisiaj mam taki dobry humor. Może to dlatego, że dzisiaj nareszcie ta długo wyczekiwana Wigilia? Przecież ostatnio dużo niemiłych rzeczy miało miejsce w moim życiu, a dzisiaj czuję się jak nowo narodzona. Zmiana, ale pozytywna.
Nie chciałam aby ten dzień był smutny. Miał być piękny, bez zmartwień. Chciałam, aby liczyło się tylko to, co jest teraz. Pragnęłam zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych sprawach. Muszę skupić się na budowaniu relacji z innymi ludźmi.
Dzisiaj przyjeżdżają państwo Lynch i muszę zrobić na nich dobre wrażenie. Oczywiście będę sobą, to podstawa. Z jednej strony jestem zestresowana, ale z drugiej myślę, że to będzie jeden z najlepszych dni w moim życiu.
Wzięłam do ręki telefon i weszłam w wiadomości. Wpisałam numer Britney i napisałam jakieś krótkie życzenia dla niej. Nie mam pojęcia, czemu to zrobiłam. Przecież ona i tak mi nie odpisze, wiem to na pewno. Ale po wysłaniu tego sms-a poczułam się jeszcze lepiej. Tak, jakby Brit ciągle była moją przyjaciółką.
Rydel wyciągnęła z piekarnika pierniczki, więc wzięłam się za ich ozdabianie. Podała mi różne posypki i lukier, zabrałam się do pracy. Każdy coś przygotowywał. Byłam zaskoczona, że nawet Riker i Rocky pomagali. Ciekawe na ile dokładnie...
Po skończeniu upiększania ciastek, rozejrzałam się po domu. Pełno wiszących ozdób, zapach pomarańczy, choinka.. Wszystko to idealnie oddawało klimat świąt. Byłam szczęśliwa, że dzisiejszy wieczór spędzę właśnie tutaj.
Usłyszałam jakieś krzyki z kuchni, więc szybko do niej wróciłam. Okazało się, że to Ross i Rocky się kłócili. We włosach blondyna widziałam pełno lepiącego się lukru. Teraz rzucali się mąka, a biedna Delly ne umiała nad nimi zapanować. Wkroczyłam więc do akcji i próbowałam ich rodzielić, co nie było mądrym pomysłem. Po chwili i ja wygladałam jak mumia. Kichnęłam, po czym zaczęłam się głośno śmiać. Po raz kolejny dzisiaj.
Podeszłam do Ross'a i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Kocham Cię, wariacie-powiedziałam radośnie.
Ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go w soczyste usta.

