O MÓJ BOŻE
Notka będzie na górze, bo mam wiele do wytłumaczenia.
1.Baaardzo przepraszam, że tyle mnie tu nie było. To był naprawdę zwariowany miesiąc, miałam wiele na głowie, zepsułam laptopa, ogólnie chciałam coś zmienić, ale o tym dalej:)
2.Dziękuję za wszystkie nominacje do TB, jednak to jedyna, na jaką odpowiem, ze względu na brak czasu. We wtorek jadę do Inowrocławia spotkać się z przyjaciółmi, bo mam okazję. Hehe, egzaminy8) Btw powodzenia wszystkim, którzy piszą we wtorek, środę i czwartek!
3.Ostatnio naprawdę nie mam weny, więc to, co przeczytacie niżej to najgorsze, co ostatnio napisałam. Aż wstyd mi publikować, ale cóż, muszę :') "Serce w chmurach"... Temat wzięłam bardzo dosłownie, co chyba widać XD
4.Nienawidzę pisać na tablecie/telefonie. To mega pracochłonne, ale idzie wytrzymać.
5.Uzależniłam się od Pamiętników Wampirów i to kolejny powód, dlaczego aż tyle mnie tu nie było XD W 48h obejrzałam 31 odcinków, które trwają po 40 minut. Uzależnienie? Yes.
6.Chciałam Wam tu wstawić moje fav zdjęcie Raury, ale na moim laptopie obecnie nie ma NIC oprócz ikonki z internetem. Wszystkie moje fanarty, filmiki, zdjęcia z dzieciństwa (haha) czy inne cenne rzeczy przepadły :')
7.Wracam do punktu pierwszego. Chciałam coś zmienić i najwidoczniej powoli mi się udaje. Pierwszy raz od ośmiu miesięcy czuję się szczęśliwa. Zaczyna mi się układać z crushem (nareszcie <3333), mam mega dobry kontakt z klasą, ogólnie czuję się świetnie. To chyba dobrze, no nie? Oby to jakoś zaowocowało. Trzymajcie kciuki.
8.Przepraszam jeszcze raz, ale naprawdę ten miesiąc był strasznie zwariowany, ale i świetny zarazem. Przepraszam również bloggerów, u których nie byłam już od czterech tygodni. Spróbuję wszystko nadrobić.
9.Czy tylko mi jest przykro z powodu Dellylandu?:((
Alex, liczę, że chociaż Tobie O.S. przypadnie do gustu:)
-Witam wszystkich na pokładzie linii lotniczych Boeing 777. Mam na imię Laura i jestem szefem lotu do Los Angeles. Przedstawię teraz Państwu zasady bezpieczeństwa. Maski tlenowe znajdują się w apteczkach, tuż pod siedzeniami. W razie nagłego spadku ciśnienia, prosze natychmiast je założyć. Samolot posiada 6 wyjść awaryjnych, które oznaczone są specjalnym zielonym znakiem. W razie problemów można skontaktować się z którymś z członków naszej załogi. Mamy nadzieję, że lot będzie dla Państwa przyjemny. Życzymy miłej podróży.
Bycie główną stewardessą powoli mnie męczyło. Miałam dość rozłąki z ukochanym, braku czasu na spotkania ze znajomymi i wiecznego podróżowania. Nigdy nie sądziłam, że ta praca będzie na tyle ciężka, że nawet po powrocie do domu nie mam choćby ochoty na jakieś wyjścia z Rossem. Ciągle jakieś nowe loty, to wszystko sprawiało, że odechciewało mi się pracy w tej branży. Jako dziecko marzyłam o tym, by być tym, kim teraz jestem, jednak powoli zaczynam żałować moich dziecięcych fantazji. Wszystko byłoby w porządku, gdybym miała choć odrobinę więcej wolnego.
Oczywiście istnieje możliwość wzięcia urlopu, jednak to niezbyt mi się opłaca. Ross jako nauczyciel ma wakacje tylko przez lipiec i sierpień, wtedy mogę sobie pozwolić na mały odpoczynek.
-Tutaj, halo!-Kobieta machała mi i wyraźnie czegoś chciała, więc podeszłam do niej z uśmiechem na twarzy. Oczywiście nie był to taki prawdziwy uśmiech, lata praktyki robią swoje.
-W czym mogę pomóc?-zapytałam ciepło.
Obok pasażerki siedziała mała dziewczynka, miała może z 5 lat. Była naprawdę słodka! Patrzyła się na mnie dużymi oczami w kolorze niebieskim. Zazdroszczę ludziom, którzy mają swoje pociechy. Niestety los tak chciał, że nie mogę być posiadaczką tej cudnej osoby jaką jest dziecko. Chciałam być matką, jednak to było niemożliwe.
-Poprosimy jakiś soczek dla mojej małej Elizabeth-Matka dziewczynki odwróciła się w jej stronę i obie głośno się zaśmiały.
Elizabeth....
Tak nazwałabym swoje dziecko.
Dlaczego życie zawsze robi nam pod górkę? Dziecko to najpiękniejszy dar jaki można dostać, a niektórzy są okrutni dla tych małych aniołków. Gdy nieraz słyszę o różnych zabójstwach czy tego typu sprawach, robi mi się naprawdę smutno. Ludzie nie doceniają tego, co mają.
-Halo?
Ocknęłam się i przeprosiłam kobietę, po czym skierowałam się do innego działu, by przynieść jej napój.
Wróciłam z powrotem i podałam małej blondynce szklankę z sokiem pomarańczowym. Podziękowała, więc oddaliłam się i sprawdzałam, czy ktoś czegoś nie potrzebuje.
-Ej laska!
No tak... Istnieje także ten typ pasażera. Bezczelny, chamski, niekulturalny... Najgorszy ze wszystkich!
-Słucham?-Próbowałam trzymać nerwy na wodzy.
-Ile bierzesz za godzinę?-Puścił mi oczko.
Prychnęłam i odeszłam z dala od tego idioty.
Chce panienkę na jedną noc? Zapraszam do burdelu!
Tęskniłam za Rossem. Dziwiłam się, że jeszcze wytrzymywał te moje ciągłe podróże. Jednak to nam nie przeszkadzało. Miłość przetrwa wszystko, czyż nie?
Nareszcie koniec tego męczącego lotu! Ludzie opuścili pokład, zostałam tylko ja wraz z pilotem.
-Do zobaczenia pojutrze, Ben!-krzyknęłam, ledwo trzymając się na nogach.
Zaproponował mi podwózkę, jednak wiedziałam, że gdzieś tutaj musi być Ross. Wyszłam z samolotu i nie myliłam się.
Podbiegłam do niego prędko, od razu odzyskałam siły. Nie widzieliśmy się co prawda tylko trzy dni, jednak wiele mnie to kosztowało. Wolałabym spędzać ten czas z moim ukochanym, a nie z bandą denerwujących pasażerów.
-Tęskniłem-wyszeptał wprost do mojego ucha. Podniosłam się na palcach i musnęłam delilatnie jego wargi, zamykając przy tym oczy. Och, tak cudownie czuć smak jego ust...
Byłam szczęśliwa, że w końcu mogłam odpocząć w SWOIM łóżku, na dodatek z osobą, którą kocham.
-Lau?-zapytał niepewnie Ross.
Lau...Zawsze tak do mnie mówił. Mieliśmy prawie trzydzieści lat, a on ciągle zwracał się do mnie tak jak w liceum. Niektóre rzeczy zostają z nami na zawsze. Przynajmniej to jakoś mnie pocieszało.
-Tak?
-Kiedy jesteś w tych hotelach, ja..-Widziałam, że się bał. Dlaczego rozmowa ze mną sprawiała mu trudność?-Po prostu jestem zaniepokojony. No wiesz, jesteś ładna, zgrabna, niesamowicie seksowna no i najważniejsze~nikt nie jest tak dobry jak Ty. Chodzi oczywiście o charakter. Twoja miłość do mnie, do dzieci. Poczucie humoru. Zawsze chcesz komuś pomóc. Mam wrażenie, że spotkałem anioła. Faceci lubią takie kobiety.
Poczułam napływające do moich oczu łzy. Byliśmy ze sobą od siedmiu lat, znaliśmy się jeszcze dłużej. Co prawda nie byliśmy jeszcze małżeństwem, ale po tym, co powiedział, byłam przekonana, że to z nim chcę być aż do śmierci.
Ujęłam jego twarz w dłonie i powiedziałam:
-Jesteśmy ze sobą już tyle lat, a ja z każdym dniem kocham Cię coraz bardziej i intensywniej. Nigdy, przenigdy nie dopuściłabym się zdrady. W moim sercu jest miejsce tylko dla jednej osoby i jesteś nią Ty. Nieważne, czy jesteś tysiące kilometrów dalej albo czy masz te swoje humorki. Zawsze będę kochać tylko Ciebie, jasne?
Uśmiechnął się. Był szczęśliwy. Jak ja.
Ostatni dzień w Los Angeles. No, nawet nie dzień. Kilka godzin. Za niedługo mam kolejny wylot. Przez kolejne kilka dni nie będzie mnie w domu. Jak zwykle będę daleko od Rossa. W samolocie nie mam możliwości pisania do niego czy dzwonienia, jedynie w hotelu. Tam jednak jestem tylko pare godzin po to, aby się wyspać. Potem znowu to samo, lecz inne miejsca. Zaczynam zauważać same wady.