Około 17 zaczęliśmy się szykować. Każdy z nas chciał wyglądać elegancko i schludnie, więc wszyscy udali się do własnych pokoi, by doprowadzić do porządku. Musiałam dodatkowo wziąć prysznic, bo zabawy w kuchni doprowadziły do tego, że mąka przyklejona była do mojego całego ciała. Ubrałam czarną sukienkę, sięgającą do kolan. Była to moja ulubiona kreacja. Dobrałam do tego srebrną biżuterię i poprosiłam Delly o jakiś odpowiedni makijaż. Zgodziła się, choć sama miała dużo na głowie. Kobieta anioł.
Godzinę później zadzwonił dzwonek do drzwi. Rodzice Lynchów przyjechali punktualnie. Od samego początku zrobili na mnie dobre wrażenie. Mam nadzieję, że z wzajemnością.
Zasiedliśmy do stołu wpół do siódmej.
Nie zabrakło też najrozmaitszych potraw. Barszcz, pierogi, ryba i inne.
Ross zasiadł obok mnie, a jego rodzice naprzeciwko nas. Stresowałam się trochę,to chyba oczywiste. Ale starałam się być sobą.
Stormie była bardzo miła. Kazała mi mówić sobie po imieniu. Na początku wstydziłam się, co kobieta zauważyła i dała mi do zrozumienia, że jest to jak najbardziej w porządku. Z Markiem było tak samo. Oboje świetnie się dobrali, widać, że są zgranym małżeństwem. A no i najważniejsze... Mają piątkę wspaniałych dzieci.
Skończyliśmy śpiewać kolędy, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Ross poszedł sprawdzić kto to, a ją w tym czasie odpowiadałam na pytania zadane przez rodzicielkę mojego blondaska. Rocky i Riker już zabrali się do jedzenia. Cóż... Całodzienna głodówka chyba jednak okaże się być dobra, bo przynajmniej wszystko z talerzy zniknie.
Usłyszałam głos zarówno damski jak i męski. Odwróciłam się, a w progu ujrzałam nikogo innego jak moją siostrę. Jakim cudem?
W tym momencie byłam zła tylko i wyłącznie na siebie. Zostawiłam ją samą, a sama chciałam spędzić Wigilię w gronie przyjaciół. Jestem podłą egoistką. Odsunęłam wolno krzesło i wstałam. Czułam na sobie wzrok innych, ale teraz to mnie nie interesowało. Podeszłam wolno do Vanessy. Spojrzałam głęboko w jej oczy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, co sprawiło, że i ja musiałam się uśmiechnąć. Mocno ją przytuliłam, a z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy.
Jak mogłam o niej zapomnieć? Przecież to moja rodzona siostra, a ją postąpiłam nie fair w stosunku do niej. Zapomniałam kompletnie, czym jest rodzina.
Złapałam ją za rękę i zaprowadziłam do stołu. Pozwoliłam, by usiadła po mojej drugiej stronie. Zapoznałam ją z resztą domowników. Gdy przedstawiałam ją Rikerowi, zrobiła jakąś dziwną minę. Nie wiem, o co chodziło. Chyba polubiła Delly, wnioskujac po jej zachowaniu. Byłam szczęśliwa, że zaakceptowała Ross'a i jego rodzinę. To był chyba jeden z głównych powodów naszych kłótni. Teraz przynajmniej o jeden problem z głowy.
Chciałam, by ten dzień był wyjątkowy. I tak właśnie się stało. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszych Świąt. Wszystko było idealnie, każdy był tam, gdzie być powinien.
Pierwsza Wigilia od 9 lat, której nie spędzam tylko z Vanessą. Czułam się, jakbym była związana z nimi dłużej, niż tylko pare tygodni. Traktowałam ich jak rodzinę. Mam nadzieję, że moja siostra również kiedyś tak pomyśli. Wiem, że jest jej ciężko zaufać komukolwiek, ale musi się przełamać. Dla mnie. 


Po kolacji Ross poprosił mnie do swojego pokoju. Zdziwiłam się trochę, bo myślałam, że jeszcze zostaniemy chwilę przy stole. Zapewnił się, że jeszcze wrócimy.
Po wejściu do jego królestwa, blondyn zamknął drzwi. Stanęłam na wprost niego. Uśmiechał się tylko uroczo. Wiedziałam co planuje.
-Poczekaj chwilkę-rzuciłam szybko i wybiegłam. Zeszłam na dół. Na paluszkach podbiegłam do wieszaka i wyciągnęłam z torebki małą kopertę.
Wróciłam do jego pokoju i zrobiłam to co wtedy. Tym razem i ja się uśmiechałam.
Chłopak wyciągnął rękę zza swoich pleców, a moim oczom ukazało się malutkie, czerwone pudełeczko.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie-powiedział ciepło.
To wszystko było takie wspaniałe! Pierwszy raz od 9 lat dostałam prezent. Nigdy nie chciałam nic od Vanessy, ona ode mnie też. Uważałyśmy, że to strata pieniędzy. Poza tym, kojarzyło się to nam z rodzicami, którzy zawsze obdarowywali nas jakimiś drobiazgami. W tej chwili znowu czułam się jak mała dziewczynka, bez żadnych problemów na głowie. I to było niesamowite.
Wyciągnęłam rękę i otworzyłam malutki kartonik.
Zobaczyłam przepiękny naszyjnik z zawieszką z literką "R''.
-Żebym zawsze był przy Tobie-szepnął mi na ucho.
Kolejny raz dzisiaj zaczęłam płakać. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie tyle, co on. Pomijając oczywiście Van, ale ona jest moją siostrą i musimy dbać o siebie nawzajem.
Wpadłam w jego ramiona, a mój płacz zamienił się w szloch. Ale płakałam ze szczęścia.
-Dziękuję-wydusiłam.
Głaskał mnie delikatnie po włosach, próbował mnie uspokoić. Nie wiem, czy zasługuję na to wszystko.
Oderwałam się od niego i spojrzałam na jego koszulkę. Była cała mokra od moich słonych łez. Zaczęłam się śmiać. Kiedyś twierdziłam, że nie da się płakać i śmiać jednocześnie. Myliłam się.
To bardzo realne.
Teraz ja wyciągnęłam kopertę. Wręczyłam ją Ross'owi, przecierając ręką oczy. Co za szczęście, że dzisiaj prawie wcale się nie pomalowałam.
Chłopak wyjął dwa bilety na koncert Pink Floyd. Wiedziałam, że zawsze o tym marzył. A teraz mamy okazję iść razem.
Przytulił mnie ponownie. Staliśmy tak chwilę w milczeniu.
Jak to możliwe, że jestem z nim aż tak mocno związana? Znamy się naprawdę bardzo krótko, a ja czuję, jakbyśmy byli ze sobą od małego.
Poczułam wibracje telefonu, pozostawionego na szafce obok łóżka. Odblokowałam go i weszłam w wiadomości.
"Wesołych Świąt, moja księżniczko/Britney".

Hejka!
Nareszcie dodaję rozdział :3 Z góry uprzedam, że Wigilię specjalnie zrobiłam taką "polską". Stwierdziłam, że tak będzie chyba lepiej sobie to wyobrazić.
Nie lubię opisywać Świąt, no ale musiałam XD
Lau i Van nareszcie się pogodziły ♥ Ale czy to koniec ich ciągłych kłotni?

PS: Zapraszam na kolejnego bloga o Raurze! Tematyka nowa, chyba ciekawa :D
http://ghost-raura.blogspot.com/

Komentujesz=motywujesz

czwartek, 19 marca 2015

Notka :)

Hejka ♥
Wiem, że już długo nie było nowego rozdziału, ale obiecuję, że do niedzieli się pojawi! Zdradzę Wam tylko, że nareszcie będzie to wyczekiwane przez Lau Boże Narodzenie :D Mam już napisane w sumie wszystko, teraz tylko poprawki...
Ostatnio mam dużo nauki i prawie wcale nie wchodzę na laptopa. Piszę tylko przez telefon, na który czasem po prostu nie mam sił. Nie mogę nic nim dodać, ale przynajmniej mogę pisać. Jedyny plus!
Także spodziwajcie się rozdziału w weekend :)

Druga rzecz... Pewnie część z Was już wie, że założyłam nowego bloga.
Myślę, że może kogoś zaciekawić! Zapraszam do obejrzenia zwiastunu, a potem do przeczytania prologu i pierwszego rozdziału :3