Wracając do Rossa. Miał dzisiaj kończyć przed jedenastą. Jest w pół do pierwszej. Nie odbierał telefonów, nie dawał znaku życia. Za cztery godziny mam wylot, a jego nadal nie ma. Nie wspomnę o tym, że specjalnie uszykowałam dla niego obiad. Zazwyczaj je sam na mieście, ale gdy ja jestem, staram się ugotować mu coś dobrego.
-Gdzie on, do cholery, jest?-mówiłam sama do siebie, chodząc w kółko.
Usiadłam przy stole, gdy przyszedł mi do głowy pewien plan. Wzięłam spakowaną już walizkę oraz kluczyki od auta i zbiegłam na dół. Odszukałam na parkingu swój samochód i wsiadłam do niego, po czym udałam się do szkoły Rossa.
Wparowałam do budynku niczym torpeda. Korytarz był opustoszały. No tak, dzieci z podstawówki kończą lekcje wcześniej.
Ruszyłam na drugie piętro, do sekretariatu. Młoda brunetka za biurkiem była całkiem sympatyczna. Kiedyś udało mi się zamienić z nią pare słów.
-Witaj, Emmo. Widziałaś gdzieś Rossa? Miał skończyć pracę pare godzin temu, a nadal go nie ma.
Dziewczyna nieśmiało pokazała na drzwi od pokoju dyrektorki. Była czymś speszona. Pokiwałam głową na znak podziękowania. Położyłam dłoń na klamce, przekręciłam ją i otworzyłam drzwi.
Momentalnie się we mnie zagotowało.
-Co to, kurwa, ma być?!-krzyknęłam.
Mój narzeczony siedział na małej sofie w kącie pomieszczenia z tą szmatą, jego pracodawczynią. Blondynka nie miała na sobie bluzki, a ręce Rossa badały jej ciało. Jego rozpięty rozporek również niezbyt dobrze świadczył.
-Jak możesz oskarżać mnie o niewierność, zdradzając mnie z pierwszą lepszą?-rzuciłam ze łzami w oczach i wybiegłam.
Czułam na sobie pełne współczucia spojrzenie sekretarki. Byłam... załamana. Moje serce pękło. Pękło na miliony małych kawałeczków, których nie da się już naprawić. Widok osoby, z którą niegdyś chciałam dzielić całe swoje życie z inną kobietą był najgorszym widokiem, jaki kiedykolwiek było mi dane widzieć. Ciekawe ile to trwa? Tydzień, miesiąc, rok? Pieprzył się z tą blondwłosą suką tylko po to, by mieć pracę. Nie oszukujmy się, w tych czasach naprawdę trudno o jakiekolwiek stanowisko.
-Laura, czekaj!-usłyszałam głos Rossa i zapinanego paska od spodni. Zacisnęłam zęby i szybko otworzyłam główne drzwi, po czym opuściłam budynek. Wsiadłam do auta i miałam ruszać, kiedy blondyn stanął naprzeciwko niego. Prychnęłam tylko i zatrąbiłam klaksonem. Spojrzałam odruchowo na lusterko. Rozmazany tusz spływał mi po twarzy razem ze łzami smutku i żalu. Kiedyś obiecałam sobie, że nigdy nie będę płakać, jeśli ktokolwiek mnie zrani. Miałam być silna, miałam...
Wyczerpana opadłam na siedzenie i wpatrywałam się w jego twarz. To nie był ten sam Ross, którego poznałam kilka lat temu. Ten Ross był zakłamaną, fałszywą gnidą! Zostało mi półtorej godziny do odlotu, powinnam być już teraz na miejscu. Wiedziałam, że ten idiota i tak odejdzie, więc odpaliłam silnik i ruszyłam do przodu. Miałam rację. Odsunął się na bok, umożliwiając mi przejazd. W tym momencie nie chciałam go widzieć.
-Ben, daj mi dziesięć minut!-krzyczałam do słuchawki. Pilot kazał mi się pospieszyć, a ja nie byłam nawet przebrana. Wleciałam do lotniskowej łazienki niczym torpeda i wyszukałam jakąś wolną kabinę. Błyskawicznie ubrałam się w mój strój stewardessy. Okej, jeszcze tylko twarz i będzie dobrze. Na całe szczęście już tak bardzo nie płakałam. Gdyby widzieli mnie w stanie z przed piętnastu minut, najprawdopodobniej nie pozwoliliby mi lecieć i wybraliby jakąś inną paniusię. Nie chciałabym tego, gdyż wtedy musiałabym wrócić do domu i oglądać jego fałszywy ryj.
Zrobiłam to samo co zwykle~przywitałam się z pasażerami, udawałam niezwykle szczęśliwą i próbowałam przeżyć. No dalej, Lau, przecież robiłaś już to wcześniej, to nic trudnego! Och, nie oszukujmy się. To cholernie trudne.