ghost-raura.blogspot.com


czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 12~Now it's time to go


Nie mogę uwierzyć, że w nocy nawet nie zmrużyłam oka. Bałam się i to potwornie, a to wszystko przez tych debili. Oni mieli ubaw, a ja o mało co nie dostałam zawału. Ja im tego nie daruję.
Po śniadaniu poczułam, że muszę się przewietrzyć. O dziwo nie czułam zmęczenia, a miałam za sobą nieprzespaną noc. Ubrałam kurtkę, buty i rękawiczki, po czym wyszłam z domu. Mimo że panowała teraz zima, na dworze było przyjemnie. Schowałam ręce do kieszeni, zamknęłam oczy i ruszyłam wolniutko przed siebie.
Myślałam o Britney.
O tym co robi, gdzie się właśnie znajduje i z kim jest. Te pytania męczyły mnie od paru dni. Nikt prócz Britney nie znał na nie odpowiedzi.
Ona jest moją zagadką. Zagadką, którą ciężko rozszyfrować. Zagadką, do której ciężko dotrzeć.
Jak mam ją odkryć?
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, po czym szybko się odwróciłam.
-Wystraszyłem Cię?-zapytał roześmiany Ross.
Szturchnęłam go lekko.
-Nie dziw mi się. Nie pamiętasz, co wymyślili Twoi bracia z Ellem? Nieźle mnie wystraszyli!
-Oj, przestań. Oni już tak mają. To ich hobby.
Zaśmiałam się. Cóż za dojrzali i odpowiedzialni bracia!
-Nie mówiłaś, że idziesz na spacer-powiedział.
-Chciałam być sama.
-Mam iść?
Złapałam go za rękę i spojrzałam głęboko w oczy.
-Nie. Tak jest dobrze.-Uśmiechnęłam się lekko.
Ruszyliśmy przed siebie wolnym krokiem. Nie myślałam nawet o tym, gdzie się kierujemy. Szliśmy. Tak po prostu. We dwoje.
Z daleka dostrzegłam jakąś znaną mi postać. Thomas. Ale zaraz... Nie jest sam. Towarzyszy mu piękna, szczupła brunetka.
Wepchnęłam Ross'a za drzewo, bym mogła obserwować ich z ukrycia.
Para przystanęła na chwilę. Chłopak tłumaczył jej coś, a po chwili nachylił się nad dziewczyną i delikatnie ją pocałował.
-A to parszywa gnida!-wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Wszystko we mnie pulsowało. Miałam ochotę mu przywalić. Porządnie przywalić! Wyszłam zza drzewa i już miałam kierować się w stronę tego palanta, jednak blondyn złapał mnie za rękę.
-Puszczaj!
Naprawdę nie wiem, skąd we mnie tyle agresji.
-Nie możesz, Lauro-odpowiedział spokojnym tonem.
Jak on mógł wytrzymywać? Zawsze był taki opanowany. A ja? Wiecznie zdenerwowana.
Westchnęłam zrezygnowana i wtuliłam się w chłopaka.
-Wracajmy już, co?-poprosiłam błagalny tonem. Ross objął mnie ramieniem, po czym poprowadził z powrotem w stronę domu.
Obejrzałam się za siebie, mimo złości, która nie opuszczała mnie na krok.
Dlaczego on taki jest? Wykorzystuje biedne kobiety, traktuje je jak zabawki. Umawia się z innymi, będąc w "związku" z moją siostrą. Co ja mam robić? Powiedzieć jej? Jeśli on jest dla niej ważny, to ta informacja złamałaby jej serce. Ale czy ona mi uwierzy? Czy mi ufa? Ostatnio nie jest między nami dobrze, a to może wszystko zepsuć. Po prostu powie, że robię to specjalnie. Na złość. Powie, że jestem zazdrosna.
A może jednak trochę jestem?