Przez pierwsze pół godziny nikt mnie nie potrzebował, więc mogłam spokojnie odpocząć i rozmyślać, co nie było mądrym rozwiązaniem.
Postanowiłam, że przejdę się po pokładzie i popytam, czy ktoś czasem czegoś nie potrzebuje. Jeden mężczyzna prosił, abym podała mu butelkę wody, więc spełniłam jego prośbę. Przeszłam na same tyły i ujrzałam tą samą śliczną dziewuszkę, która siedziała ze swoją równie urodziwą matką. Jak zwykle poprosiły o sok. Przynajmniej jej widok jakoś mnie pocieszał.
Nagle podbiegła do mnie Anna, druga stewardessa.
-Mamy kłopoty.-Cała się trzęsła i była wyraźnie zdenerwowana.-Problemy techniczne, Ben nie może zapanować nad maszyną.
Jak to nie może? Co się dzieje, do cholery? Faktycznie, coraz mnie tlenu.
-Uwaga, proszę wyciągnąć maski tlenowe! Ciśnienie znacznie spada, mamy drobne usterki, jednak proszę nie panikować. Wszystko będzie w porządku-uspokajałam pasażerów.
Słychać było krzyki ludzi, czuć było, że samolot spada. Dlaczego wszystko dzieje się tak szybko. Wróciłam z powrotem do małej Liz i jej matki, próbowałam je pocieszyć. Nikt dzisiaj nie zginie, nie możemy na to pozwolić.
Wszystko będzie w porządku.
Myliłam się....
Czułam się odrętwiała. Właściwie to nic nie czułam. Otworzyłam oczy, a słoneczne promienie od razu mnie oślepiły.
-Laura?
Próbowałam zlokalizować, skąd dochodził jego głos, jednak się gubiłam. Mroczki i czarne plamki, które widziałam jakoś mi nie pomagały.
Próbowałam podnieść się na łokciach, ale w tej chwili poczułam, że wszystko się we mnie pali. Bolało, tak cholernie bolało.
-Gdzie... Gdzie ja jestem?-Zmusiłam moje wargi do ruchu. Każdy nawet najmniejszy ruch powodował u mnie falę bólu.
-Jesteś w szpitalu. 17 dni leżałaś w śpiączce, cudem przeżyłaś katastrofę samolotu-mówił spokojnie Ross. Tak, Ross. To był on.
-Och, dlaczego nic nie pamiętam?-Udało mi się otworzyć oczy, jednak potrafiłam wpatrywać się tylko w sufit.
-Poczekaj, pójdę po lekarza. Powinien wiedzieć, że znowu jesteś wśród żywych.
Głowa opadła mi na ramię, a trzask zamykanych drzwi spowodował mocne dudnienie w uszach. Jak to możliwe, że przeżyłam taki wypadek? Nie pamiętałam nic z tego feralnego dnia. Zupełnie nic.
Lekarz wyjaśnił mi wszystko. Nie byłam jedyną, która przeżyła. Było jeszcze dwóch innych pasażerów. Byłam w ciężkim szoku. Głównym powodem była świadomość, że przez 17 dni nie dawałam znaku życia. O mój Boże, to kawał czasu.
-Cały czas byłeś przy mnie?-zapytałam narzeczonego.
Ten ujął moją dłoń i przytaknął głową. Mimo uczucia palenia udało mi się uśmiechnąć.
-Przepraszam Cię, Lauro.
Zmarszczyłam brwi. Nie bardzo wiedziałam, o czym on mowił.
-Przecież nie masz mnie za co przepraszać.
Spuścił głowę. Był smutny. Dlaczego? Przecież dopiero co wybudziłam się ze śpiączki, powinniśmy się cieszyć. To nie jego wina, że samolot uległ zniszczeniu. Nie miał czym się przejmować.
Okazało się, że jedną z osób, którym udało się przeżyć, była mała Elizabeth. Biedna straciła i matkę, i ojca. Zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Była za młoda na samodzielne życie. Dlatego po opuszczeniu szpitala, złożyłam z Rossem pismo dotyczące adopcji. Zostało ono rozpatrzone pozytywnie, a cały proces przeszedł naprawdę migiem. Liz zamieszkała z nami. Z początku ciągle wypytywała o swoją matkę. Ja mówiłam prawdę. Nie można oszukiwać dzieci. To tak, jakby oszukiwać siebie samego.
Z moim narzeczonym układało się znakomicie. Zrezygnowałam z pracy specjalnie dla niego. Wypadek również był tego przyczyną, bo to on sprawił, że mam traumę. Regularnie uczęszczałam na spotkania z psycholog. To przeżycie zostawiło ogromny ślad w mojej psychice. Z początku nie wiedziałam, czy uda mi się jakoś z tego wyjść. Ale się udało. Najważniejsze było to, że miałam coś, o czym zawsze marzyłam. Rodzinę.