*Oczami Vanessy*

W każdą sobotę wybieram się na zakupy. Tak zrobiłam i dzisiaj. Najpierw wzięłam prysznic i doprowadziłam się do porządku, następnie posprzątałam, a potem wyszłam do sklepu. Zrobiłabym listę, gdybym jednak czegoś zapomniała. Zawsze weekendy spędzałam w towarzystwie siostry, jednak teraz musiałam poradziś sobie sama. Dziwne, ale brakuje mi jej. Bardzo mi jej brakuje. Czuję się, jakby umarła jakaś cząstka mnie. Jakbym sama siebie skrzywdziła. Dlaczego rozumiem swój błąd dopiero teraz? 
Włożyłam do koszyka wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam w stronę kasy. Postałam w dłuuugiej kolejce, jednak po paru minutach udało mi się wydostać ze sklepu. Jedną ręką trzymałam torbę z zakupionymi towarami, a drugą szukałam kluczy w kieszeni. Wyłowiłam je, jednak po chwili upadły na puszysty śnieg. Schyliłam się, by je podnieść, lecz po chwili zorientowałam się, że nie mam na sobie czapki. Wyprostowałam się, a przede mną stała dwójka mężczyzn. Blondyn i brunet. Staliśmy tak chwilę w milczeniu, a ja zerkałam raz na jednego, a raz na drugiego chłopaka. Następnie skierowałam wzrok w stronę zabranego mi ubrania, trzymanego przez blondwłosego.
-Oddaj-powiedziałam stanowczym głosem. Myślałam, że to poskutkuje.
Wyciągnęłam rękę, by zabrać czapkę. On natomiast cofnął swoją dłoń, chowając zarazem moje nakrycie głowy. Spojrzałam na niego błagalnym tonem. Byłam zmęczona, chciałam wrócić do domu, a nie użerać się z takimi palantami.
Ruszyłam do przodu, by sięgnąć moją "zgubę". Nie chciałam się z nimi męczyć, nie miałam na to czasu.
Dorośli mężczyźni, a zachowują się jak dzieci... Do czego to podobne?
Już miałam wyrwać mu czapkę, kiedy jeden z nich kopnął moją torbę z zakupami. W jednej chwili wszystkie zakupione rzeczy wylądowały na śliskim chodniku. Rozwarłam szeroko usta, po czym popatrzyłam na chłopaków groźnie.
Liczyłam, że teraz to pozbierają, jednak jeden szturchnął drugiego i odbiegli, zostawiając mnie samą z tym wszystkim.
-Idioci!-wrzasnęłam za nimi na całe gardło.
Następnie ukucnęłam i włożyłam zakupione artykuły z powrotem do reklamówki. Na szczęście nie miałam do domu daleko, więc szybko byłam na miejscu.
Na podjeździe zobaczyłam Rossa opartego o swój samochód. Nie mogłam odczytać nic z jego twarzy. Postanowiłam go zignorować. Przeszłam obok niego i podeszłam do drzwi. Włożyłam klucze w zamek, ale mieszkanie było otwarte. Weszłam powoli do holu. Rozebrałam się i przeszłam w dalszą część domu. Ktoś tam na mnie czekał. Laura.
Położyłam zakupy na podłodze i stanęłam przed siostrą. Wpatrywałyśmy się tak w siebie dłuższą chwilę. 
Przyszła tutaj by robić mi awantury o Thomasa? To on jest moją miłością, dlaczego ona nie potrafi tego zaakceptować?
Wczorajsza noc spędzona z nim była cudowna. Przy nim czuję się bezpiecznie i mam świadomość, że jestem komuś potrzebna.

Odkąd Lau poznała Rossa, przestała myśleć o mnie. Czułam się podle z myślą, że rodzona siostra już mnie nie potrzebuje. Dlatego powiedziałam jej to samo, jednak moje słowa niekoniecznie były prawdą.
-Przyszłam po swoje rzeczy. Na razie zatrzymam się u Ross'a. 
Czy ona chce zostawić mnie samą? Nie mogę na to pozwolić. Tutaj jest jej miejsce. Ze mną.
-Nigdzie nie idziesz-odpowiedziałam zdecydowanie.
Nie chciałam jej stracić. Rozumiem, że przez moje słowa ma teraz do mnie taki stosunek, ale ja żałuję. I muszę jej to udowodnić. Ale jak? Nie umiem rozmawiać w ten sposób z żadną osobą, za bardzo się boję. 
-Jeszcze niedawno powiedziałaś, że mnie nie potrzebujesz-powiedziała cicho, kierując się w stronę wyjścia. 
Złapałam ją za rękę i próbowałam zatrzymać. 
-Kłamałam-szepnęłam ze łzami w oczach. 
Ona nie może zostawić mnie samą. Nie chcę tego. Jestem pieprzoną egoistką i pokazuję to na każdym kroku. Czas z tym skończyć. 
-Przykro mi...-rzuciła tylko brunetka i wyrwała się z uścisku mojej dłoni. 
Chciałam ją teraz przytulić. Chciałam poczuć, że ona mnie potrzebuję. Potrzebujemy siebie nawzajem. Ale ja znowu kogoś straciłam, tym razem z mojej winy. Muszę wszystko naprawić, muszę dać jej wsparcie. 
Brakuje mi jej. 


Hejka!! 
Przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Myślałam, że dam radę jeszcze w ferię, no ale plany się zmieniły. Ale nie żałuję, bo w końcu zobaczyłam moją przyjaciółkę. Czekałam ponad pół roku :') 
No, przejdźmy do rzeczy! 
Szykuję coś nowego hihi :D Myślę, że fajnego. 
Rozdział mi się nie podoba. Jest taki bezsensowny... Ale w końcu jest oczami Van :)) 
Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim postem, jesteście niesamowici! ♥ 
15 komentarzy=next